Wygląda to dla mnie tak jak standardowy kryzys w związku po 2 latach, tyle ,że u Ciebie objawił się on niedawno.
Widzę również po tym co piszesz ( może się mylę) pewną zależność poczucia własnej wartości, od tego czy sprostasz oczekiwaniom innych.
Twoja satysfakcja jest równa temu, że Ty usatysfakcjonowałaś innych.
Staram się zrozumieć Twoją sytuację rodziną...i rozumiem dążenia do jakiejkolwiek stabilizacji z człowiekiem, który "ogarnął " całą sytuację i z otwartymi ramionami zaczął tworzyć nowy rozdział życia z Tobą.
Ale związek to relacja partnerska, tu obydwoje macie coś do powiedzenia.
Nie może być tak,że Ty masz świadomość tego,że On zrobił nie wiadomo co dla Ciebie ( bo miałaś trudne życie we własnej rodzinie), i w związku z Tym czuje się Panem całej sytuacji.
Gdzie w tym wszystkim jesteś Ty?
Nie napiszę Ci tekstu w stylu " odejdź od niego , bo nie zasługuje na Ciebie itp."
To nie ma sensu.
Wiem jedno, Związek to sztuka kompromisu... tylko obie strony muszą chcieć na niego pójść.
Tak na prawdę to nie wiem jakich ludzi bardziej podziwiam:
- czy tych , którzy z powodu niezrozumienia postanowili odejść/ rozstać się
- czy tych, którzy pomimo wielu przeciwności życiowych wierzą w związek i pracują nad nim i walczą o niego .
Najgorsze jest to, że w chwili obecnej jesteś nieszczęśliwa...
Nikt Ci nie powie co dalej...
Być może wystarczyłby jakaś mała, ale radykalna zmiana...
Choć boję się o Ciebie...
Boję się, że kiedyś zostaniesz żoną człowieka, który będzie Ci dyktował od A do Z jaka masz być, jak masz "jego " potomstwo wychowywać... a Ty zawsze będziesz już miała w głowie, że przecież lepiej trafić nie mogłaś, mimo całego Twojego cierpienia " W tym wszystkim"
Pozdrawiam ciepło z całego serducha.