Skocz do zawartości
Nerwica.com

wiewioreczka85

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wiewioreczka85

  1. hej wyczytalam w Twoim opisie estazolam:> wiem ze mam to w domu zostalo mi w apteczce babci prawie cale opakowanie...moge podjac probe leczenie sie tym bez konsultacjii z lekarzem i silnaa wola na polu bitwy? z tego co pamietam to chyba leki nasenne?
  2. wiewioreczka85

    Odrobina poezji

    Stoimy nad przepaścią własnych paranoi, My z początku obcy a zarazem tak bliscy, Spojrzałam na Ciebie i wiedziałam już, Ze nastąpi taniec naszych dusz, Na baczność wkręty Ciebie stawiają, W głowie twojej nerwy puszczają, Słyszymy bicie naszych serc, Lecz nie radości jest to muzyka, To psychoza w nas głęboko ukryta, Nerwica co oddech zatyka, Budziłam się w nocy nie wiedząc nic, Lęk w żyłach moich zasiadł, Drętwienie ręki, duszność straszliwa, Niepokój, a może śmierć mnie wzywa, Zamykam oczy aby nie widzieć, Żeby moje myśli skupione były, Zatykam uszy, aby nie słyszeć, By nie dopadły mnie odgłosy strachu, Otwieram usta najszerzej jak mogę, Oddycham jakbym była nad morzem, Spokój zaczyna krążyć w moich myślach, W moich żyłach, w moim sercu, ************************************************* Ty wciąż na baczność stoisz, Wynikiem zaszantażowany, Nie godzisz się z tą myślą, Wmawiasz żeś niedoskonały, Zbyt wiele wymagasz od siebie, Serce bije inaczej wadą osaczone, Chwyć mnie za rękę kochanie, Razem Tym lękom spuścimy lanie…
  3. czesc wam. mam pytanko gdzie najlepiej szukac pomocy w szczecinie psychiatra? psycholog...nie wiem od czego zaczac...ile mniej wiecej taka osobka liczy sobie za wizyte? albo czy mozna isc do jakiejs poradni za frajer tylko wtedy pewno dlugo czekac trzeba...
  4. i ja chcialam isc na psychologa...jak mozna leczyc innych nie umiejac poradzic sobie ze soba...jak mozna kazdego dnia walczyc o siebie, ze soba...walczyc...no wlasnie dobre slowo...tylklo "ile jeszcze we mnie wiary????" tym optymistycznym akcentem szczecin wita:/
  5. Umarlam... Smiercia,ktora sobie sama wybralam.. Umarlam... Smiercia,na ktora sama zasluzylam... Nie chce juz zyc na tym swiecie.. Niech ktos wkoncu odbierze mi zycie.. Codziennie masa klopotow.. Co sekunde wieksza ilosc problemow. Ciagle ludzie oceniaja mnie nie myslac o tym co ja czuje.. Chcialbym UMRZEC.. Smiercia,ktora powoli zaczynam WYBIERAC.. Chcialabym odejsc z Tego SwIaTa.. Zabierajac wszystko co bylo dla mnie NAJPIEKNIEJSZE...!!! czesc wam wszystkim.eh...nie wiem czy mam depresje jakas napewno...bo swoje juz przeszlam i wycierpialam a teraz walcze ze soba kazdego dnia ze soba i o siebie. jestem swiezynka na forum.mozecie o mnie przeczytac "czasem kazdy dzien przynosi lek".a mam do was prosbe. pisze prace badawcza na temat postaw ludzi wobec samobojstw.czy jestescie za czy przeciw i dlacxzego? czy jest to ucieczka czy wyzwolenie...hm...ja sama nie wiem.raz ba! zeby to raz zuyletka byla w robocie ale teraz kiedy mam problemy ze soba mimo wszystkich parszywosci tego swiata chcem zyc/ piszcie robaczki.z gory dzieki za pomoc:>
  6. tak tez wlasnie przypuszczam niestety:) ciesze sie tzn nie nie ciesze sie bo najwiekszemu wrogowi tego nie zycze...ale wiem ze nie jestem sama ze wszyscy tutaj mamy takie problemy...
  7. "wielu ludzi nosi w sobie ukrytego potwora chorobe ktora wysysa im krew ktory ich pozera rozpacz ktora gniezdzi sie w ich nocy.oto czlowiek ktory nie rozni sie od innych chodzi porusza sie i nikt nie wie ze ma w sobie okrutnego potwora bolesc stuzebna ktora w nim zyje i zabija go" niestety...taka prawda.sama sie zastanawiam jak i kiedy to wszystko zaszlo az tak daleko.chcem byc normalna chcem zyc jak kazdy inny normalny czlowiek.a po prostu kazdy dzien staje sie coraz wieksza katorga. wszystko zaczelo sie dokladnie rok temu.jechalam autobusem, ostre hamowanie i z calej sily przygrzalam klata w rurke:/ oczywiscie stluklam sobie zebro:)i caly czas mnie bolalo przez co czulam jak troche mnie uciska. takie zycie,ale jeszcze tego samego dnia wieczorem ktos mi powiedzial ze mze zebro wbija mi sie w pluca...i to wystarczylo.kilka godzin intensywnego myslenia i poczulam ze to sie dzieje naprawde.dostalam ataku...( kurcze macie pojecie jak ciezko o tym pisac)oczywiscie karetka...nic mi nie jest...taka tam przypadlosc zestresowalo sie dziecko i tyle...bylo to uczucie tragiczne po prostu...3 miesiace wczesniej dosc ostro korzystalam z zycia ale potem byl szpital i wszystko wrocilo do normy...czy alkohol i silne srodki przeciwbolowe (tramale np.) mogly miec na to jakis wplyw?ten atak potraktowalam jako przypadlosc jednorazowa, nie wiedzialam jeszcze wtedy ze bedzie mi towarzyszyl wierniue jak przyjaciel w kazdym momencie mego zycia...zdarzalo sie jeszcze kilka razy ilekroc sobie o tamtym przypomnialam i tak ze skrajnosci w skrajnosc...przyszly wakacje i wszystko bylo ok.chociaz spozywalismy dosc sporo alkoholu ktory daje naprawde spokoj...przynajmniej dzisiaj,tzn na dzis dzien, ale ja wiem ze to bez sensu...od momentu wakacjii do dzisiaj zdarzylo sie pare atakow...ale to co sie dzieje ostatnimi czasy przeraza mnie...lek przed siedzeniem na zajeciach,ba! lek przed srodkami komunikacjii...usiluje nie potrafie z tym walczyc...czasem wydaje mi sie ze jak zaczynam siewiercic drapac krecic uspokoic oddech zeby nie zemdlec to ludzie patrza jak na wariata...boze ile razy czlowiek mial ochote sie zabic....depresja i takie tam bla!bla!bla! ale teraz lek przed smiercia towarzyszy mi kazdego dnia...udar, zawal...boze czuje sie bezpiecznie tylko w domu.jak widze sie z rodzicami tez sie boje jakby to bylo jakby umarli...co sie ze mna dzieje???co to za k* mnie dopadlo i we mnie siedzi...ciagly lek niepokoj...ciagle duszenie sie, prawie ze mdlenia,kaszel, ucisk w klacie, dretwienie,pocenie ...ciagle drzenia rak i wszystkiego w srodku...tylko alkohol uspokaja...ale jest tez na drugi dzien oslabienie ktore oxczywiscie wiaze sie z wyimaginowanym atakiem...nawet nie wiem jak i komu mam o tym powiedziec...mam ze soba problemy ale nie umiem o tym mowic...chlopak przy ktorym odzylam i przez caly czas kiedy z nim bylam nie mialam takich mysli i ani jednego ataku oczywiscie porzy nim rzucil mnie z dnia na dzien...bez powodu...zdarzylo sie tez pare innych rzeczy...zawalilo sie wszystko,ale ja sie tym nie przejmuje.boje sie o siebie i o to co sie dzieje w mojej glowie...zaraz sesja...boze daj mi zdac te egzaminy i daj wakacje zebym mogla cos zrobic ze soba...tylko pytanie co/....przeciez takie zycie to nie zycie...to koszmar:((( ps. a tak przy okazjii to sie da leczyc? bo ja mysle ze rzaden psychiatra nie pomoze jak sama sobie nie potrafie pomoc,zwalczyc tego co we mnie siedzi...[/b]
×