Miałem żonę(tzn. jeszcze mam, czekamy na rozwód), Wszystko zaczęło się 12 lat temu, kiedy to ona postanowiła sprawdzić – jak to jest z innym facetem? Kiedy się o tym dowiedziałem postanowiłem się rozwieść. Jednak obecność wtedy 6 letniego syna i prośby rodziców, teściów, że takie rzeczy się wybacza i takie tam „sraty-pierdaty” spowodowało, że postanowiłem utrzymać ten związek przy „życiu”. Moja żona nigdy nie wyjaśniła mi, dlaczego tak postąpiła, nawet w zasadzie, nigdy mnie za to nie przeprosiła. Było mi bardzo źle. Potrzeba kontaktów fizycznych powodowała, że dochodziło miedzy nami, czasami do kontaktów „intymnych”. To słowo wziąłem w cudzysłów celowo, bo unikałem całowania i innych zbędnych rzeczy jak ognia. Przykre, być może chamskie, ale prawdziwe (prostytutki też się nie całują). Rezultatem tych kontaktów jest drugi syn. Smutno o tym mówić, ale my tego nie planowaliśmy, tzn. ja nie planowałem, żona po prostu odstawiła pigułki o niczym mi nie mówiąc. Tkwiłem w tym związku aż do września ubiegłego już roku. Mój syn niedługo kończy 18 lat i jest już na tyle dorosły żeby zrozumieć, że ludzie czasami od siebie odchodzą. Młodszy musi też zrozumieć. Niedawno poznałem kobietę, która jak mi się wydaje zakochała się we mnie. I tu zaczynają się problemy, z którymi nie daje sobie rady. Chyba podświadomie nie mogę obdarzyć jej zaufaniem, jakim darzy się osobę, którą się kocha. Tu wychodzi drugi problem: ja nie wiem czy ją kocham. Wydaje mi się po prostu, że ja nie umiem kochać, nie wiem(nie pamiętam jakie to uczucie). Wciąż mam takiego doła, że szkoda gadać. Do tego często łapie się na myśli, że lepiej by było dla innych gdyby mnie nie było wcale. Nie chcę nikogo skrzywdzić. Szkoda mi dzieci, bo wiem, że młodszy syn ma w głowie mętlik i nie rozumie o co w tym wszystkim chodzi. Nie chcę skrzywdzić swojej obecnej kobiety, bo czuję jej wsparcie, ale boje się, że w przyszłości może stać się coś podobnego i wtedy już nie dam rady, z resztą teraz też już nie daję.