Skocz do zawartości
Nerwica.com

mrbm

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mrbm

  1. Beti... jeśli psychoterapia nie robi za psychokosmetykę dla znudzonych tylko stanowi o być albo nie być człowieka, to mamy jasne priorytety. I to dotyczy nie tylko depresji ciężkiej ale i tej lekkiej - która paradoksalnie może wyrządzić w życiu więcej szkód niż tzw. "depresja jawna", która przebiega szybko, burzliwie, łatwo ją zdiagnozować. Skoro na walkę z rakiem znienacka wszyscy się mobilizują, aktywizują siebie, rodzinę, obcych nawet, to dlaczego tego nie robimy, kiedy siada nam "główny procesor"? Kiedy człowiek psychicznie sam niszczy siebie, jak nowotwór występuje przeciwko własnemu JA, często porywając się na swoje życie, w najlepszym razie kaleczy siebie na inne sposoby... ? Depresja to nie majaki zblazowanego poety, ale poważna, wyniszczająca choroba która podstępnie degeneruje zwłaszcza Polaków - bo mamy kulturowy nawyk lekceważenia "nastrojów", a już zwłaszcza jeśli idzie o mężczyzn, którzy powinni być zawsze "twardzi". Tak są polscy mężczyźni wychowywani od małego chłopca, w kulturze zimnego macho. Gdzieś, raz po raz ten "macho" pęka, gazety sycą się opisami wisielców, morderców rodzinnych, krzywdzicieli prześladowców, ale też alkoholików, narkomanów - którzy stanowią nieproporcjonalnie duży procent w stosunku do kobiet... itd. Ale zjechałem z tematu. Ogromnie. Wiem. W sumie co miałem napisać, to napisałem na początku tego posta.
  2. Wyautowanie społeczne depresję pogłębia. A brak pracy jest jednym z główniejszych stanów podcinających wiarę w siebie. Także ten temat nie może brzmieć głupio. Ja w pewnym sensie jestem szczęściarzem.,Chociaż jestem całkiem młody, to nie pracując mam stały już, pasywny dochód który pozwala mi nie troszczyć się o to co przysłowiowo do garnka włożyć. (Ale nie zazdrośćcie mi, bo widzę po sobie, że to również przekleństwo. Kasa mi wpada, ale życiowo jestem kompletnie nieczynny. Nikt mi nie szefuje, nie mam kolegów z pracy, nie mam znajomych, nie mam przyjaciół. Nie jestem biedny, ale też nie jestem bogaty. Z nikim się nie spotykam, z nikim nie widuję. Ale najważniejsze w tym wszystkim, że od bardzo wielu lat mam depresję. (dystymię z paroma mocniejszymi epizodami) Źle leczoną. Dzisiaj wiem, że gdyby nie to moje miękkie lądowanie - czyli moje pieniądze, to proza życia przymusiłaby mnie do szukania sensownych rozwiązań już jakieś dziesięć lat temu i teraz pewnie żyłbym zupełnie inaczej. W tej sytuacji pewnie dla niewielu moje zdanie w temacie będzie istotne, ale chciałbym tylko powiedzieć, że jeśli ktoś nie ma pracy, a ma już depresję... to niech nie tyle szuka pracy, tylko niech sfokusuje sie na ważniejszą sprawę - zapożycza się, niech bierze jakieś cholerne kredyty na podstawową egzystencję itp. gdzie jednak główne koszta idą na SENSOWNĄ TERAPIĘ. Od tego trzeba zacząć. Zdrowa psychika to podstawa wszystkiego. Bez tego wszystko co się robi, to jak zamki na piasku... Sory za patos.
  3. mrbm

    [Warszawa] Nasza Stolica

    Temat o dystymii był, ale rozmył się. A mi chodzi o konkret. Poradźcie mi proszę - gdzie, do kogo się udać w Warszawie. Tylko proszę nie polecać mi zaprzyjaźnionych, tudzież, miłych terapeutów. Chcę SKUTECZNYCH - czyli takich, którzy SKUTECZNIE Was WYLECZYLI z tego świństwa. Z góry dziękuję.
  4. Przez lata przeczytałem sporo książek z tej tematyki - od ściśle naukowych podręczników, po "dzieła" różnego rodzaju uzdrawiaczy-amatorów. W końcu zrozumiałem, że 90 procent tej makulatury jest absolutnie bezużyteczna. A nawet im więcej człowiek czyta tego gówna im częściej rozczarowuje treścią tych kolorowych i obiecująco zatytułowanych pozycji w tym większy dół wpada. Żadna książka człowieka nie uleczy z depresji, z dystymii (ja jestem dystymikiem) Ja w każdym razie przestałem się już czarować. Znam tylko trzy książki, które w 100% z czystym sumieniem mógłym polecić jako wartościowe wsparcie normalnego procesu leczenia - (czyli fachowej psychoterapii) i rzeczywiście pomocne (pod warunkiem solidnej pracy nad sobą). Pierwsza to - "Świadomą drogą przez depresję" Marka Williamsa i Johna Teasdale'a. Zero lania wody, za to jest tam opis faktycznie skutecznych strategii wpływania na własny, codzienny nastrój. Pozostałe dwie są mniej z dziedziny psychologii, a bardziej socjologi a nawet biznesu. "Męskość" Stephena Bidulpha - moim zdaniem obowiązkowa lektura, nie tylko dla mężczyzn. Mądra książka i bardzo krzepiąca. A trzecią jest sławna pozycja Napoleona Hilla "Myśl i bogać się" - pozornie nic wspólnego z depresją nie ma (poza rokiem wydania 1937 - czyli schyłkiem "depresji" w USA, najbardziej przygnębiającego okresu w dziejach Ameryki), a jednak ... :) Założę się, że SUMIENNE stosowanie się do wskazówek Hilla wyleczyłoby z depresji niejednego :))
  5. A to moja żelazna dziesiątka polepszaczy humoru: Lepiej być nie może (z Nicholsonem) Dwaj zgryźliwi tetrycy (1 & 2) (z Lemmonem i W. Mathiau) Galaxy Quest (z m in. Timem Allenem i S. Weaver) Młody Frankenstein (Mela Brooksa) Gorąca laska (z Robem Schneiderem) Od wesela do wesela (z Adamem Sandlerem) Głupi i głupszy (z Carreyem i Danielsem) Tylko razem (Moodyssona) Trudne słówka (z Sandlerem) Cygańskie Dziewczę (z Flipem i Flapem)
×