witajcie!
jestem w kropce, rok temu brałam na depresję po śmierci bliskiej mi osoby velafax xl 75 i 37,5 i do tego sulpiryd aktywizująco, jakoś nie bardzo widziałam poprawę Lekarz dopatrzył sie że jestem dda i polecił terapię, a jako że jestem "twardziel" rzuciłam leki, bo nie chciałam wspomagania, robiłam porządek ze sobą na żywca. Myślałam że dam radę, jednak powrót do dzieciństwa wykończył mnie, jestem wypluta, znów nic mi się nie chce i znów powrót do psychiatry, był zły że przerwałam terapię i znów dał mi te same leki. Zastanawiam sie czy to ma sens, sulpiryd jakoś tam na mnie działa i nawet szefowej w pracy nie chcę udusić (na razie), natomiast gdy próbowałam velafax xl to jedna tabletka tak mnie zmuliła że musialam wziąść wolne w pracy! Teraz nie wiem czy dalej probować na siłę, poprzednim razem nie miałam takich cyrków, czy poprzestać tylko na sulpirydzie. Nie chcę silnych leków, boję się uzależnienia a velafax jest chyba jednym z tych najłagodniejszych? Jak wy radziliscie sobie z braniem tego leku? Tracę zaufanie do tego specyfiku, już nie wiem czy to cokolwiek zmieni
Mała podpowiedź? Będę wdzięczna