Beti... jeśli psychoterapia nie robi za psychokosmetykę dla znudzonych tylko stanowi o być albo nie być człowieka, to mamy jasne priorytety. I to dotyczy nie tylko depresji ciężkiej ale i tej lekkiej - która paradoksalnie może wyrządzić w życiu więcej szkód niż tzw. "depresja jawna", która przebiega szybko, burzliwie, łatwo ją zdiagnozować. Skoro na walkę z rakiem znienacka wszyscy się mobilizują, aktywizują siebie, rodzinę, obcych nawet, to dlaczego tego nie robimy, kiedy siada nam "główny procesor"? Kiedy człowiek psychicznie sam niszczy siebie, jak nowotwór występuje przeciwko własnemu JA, często porywając się na swoje życie, w najlepszym razie kaleczy siebie na inne sposoby... ? Depresja to nie majaki zblazowanego poety, ale poważna, wyniszczająca choroba która podstępnie degeneruje zwłaszcza Polaków - bo mamy kulturowy nawyk lekceważenia "nastrojów", a już zwłaszcza jeśli idzie o mężczyzn, którzy powinni być zawsze "twardzi". Tak są polscy mężczyźni wychowywani od małego chłopca, w kulturze zimnego macho. Gdzieś, raz po raz ten "macho" pęka, gazety sycą się opisami wisielców, morderców rodzinnych, krzywdzicieli prześladowców, ale też alkoholików, narkomanów - którzy stanowią nieproporcjonalnie duży procent w stosunku do kobiet... itd. Ale zjechałem z tematu. Ogromnie. Wiem. W sumie co miałem napisać, to napisałem na początku tego posta.