Skocz do zawartości
Nerwica.com

Szałwia

Użytkownik
  • Postów

    67
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Szałwia

  1. Pomaga... nawet nie chce myslec jak by sobie radzil, gdyby byl sam. Ale masz racje, to nie wystarcza. Poza tym nie chce zeby byl uzalezniony ode mnie czy kogokolwiek innego. Co jesli gdzies wyjade i mnie nie bedzie, poklocimy sie albo bede miec wlasne problemy? Nie mozna w 100% uzalezniac swojego samopoczucia od drugiej osoby ani przejmowac tak odpowiedzialnosci za czyjas psychike. Dla mnie to tez duze obciazenie, zwlaszcza wtedy pare miesiecy temu gdy naprawde rozwazalam czy nie bedzie lepiej jak sie rozejdziemy.
  2. Czyli zostaje czekac na najgorsze, az nie bedzie zadnego wyjscia?
  3. On ma uzdolnienia artystyczne, mysle ze swietnie by sobie poradzil z grafika komputerowa czy czyms w tym rodzaju. Kiedys bawil sie roznymi programami do projektowania, niezle mu szlo. Rysuje naprawde swietnie. Oczywiscie nie przyjmuje tego do wiadomosci ;/
  4. Tez tak uwazam, ale na razie to malo realny problem skoro jeszcze nawet licencjatu nie ma. To plan za co najmniej 2 lata. Jak naprawde powaznie myslal o szkole wojskowej, to takich problemow nie mial...
  5. A co to ma do rzeczy? Nic scislego, anglistyka. W jego przypadku to byl wybor 'bo cos trzeba', ani nie jest humanista ani zamierza pracowac w tym zawodzie. Studia byly wybrane glownie po to by miec papier do szkoly wojskowej (no i by dobrze opanowac jezyk). Poza tym on w ogole w siebie nie wierzy, wszyscy mowia mu ze swietnie rysuje, ja mu to tluke od lat, to mnie zbywa ze gdzie tam. -- 08 sty 2014, 02:43 -- I czemu tym ludziom nie nalezy sie empatia? Ja teoretycznie tez nie musialam miec nerwicy. Zdrowa, cale zycie zadnych powaznych chorob, pelna rodzina, w szkole swietne oceny, pozniej niezle wyniki na studiach, i dorabiac mi sie na nich udalo praktycznie od poczatku. Ale pewne doswiadczenia z domu, dziecinstwa, rowiesnikami tak na mnie wplynely ze po latach zaczelam odreagowywac nerwica i stanami depresyjnymi. Na terapii mialam duzo o ocenianiu, a raczej nieocenianiu uczuc i reakcji... ale mniejsza o to, nie o tym watek.
  6. Niska samoocena, boi sie niepowodzen, jakiejs porazki. Tak to widze. Jego reakcja na to gdy chcialam od niego odejsc byla straszna, bylam przerazona ze on tak reaguje, ze jest tak emocjonalnie zalezny, boi sie zostac sam. A z tymi studiami, to jest presja bo to jego drugie podejscie do studiow. Poprzednia uczelnie musil rzucic bo bylo mu za ciezko, wczesniej powtarzal rok ale jak kolejny raz nie zdal egzaminu dal spokoj. Poszedl na inna lzejsza uczelnie (ten sam kierunek). Jest z tymi studiami do tylu w czasie, zaczelismy w tym samym czasie, ja robie teraz magistra on dopiero licencjat. Pare lat w plecy. Tym bardziej ze ten kierunek nie jest jakims jego wymarzonym, wybral go pierwotnie tylko po to by skonczyc jakiekolwiek przystepne studia i miec mgr, bo chcial isc pozniej do szkoly wojskowej. On moze wprost o tym nie mowi ale czuje ze boi sie ze znowu zawali studia, zostanie z niczym. Rozmawialismy o tym z 2 miesiace temu, wyrzucil z siebie wszystko: ze nie wie co ze soba robic w zyciu, czuje sie jak nieudacznik, jest na studiach troche z przypadku, inni w jego wieku maja juz pokonczone studia, lepiej platna prace, ze wiedza co chca w zyciu robic, ze jak on utrzyma kiedys rodzine. W zyciu nicxzego takiego mu nie wypominalam, to wszystko to jego wlasne mysli... nie spodziewalam sie wtedy w ogole ze on tak o sobie zle mysli... na ogol to ja z nas dwojga uwazalam sie za ta bardziej znerwicowana, ktora sie wszystkim przejmuje, ma kiepska samoocene. To jest naprawde swietny facet, tylko nadwrazliwy. Nosz im wiecej o tym mysle, tym bardziej mnie nosi ze on nie chce zaczac sie leczyc
  7. Ja takie ultimatum postawilam wlasnie pare miesiecy temu. Mielismy wtedy kryzys i problemy, te silne ataki paniki zaczely sie u niego wlasnie z tego powodu. I dlatego ze chcialam od niego odejsc. Powiedzialam wtedy ze tak czy tak musi isc do lekarza, nie ze wzgledu na mnie i problemy miedzy nami tylko po prostu dla siebie. Najpierw sie tlumaczyl ze to nie ma nic do rzeczy, ze jak miedzy nami sie wyjasni to mu przejdzie, ale przynajmniej wtedy posluchal i poszedl. Kasa nie jest az takim problemem, on ma stala niezle platna prace, wspieraja go jeszcze finansowo rodzice. Gdyby zechcial to by te pieniadze na terapie znalazl. Nie chodzi chyba tez o wstyd skoro jest z dziewczyna ktora sama trzy lata sie leczyla (i leczy sie dalej), nigdy zreszta nie robil na ten temat zadnych uwag, zlosliwosci, nic z tych rzeczy. Zawsze mnie wysluchiwal i wspieral. Po prostu uwaza ze moze i niektorym pomaga, ale "wie" ze jemu na pewno nie Do tego jeszcze jego mama ma dosc dziwne podejscie, przynajmniej do psychiatrow: ze nic nie pomoga, co najwyzej odurza lekami. Co jest o tyle dziwne, ze jest ratownikiem medycznym wiec jako pracownik sluzby zdrowia powinna miec chyba jakies pojecie w temacie? A niestety G. jest pod dosc silnym wplywem matki. Tzn nie jest tak ze nie pojdzie bo mama jest przeciwna (wtedy tez byla a poszedl, tylko przyznal sie juz po fakcie), ale mysle ze byloby duzo latwiej gdyby go namawiala. Ja mialam duze szczescie ze przez 3 lata chodzilam na terapie za darmo (raz w tygodniu, nurt psychodynamiczny). Porzadny osrodek, dobrzy ludzie tam pracuja. Byla nadzieja by G. mogl zaczac tam chodzic, rozmawialam tez o tym z moja terapeutka (oczywiscie mialby chodzic do kogos innego). Ale jak pisalam skonczylo sie na jednej wizyty u psychiatry. Co do lekow, lekarka powiedziala mu wtdy ze przy jego problemach wskazana jest raczej psychoterapia, a leki doraznie na uspokojenie w momentach ataku. No i hydroxyzyne ma, jak sie bardzo zle poczuje to wezmie. Ale ile tak mozna? Zostaje terapia. No i jestesmy w punkcie wyjscia
  8. Pieniadze by sie znalazly, nie sa az takim problemem. Problemem jest jego nastawienie, nawet gdyby byla za darmo on nie chce... Dzieki za odpowiedz. Zdaje sobie sprawe, ze on powinien sam chciec pojsc. Tylko co zrobic by zechcial
  9. Witam. Mam problem, chodzi o mojego chłopaka. Jestesmy razem prawie 3 lata. On zawsze byl wrazliwy, ma dosc krucha psychike, bardzo denerwuje sie w stresujacych sytuacjach. Pare miesiecy temu gdy mielismy problemy i bylismy na granicy rozstania, mial przez kilkanascie dni prawie codziennie ataki paniki i typowe objawy nerwicowe: trudnosci z oddychaniem, oslabienie, hiperwentylacja, mdlosci, telepawka, brak apetytu, problemy ze snem, serce mu sie tluklo... raz bylo tak zle ze musialam zawiezc go na pogotowie. Nawet hydroxyzyna pomagala na krotko a zdarzalo sie tez ze prawie wcale... zaczal brac jednak leki, po jakims czasie ulozylo sie miedzy nami i wrocilo do normy, zostalismy ze soba, objawy i ataki ustapily. W tamtym czasie prawie sila go jednak zaciagnelam do psychiatry (on oczywiscie nie chcial i nie wierzyl ze to cokolwiek da). Chcialam by zaczal terapie bo nie moglam patrzec jak sie meczy, probowalam mu pomoc jak potrafie ale uwazalam ze potrzebuje profesjonalnej pomocy. Poszedl. Na wizycie dowiedzial sie ze ma problemy z samoocena, ale ze te ataki paniki i zly nastroj zdarzaja sie sporadycznie a nie trwaja caly czas to nie wystarczy by mogl rozpoczac terapie w owym osrodku na nfz :/ Po wizycie stwierdzil ze nie dowiedzial sie nic nowego czego sie nie spodziewal, no i temat sie urwal. Pani psychiatra powiedziala mu ze rozpoczecie terapii byloby wskazane, ale on nie wierzy ze to mu cos da a zeby mial jeszcze sam szukac i placic - nie. To bylo 2-3 miesiace temu, w miedzyczasie bylo ok. Teraz za pare dni ma sesje (studiuje zaocznie) i niedawno objawy wrocily. Nie sa taki silne jak wtedy, al i tak utrudniaja funkcjonowanie. Ma ciagle silne bole brzucha i glowy, czuje sie bez sil, ciagle by spal. Jestem pewna ze to na tle nerwowym, wszystko zaczelo sie gdy zaczal sie uczyc do egzaminow i dowiedzial sie ze ma az 5 w jeden weekend. Nie wiem jak mu pomoc, probuje go wspierac jak tylko moge. Malo tego, sama cierpie na nerwice i niedawno zakonczylam trzyletnia terapie. Wiem jak nerwica i objawy psychosomatyczne potrafia wykanczac. Bardzo chce by G. rozpoczal terapie ale jak mam go do tego naklonic? On uwaza, cytuje ze "nie wierzy by rozmowa z kims do tego obcym miala pomoc". Ja probuje go wspierac, uspokajac, mowie ze jestem przy nim, moze na mnie liczyc, gdy on sie zle czuje staram sie go wyreczyc w czyms w domu (mieszkamy razem), pomoc, ale co jeszcze moge zrobic? Nie moge patrzec jak on sie meczy. Wychodzi z zalozenia ze to predzej czy pozniej mu minie. Ze jak klopot zniknie (problemy w naszym zwiazku, sesja) to i jemu sie polepszy. A ja uwazam ze to slepa uliczka, jak nie ten problem to inny - nie chce by on tak przezywal za kazdym razem gdy pojawi sie jakas przeszkoda, cos waznego czego on sie bedzie bal. Wierze ze psycholog by mu pomogl. Moze ktos byl w podobnej sytuacji, moze cos doradzic? Bardzo prosze o pomoc pozdrawiam
  10. mam okropny wieczor... jestem znow sama w domu, boje sie, z nerwow boli mnie brzuch. do tego poklocilam sie z chlopakiem. od paru minut placze i nie moge przestac, strasznie mi zle ;/
  11. oby:) nie wiem co mi sie stalo, w piatek mialam wizyte u psychologa bardzo wg mnie znaczaca, zdawalo mi sie ze naprawde robie krok do przodu. byl spokojjny weekend, nagle w nocy lęk.. siedzenie samej nie pomaga. dzięki za wsparcie. w ogóle chyba zacznę więcej pisać tu na forum, do tej pory ograniczalam sie do czytania. nie znam nikogo kto miałby nerwicę czy jakies stany lękowe, nie bylam nigdy na psychoterapii grupowej i to forum jest dla mnie jedynym miejscemn gdzie moge "poznac" osoby ktore wiedza co to znaczy
  12. jestem sama w domu, moj chlopak pojechal na jeden dzien do rodziny. pojechal w zlym momencie, od dzisiejszej nocy czuje jakis nawrot lęku:/ wrocily mi silne bole brzucha, nawet nie wiem dlaczego bo niczym sie nie denerwowalam. wrecz bylo lepiej, weekend byl bardzo spokojny... znowu sie boje, nie chce byc teraz sama...
  13. tez mam z tym problem. najgorzej jak siadam naprzeciw terapeutki, i cisza... wole gdy to ona zaczyna rozmowe :>
  14. tez mam z tym problem. najgorzej jak siadam naprzeciw terapeutki, i cisza... wole gdy to ona zaczyna rozmowe :>
  15. Z terapeutką jest ok, od jakiegoś czasu narastaly we mnie frustracje i lęki zwiazane z rodzajem terapii poniewaz czulam ze psychodynamiczna nie pomaga mi na napady lęku i objawy somatyczne. Np poczulam bol brzucha tuz przed wizyta i natlok mysli ze ona mi nie pomoze, ze pani psycholog bedzie pytac co to spowodowalo a ja nie bede potrafila wskazac przyczyny. Analizowałam co mogło spowodować objawy podczas wizyty, czy może ona faktycznie zrobila/powiedziala cos co tak na mnie wpłynęło, i za każdym razem dochodziłam do wniosku że nie w tym rzecz. To nie z tego powodu wynika. Rozmawiałyśmy o tym, udalo mi sie jakos powiedziec ze od dluzszego czasu narastala we mnie zlosc i lęk ze chodze na terapie ponad 2 lata a te objawy dalej sie pojawiaja. Ze analizowanie dziecinstwa i relacji z innymi nie pomaga na ten problem. Do tego poczytałam o terapii behawioralno poznawczej, że tam skupia sie wlasnie na objawach i jak je eliminowac, czegoś takiego mi brakowało. Na psychodynamicznej mowilam np "wczoraj dostalam ataku paniki, bolal mnie brzuch, bardzo sie boje ze to sie powtorzy" a ona "no dobrze, a z czym to pani wiaze". na dluzsza mete to jeszcze bardziej mnie frustrowalo bo czulam ze to nie rozwiazuje problemu. ciezko bylo mi to jej powiedziec, ale chyba przyjela to dobrze. powiedziala ze zastanowi sie jak polaczyc terapie psychodynamiczna, taka jak byla dotad, z behawioralno poznawcza.
  16. Z terapeutką jest ok, od jakiegoś czasu narastaly we mnie frustracje i lęki zwiazane z rodzajem terapii poniewaz czulam ze psychodynamiczna nie pomaga mi na napady lęku i objawy somatyczne. Np poczulam bol brzucha tuz przed wizyta i natlok mysli ze ona mi nie pomoze, ze pani psycholog bedzie pytac co to spowodowalo a ja nie bede potrafila wskazac przyczyny. Analizowałam co mogło spowodować objawy podczas wizyty, czy może ona faktycznie zrobila/powiedziala cos co tak na mnie wpłynęło, i za każdym razem dochodziłam do wniosku że nie w tym rzecz. To nie z tego powodu wynika. Rozmawiałyśmy o tym, udalo mi sie jakos powiedziec ze od dluzszego czasu narastala we mnie zlosc i lęk ze chodze na terapie ponad 2 lata a te objawy dalej sie pojawiaja. Ze analizowanie dziecinstwa i relacji z innymi nie pomaga na ten problem. Do tego poczytałam o terapii behawioralno poznawczej, że tam skupia sie wlasnie na objawach i jak je eliminowac, czegoś takiego mi brakowało. Na psychodynamicznej mowilam np "wczoraj dostalam ataku paniki, bolal mnie brzuch, bardzo sie boje ze to sie powtorzy" a ona "no dobrze, a z czym to pani wiaze". na dluzsza mete to jeszcze bardziej mnie frustrowalo bo czulam ze to nie rozwiazuje problemu. ciezko bylo mi to jej powiedziec, ale chyba przyjela to dobrze. powiedziala ze zastanowi sie jak polaczyc terapie psychodynamiczna, taka jak byla dotad, z behawioralno poznawcza.
  17. jutro mam wizytę, sprobuje o tym powiedziec szczerze... ehh ostatnio mam jakieś pogorszenie i rozczarowanie sobą i terapią. najgorszym problemem z nerwicą u mnie są somatyzacje (bole brzucha i biegunki), ostatnio źle się poczułam na wizycie i już sobie wkręcam ze strachu że tak będzie co tydzien, ze na co terapia skoro bede si bala samych wizyt i tego jak sie bede tam czuła, obłęd jakis. to pogorszenie samopoczucia w czasie wizyty nie jest powiązane z niczym o czym w tym konkretnym momencie rozmawiam z terapeutka, gdy jej wspominam że właśnie rozbolal mnie brzuch ona sie dopytuje co z rozmowy na to miało wpływ, a ja czuję ze nic i to mnie jeszcze bardziej frustruje i pogarsza stan rzeczy:/ poza tym denerwuje się coraz bardziej że na terapii behawioralno poznawczej bylaby konkretna praca nad lękami przed somatyzacją, a tu to jest jakby obchodzone dookoła. no i jak widać na te zaburzenia i ataki paniki co jakiś czas samo rozmawianie o dzieciństwie i rodzinie nie wystarcza...
  18. jutro mam wizytę, sprobuje o tym powiedziec szczerze... ehh ostatnio mam jakieś pogorszenie i rozczarowanie sobą i terapią. najgorszym problemem z nerwicą u mnie są somatyzacje (bole brzucha i biegunki), ostatnio źle się poczułam na wizycie i już sobie wkręcam ze strachu że tak będzie co tydzien, ze na co terapia skoro bede si bala samych wizyt i tego jak sie bede tam czuła, obłęd jakis. to pogorszenie samopoczucia w czasie wizyty nie jest powiązane z niczym o czym w tym konkretnym momencie rozmawiam z terapeutka, gdy jej wspominam że właśnie rozbolal mnie brzuch ona sie dopytuje co z rozmowy na to miało wpływ, a ja czuję ze nic i to mnie jeszcze bardziej frustruje i pogarsza stan rzeczy:/ poza tym denerwuje się coraz bardziej że na terapii behawioralno poznawczej bylaby konkretna praca nad lękami przed somatyzacją, a tu to jest jakby obchodzone dookoła. no i jak widać na te zaburzenia i ataki paniki co jakiś czas samo rozmawianie o dzieciństwie i rodzinie nie wystarcza...
  19. jutro mam wizytę, sprobuje o tym powiedziec szczerze... ehh ostatnio mam jakieś pogorszenie i rozczarowanie sobą i terapią. najgorszym problemem z nerwicą u mnie są somatyzacje (bole brzucha i biegunki), ostatnio źle się poczułam na wizycie i już sobie wkręcam ze strachu że tak będzie co tydzien, ze na co terapia skoro bede si bala samych wizyt i tego jak sie bede tam czuła, obłęd jakis. to pogorszenie samopoczucia w czasie wizyty nie jest powiązane z niczym o czym w tym konkretnym momencie rozmawiam z terapeutka, gdy jej wspominam że właśnie rozbolal mnie brzuch ona sie dopytuje co z rozmowy na to miało wpływ, a ja czuję ze nic i to mnie jeszcze bardziej frustruje i pogarsza stan rzeczy:/ poza tym denerwuje się coraz bardziej że na terapii behawioralno poznawczej bylaby konkretna praca nad lękami przed somatyzacją, a tu to jest jakby obchodzone dookoła. no i jak widać na te zaburzenia i ataki paniki co jakiś czas samo rozmawianie o dzieciństwie i rodzinie nie wystarcza...
  20. może to terapeutka tak działa? świat jest mały i jeszcze okaże się, że chodzimy do tej samej. Ja chodzę na ostrowskiego, więc jeśli ty tez, to ta sama bo innej tam nie ma. Ale wydaje mi się, że to jednak coś w nas jest. wczoraj już trochę bardziej otwarcie z nią rozmawiałam i było mi z tym lepiej. Może warto nie myśleć, nie snuć scenariuszy przed terapią a iść na żywioł :) Jak myślisz, zdałoby u ciebie to egzamin? ja chodzę na Białowieską. ostatnią wizyte wlasnie terapeutka duzo rozmawiala ze mna o moich uczuciach wzgledem terapii i jej samej. trudne sa dla mnie te rozmowy , nie potrafie dalej przyjac tego ze moge np wyrazic swoje niezadowolenie/zawod terapia gdy cos jest nie tak, zaraz boje sie ze takie uczucia sa nie na miejscu, ze skoro sa pogorszenia mimo terapii to widocznie z mojej winy i nie mam prawa czuc zlosci/rozczarowania terapia. a do tego strasznie sie obawiam ze zraze do siebie terapeutke takimi slowami. ona wlasnie mi tlumaczyla ze w takim mysleniu to tak jakbym traktowala ją jak osobe prywatna ktora moze sie obrazic lub nie zrozumiec gdy bede szczera ze swoimi uczuciami.
  21. dziękuję za odpowiedzi. @legero - mam dokładnie tak samo. jadac na wizyte ukladam sobie plan co powiem, ze jak zaczne mowic o czyms co mnie naprawde boli i zbierze mi sie na placz to nie bede sie powstrzymywac. a jak juz wejde do gabinatu, siadam i zaczynam mowic...blokada:/ jakas zahamowana jestem:/
  22. mam takie głupie pytanie... zdarza sie wam plakac w czasie rozmowy psychologiem? zdarzylo mi sie z dwa razy,bylam juz na krancu wytrzymalosci ze nie wytrzymalam bo normalnie mam przed tym megablokade. potrafie w najgorszych momentach rozryczec sie gdy jestem sama lub z chlopakiem, mysle wtedy by wyrzucic z siebie to wszystko na najblizszej wizycie, ze na pewno nie bede miec oporow. a gdy juz jestem w gabinecie, jakby mnie ktos zablokowal. mam taka blokade przed takim okazywaniem uczuc i ten koszmarny wstyd jak zareaguje pani psycholog, co o mnie pomysli, czy to normalne ze sie rozplacze. dodam ze na terapie (w nurcie psychodynamicznym) chodze juz ponad 2lata i mam zaufanie do terapeutki (co zreszta tez przyszlo powoli i z trudem). czasem gdy o czyms mowie na wizycie budzi to we mnie takie emocje ze jestem na skraju placzu i ledwo moge mowic ale powstrzymuje sie ze wszystkich sil by sie nie rozplakac. pozniej sie na siebie zloszcze ze w koncu na wizytach nie powinnam sie hamowac i udawac ze nie jest mi ciezko. jak sobie z tym radzic?
  23. Kowal, chciałam i jednocześnie się zmusiłam bo od paru dni gorzej się czułam, i to był taki test czy sobie poradzę w takim miejscu, jak się będę czuła. Szłam do kina z chłopakiem i bardzo mi zależało by wszystko było w porządku. Wyjścia publiczne samej czy z nim już od dawna nie były dla mnie problemem i tym bardziej przeżyłam taki regres. Niby wiem że to przejdzie i z tego wyjdę ale ciężko w to uwierzyć
  24. Dziś obudziłam się nad ranem cała spięta, znów mdłości, panika, ból żołądka... jest już lepiej ale na samą myśl o wieczorze i kolejnej nocy boję się. Dawno nie miałam takiej fatalnej nocy:(
×