Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mariè

Użytkownik
  • Postów

    39
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Mariè

  1. Mnie wszystko jedno, czy to będzie gromadne spotkanie, czy takie w cztery oczy. Chętnie pogadam z jakimiś sympatycznymi ludźmi. Mieszkam pod Warszawą (okolice Piaseczna). ars@buziaczek.pl
  2. Szukam ludzi z okolic Warszawy. Chętnie wymienię się z kimś doświadczeniami, porozmawiam w cztery oczy. Kilka słów o mnie: mam 20 lat, studiuję pedagogikę, kocham poezję (sama też piszę ) i sztukę, od kilku lat choruję na nerwicę lękową połączoną z fobią społeczną.
  3. Nie tylko na forum internetowym. Czasami widuje osoby chore na nerwicę np. na ulicy czy w jakiejś instytucji. Niedawno pojechałam do Warszawy, żeby załatwić sprawę w banku. Kiedy czekałam, stanęła niedaleko mnie kobieta, która na 100% choruje na tę przypadłość. Nogi jej intensywnie drżały, a to wyraźnie ją peszyło. Ja też na początku się wstydziłam. Teraz, jeśli ktoś nachalnie i nieprzyjaźnie się na mnie gapi, posyłam mu takie spojrzenie, że chyba go ciarki przechodzą. W każdym razie przestaje. Sa, sa... Wiem-straszna jestem, ale to jeden moich z nielicznych sposobów obrony. Ja znalazłam miłość, kiedy byłam już chora. Jesteśmy ze sobą prawie rok i nawet nigdy się porządnie nie pokłóciliśmy. Jednak nasz związek chyba się rozpadnie. Nie z powodu nerwicy, ale odległości. Od kilku miesięcy dzieli nas kilkaset kilometrów. Chyba pęknie mi serce, jeśli się rozstaniemy. Mimo wszystko nie żałuję, że go spotkałam. Jakże ci zazdroszczę tych kotków, Vampirku82! Strasznie chciałabym mieć w swoim otoczeniu zwierzaki. Niestety nie będzie to łatwe do zrealizowania. Planuję wynająć pokój w Warszawie. Dość mam już dojazdów.
  4. Moniczko, marzenie o wyjściu z choroby (nie nazywaj jej szaleństwem; to nietrafne określenie ) może się spełnić. Potrzeba na to trochę czasu. Nie trać więc wiary, bo bardzo się przydaje w walce z nerwicą. Myślę, że wielu ludzi z tego forum doświadcza samotności. Ja też. Wczoraj spotkałam się z koleżanką, z którą chodziłam do szkoły, kiedy mój system nerwowy nie był jeszcze rozstrojony. Wczoraj wybrałyśmy się do kina. Że też właśnie podczas seansu nerwica musiała zaatakować! Czułam się jak posąg-mięśnie miałam napięte. W takim (na szczęście dość lekkim) stanie lękowym wracałam też do domu. Moja koleżanka nic nie mówiła, ale tego napięcia trudno nie zauważyć. Dziś mam z tego powodu doła. Chyba niepotrzebnie. Oddalam się od dawnych, drogich przyjaciół, jednak wierzę, że się podniosę, odbuduję stare znajomości albo nawiążę nowe. Nie wiem, kiedy nadejdzie ta chwila, ale wiara w nią nie pozwala mi się poddać. Nie przejmuj się brakiem zrozumienia ze strony rodziny. Bethi ma rację-to tylko (zdrowi) ludzie. Trzeba im wszystko tłumaczyć aż im serce zmięknie. Przecież na pewno cię kochają. Bądź cierpliwa!
  5. Dzięki. To był jednorazowy, acz przerażający epizod. Zwykle nie mam problemów ze snem. To jedyny moment, kiedy odpoczywam od swoich fobii.
  6. Zastanawia mnie pewna sprawa. Kilka miesięcy temu w półśnie usłyszałam krzyk w głowie. Tamtą noc poprzedzał stresujący dzień. Zdarzyło mi się to tylko raz, ale jakoś nie mogę o tym zapomnieć. Okropne uczucie... Czy komuś z Was przydarzyło się coś podobnego?
  7. Nie poddawajcie się, kochane ludki. Ja nie mogę ze spokojem wyjść na ulicę, ale to robię. W autobusie umieram ze strachu (no chyba że mam 'miejscówkę' i mogę poczytać książkę), na uczelni przytłacza wzrok wykładowcy, a pod koniec dnia mam literalnie dość i modlę się, żeby jakiś sfrustrowany przechodzeń się na mnie nie wyładował. Nerwica dużo mi odebrała, ale istnieją sposoby, aby jej lody zaczęły tajać. Pomagają życzliwe osoby, które potrafią okazać zrozumienie. Cóż, dużo ich na świecie chyba nie ma. Mnie najwięcej pomógł mój partner. Wspaniały, kochany człowiek. Nie pozwolił mi się całkiem schować w bezpiecznej skorupie. Po traumie, którą przeżyłam, uczył na nowo nawiązywać kontakty społeczne, ufać. Nie czuję się jeszcze dobrze, ale lepiej niż przez ostatnich parę lat i już zaczynam sobie wyobrażać, ile rzeczy zrobię, kiedy już nie będę się bać. Jest ich cała masa! W mojej głowie życie znów zaczyna być piękne. Ps W roli wyjaśnienia: mój lęk wynika głównie z socjofobii-wiernej towarzyszki nerwicy lękowej.
  8. Witaj Mahadevi, mnie też się ostatnio trochę dostało przez fobię społeczną. Czytałam na konkursie swój tekst. Stałam blisko jury, więc szanowne grono najprawdopodobniej zauważyło, jak wali mi serce. Pomyśleli, że boję się 'wywnętrzać' i usłyszałam parę słów krytyki. Później dali mi pierwszą nagrodę i znowu krytyka, że twórca nie powinien obawiać się prezentowania itd. Zapewne nie słyszeli o czymś takim jak socjofobia. Od początku spotkania, na długo przed konkursem czułam się zestresowana, bo w sali było dużo ludzi. Miałam ochotę stanąć jeszcze raz na środku i powiedzieć wprost: jestem chora... Totalny brak zrozumienia. Powinno się nas chwalić za to, że wsiadamy do środków komunikacji miejskiej, wychodzimy na ulicę i próbujemy coś osiągnąć mimo patologicznego lęku. Przecież walczymy dużo więcej niż zdrowe osoby. Dla nich codzienna podróż autobusem to rutyna. Ja marzę o tym, by kiedyś przejechać się nim zupełnie bez lęku i aby tak już zostało. Trzymaj się więc dzielnie. Warto dążyć do czegoś, czekając na swoją wolność.
  9. Witaj, Milenko :) Mam na imię Maria, ale znajomi mówią do mnie Majka. Miałam pierwsze zaliczenie w tym semestrze miesiąc temu (studiuję pedagogikę). Staram się być dzielna, tak jak ty. Nie zdarza mi się wychodzić z zajęć, choć nieraz chciałam. To nic nie da. Ten atak minie, ale przyjdzie następny. Nie pozwolę lękowi zahamować mojego rozwoju. Im więcej wiem, tym lepiej radzę sobie z nerwicą, a nawet socjofobią. Poznając je, redukuję strach z nimi związany. Wracają chwile, kiedy czuję się, jakbym była zdrowa. Czasem siedzę w autobusie, myślę, że jest piękny, słoneczny dzień, słucham głośnych rozmów młodzieży jadącej ze szkoły i uśmiecham się, bo myślę, że tak mogłoby być już zawsze. Jednak wystarczy, że w mojej głowie znów zakołacze myśl, iż jestem chora, aby dopadł mnie lęk. Kurczę, że też nie mogę o tym zapomnieć... Przed czwartkowym atakiem miałam kilka dobrych dni. Rozmawiałam więcej niż zwykle z osobami z uczelni, zupełnie na luzie. Mimo wszystko nerwica dała o sobie znać. Źle zniosłam godzinne stanie w Ikarusie. Nie chodziło tylko o to, że wokół było sporo ludzi. Po prostu mój organizm jest już wyczerpany chorobą. Po przebiegnięciu paru metrów brak mi tchu. Powinno mi się ustępować miejsca, jak staruszce. Idź do psychologa, jeśli chcesz się komuś naprawdę szczerze wygadać, powiedzieć coś, czego nie mówi się znajomym obawiając się braku zrozumienia. To pomaga. Zapisałam się na terapię w lutym tego roku i do dziś babka nie wie, co mi jest. Podejrzewała depresję, ale zmieniła zdanie. Postanowiłam, że powiem jej wprost o nerwicy lękowej i fobii społecznej, a potem zgłoszę się do psychiatry. Doświadczenia mojej psycholożki wiążą się z ludźmi zdrowymi, np. mającymi problemy rodzinne. Czy u psychiatry też można długo i szczerze porozmawiać? Jeśli nie, to nie będę się wypisywać od mojego specjalisty, tylko zdecyduję się na terapię równoległą. Coś w końcu zadziała i wyzdrowieję. Wierzę w to. W końcu walczę z nerwicą najlepiej jak potrafię. A twój lęk przed oceną i brak koncentracji to nie masakra, tylko objaw choroby, z którego powinnaś usprawiedliwić się przed sobą. Poczucie winy dobija i jest w naszej sytuacji nieuzasadnione, więc spróbuj się od niego uwolnić. Myślę też, że nie powinnaś unikać towarzystwa. Mnie też włos się jeży na myśl o barze czy innym zatłoczonym miejscu, ale czasem warto się gdzieś wybrać. Wszystko, co w moim życiu najlepsze i najgorsze przeżyłam dzięki ludziom. Mojego partnera poznałam w ciasnej, wypełnionej po brzegi obcymi artystami sali (ma nerwicę lękową bez fobii społ.). Spotkania ze znajomymi sprawiają, że zapominam o strachu, a pomoc innym przypomina mi, iż nie straciłam na wartości jako człowiek w momencie, kiedy zachorowałam. Jednak różni ludzie, także moi najbliżsi, zafundowali mi swego czasu silny i długotrwały stres, który wywołał nerwicę. Potem pojawiła się fobia. Wydawała mi się wyrokiem. Zawsze chciałam działać społecznie, a tu taka przeszkoda. Nigdy nie podejrzewałam, że zacznę bać się innych. Teraz robię wszystko, żeby pokonać trudności. Może kiedy to się skończy, będę mądrzejsza, dojrzalsza, bardziej tolerancyjna, będę w stanie pomóc osobom w trudnej sytuacji bez patrzenia na nich z góry czy oceniania. To wciąż często się zdarza. Wydawało mi się, że do psychologa będzie potrzebne skierowanie, więc poszłam po nie do internisty. Staruszek popatrzył na mnie dziwnie i zaczął ze mną nieprzyjemny wywiad. Pierwsze jego pytania wydawały się mnie oskarżać, np. Czy brałaś kiedyś narkotyki? Szok totalny. To w taki sposób społeczeństwo tłumaczy sobie moją chorobę?! Pierwsza wizyta u psychologa też nie była zbyt miła. Kazała mi iść do teatru się odstresować... No cóż, jeśli to przeżyłam, to chyba mam już z górki. Najważniejsze, to nie dać się pochłonąć złym myślom. Pozdrawiam Cię ciepło i trzymam kciuki, żebyś zaliczyła wszystkie egzaminy! [ Dodano: Dzisiaj o godz. 2:45 pm ] Dostałam niedawno dobrą wiadomość. Psycholożka powiedziała mi, że lęk dąży do apogeum i kiedy je osiągnie, znika. Dodała, iż fobię społeczną dosyć łatwo wyleczyć. Hmmm, nie wiem, czy rzeczywiście tak jest, ale to duże pocieszenie. Nie jestem 'beznadziejnym przypadkiem', choć jestem podatna na zaburzenia lękowe.
  10. Małgoniu, ja mam coś przeciwnego - fobię społeczną, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, co czujesz. Mogę cię też zapewnić, że przejście tych 100 m ciemną ulicą było dużym sukcesem! Ja cieszę się, kiedy uda mi się pokonać odcinek dzielący przystanek autobusowy i moją uczelnię, przejechać 5 stacji metrem, porozmawiać w miarę możliwości "na luzie" ze znajomymi, żartować, odganiać smutek. Walcz więc o te małe, malutkie dobre chwile dla siebie i swoich bliskich. Wierzyłam, że sama poradzę sobie z chorobą. Próbowałam wielu rzeczy. Teraz wierzę w skuteczność psychoterapii. Dość długo trwa, ale daje trwałe efekty. Ty też możesz poprosić o pomoc. To żaden wstyd. Wszystko się ułoży. Pozdrawiam cię ciepło. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:13 pm ] Dziś rano miałam atak. Przez moment myślałam, że się uduszę. To pewnie przez zmęczenie i długą przejażdżkę na stojąco w rozklekotanym Ikarusie. No i moja psycholożka jest chora, więc pewnie zobaczę się z nią dopiero za kilka tygodni. Teraz zastanawiam się, jak przetrwać ten 'dołek'. Przynajmniej mam Was. Odkąd jestem na tym forum, czuję się znów normalna. To trochę tak, jakbym odzyskała utraconą część swojego człowieczeństwa. Dziękuję, że jesteście.
  11. Mariè

    Odrobina poezji

    Świat i niebyt Tam nie było nieba, choć trwał niezmiennie Bóg. Czasem wieczorem okrywał ziemię mgłą i milczał, jakby nie wiedział, że ludzki czas nie zna wieczności. Któregoś dnia stworzył świat na nowo, śpiew ptaków uniósł się w powietrzu. Tylko nieba wciąż nie było. Nie pytałam, dlaczego. Przeczuwałam, że jedynie człowiek jest w stanie zawiesić je w pustce własnego niebytu.
  12. Droga Mileno! Nie myśl o sobie źle. To nie prawda, że zapracowałaś sobie na to, co Cię spotkało. Przecież nie chciałaś zachorować. Nikt nie chce. Nerwice wywołują rzeczy, na które nie mamy wpływu, nieuświadomione albo takie, które nas przerastają. Zawsze, kiedy dopadnie Cię atak, pomyśl: "Mam prawo do tych objawów. W końcu jestem chora. Kiedyś wyzdrowieję." Wymyśliłam to niedawno. Naprawdę pomaga! Nikogo przecież nie dziwi to, że ktoś kaszle, gdy jest przeziębiony. Jeśli nerwicy nie traktuje się jak innych, "zwyczajnych" schorzeń, jest to kwestia nieuświadomienia społecznego. Nie jesteśmy niebezpieczni. To, iż pocimy się bardziej niż inni obiektywnie nie jest takie straszne i nie to nas przeraża. Boimy się negatywnej reakcji ludzi. Pomyśl o sobie, o tym, że szkoda Ci własnego organizmu i chciałabyś mu zaoszczędzić tego wszystkiego. Oklepane powiedzenie: "Pokochaj siebie, a pokochasz innych" jest prawdziwe. Zaakceptuj chorobę - tymczasowo. Kiedyś minie - musimy w to wierzyć. Są na to sposoby. A co do Twojej pracy - spróbuj rozejrzeć się za inną, nie rezygnując narazie z obecnej. Słyszałam, że atmosfera wśród księgowych bywa nieprzyjemna. Dwie osoby z mojej rodziny pracują w biurze i raczej nie są zadowolone. Jeżeli nie możesz sobie na to pozwolić, znajdź coś, co sprawi Ci radość. Ja piszę poezję - już od dawna nie do szuflady. Ludzie słuchają, podoba im się. W październiku brałam udział w Turnieju Jednego Wiersza po raz pierwszy. Nie chciałam. Bałam się. Chłopak powiedział mi, że jak nie pójdę, to wyciągnie mnie siłą. No i poszłam... na sam środek sali. Przez myśl zdążyło mi przebiec: "Zacznę cała drżeć, jak w febrze, dopadną mnie tiki i będą na mnie patrzeć , jak na wariatkę." Jakimś cudem zdołałam opanować ciało i przetrwałam tych parę minut w centrum uwagi. Okazało się, że zajęłam pierwsze miejsce. Niedawno miałam własny wieczorek poetycki - wspólnie z chłopakiem. Wtedy było gorzej. Dopadł mnie stres. Tak długo musiałam siedzieć naprzeciwko gości, a mam fobię społeczną. Po spotkaniu ledwie żyłam. Nie miałam tików , ale byłam chyba cała czerwona i wyraźnie przestraszona. Co innego pogaduszki przy herbacie, a co innego sytuacja, w której jestem oceniana. Ludzie to na pewno zauważyli, ale nikt nic nie mówił. Potem mi gratulowali i podawałam im mokrą rękę. Mimo wszystko nie straciłam ich sympatii. Chyba zaakceptowali mnie taką, jaką jestem - razem z moją nerwicą. Nie myśl, że tylko poeci potrafią "przekonać się" do chorych. Często na początku ludzie patrzą na taką osobę z nieufnością, plotkują za plecami, śmieją się, nie rozumieją. Jednak najgorsze, co możemy zrobić to odseparować się od reszty. Wtedy nigdy nie zrozumieją. Milenko, spróbuj poszukać kontaktu z innymi. Wiem, że to trudne, ale warto. Nerwica karmi się alienacją społeczną. Rozejrzyj się. Zobaczysz, że są ludzie, którzy Cię potrzebują: nie mają notatek, chusteczek albo długopis im się wypisał, chcą usiąść w autobusie, a nikt ich nie chce dostrzec, nie potrafią czegoś zrobić i trzeba im to wytłumaczyć. Nie są aż tacy straszni. Też borykają się z problemami i muszą się komuś wyżalić. Nawet fobię społeczną można "oszukiwać". Nie mija w pełni, ale w pewnych sytuacjach łagodnieje. I mów jak najwięcej o tym, co Cię boli - rodzinie, tym, którym ufasz. Nie twierdzę, że przyjmą to z entuzjazmem, ani nawet, że zechcą pomóc, ale przynajmniej nie będziesz musiała udawać, że wszystko jest ok. Jeśli im to wytłumaczysz, zrodzi się szansa na zrozumienie. Od kiedy mama usłyszała o mojej nerwicy, przygląda mi się dość uważnie, ale jest dla mnie łagodniejsza niż kiedyś. Spróbuj. Moje tiki - chyba wszystkie możliwe: skurcze mięśni twarzy, rąk, nóg, nawet mięśni brzucha (wygląda to tak jakby niewidzialny napastnik uderzył mnie w żołądek). Poza tym: drżenie rąk, a gdy zrobi mi się zimno (nawet w ciepły dzień) całego ciała, pocenie się rąk, czasem czerwienienie się, brak koncentracji, duszności, ściśnięte gardło. Rzadziej: drętwienie twarzy i niektórych palców, ból oczu, łzawienie. A po serii takich objawów: zmęczenie i obniżony nastrój. Dobrze, że się "wygadałaś". Możesz mnie zasypywać problemami, kiedy tylko chcesz. Pomogę, jeżeli będę potrafiła. I uśmiechnij się czasem do siebie. Ty też jesteś przesympatyczną kobitką. Jeśli chcesz mieć przyjaciółkę, właśnie ją znalazłaś. Życzę Ci uśmiechu i wiary w powrót do zdrowia.
  13. Przez pierwsze dwa lata choroby (to było jeszcze w liceum) nie korzystałam z pomocy specjalisty. Nie miałam nawet pojęcia, co to za "licho". To tak, jak ludzie z mojego otoczenia. Silne osobowości, dobra szkoła... Kiedy pojawiły się objawy somatyczne, tiki, zauważyłam, że część osób uznaje je za zabawne. Ot, taki niekontrolowany, mały skurcz mięśnia. Nie rozumiała tego nawet moja najlepsza "psiapsióła". Na szczęście dużo się zmieniło od tamtego czasu. Zaczęłam studiować, leczyć się, dostrzegać, że inni też chorują na nerwice, rozmawiać z nimi. Czasami trudno przebić się przez "mur", który wokół siebie wytwarzają. Pierwszy kontakt jest łatwy do nawiązania: "Cześć, chodzimy razem na zajęcia (...) Nauczyłaś się już do czwartkowego kolokwium?" Można tak przegadać dużo czasu. Zagadałam w ten sposób jedną dziewczynę. Pożyczyłam jej notatki, bo do egzaminu został jeden dzień, a ona była tylko na dwóch wykładach. Nerwica dała jej w kość bardziej niż mnie. Po prostu sprawiła, że odechciało jej się wszystkiego. Nie nauczyła się do tego kolokwium. Kiedyś na zajęciach dostrzegła, że dopadł mnie stres. Atak... Ławki na ćwiczeniach były ustawione na planie kwadratu, tak, że każdy mógł patrzeć na każdego. No i odezwała się fobia społeczna, którą maskuje mój ciepły stosunek do innych osób (prawdziwy, nie wyreżyserowany). Koleżanka chyba pomyślała, że rozmawiam z nią dlatego, że sama choruję. Od tamtego czasu raczej mnie unika. Cóż, wiedziałam, że lepiej mnie zrozumie, niż ci, którzy nigdy nie poczuli, jak w ich organizmie bez racjonalnego powodu rozprzestrzenia się strach, podnosi temperatura ciała, a potem przychodzi okropne, trzęsące zimno i zmęczenie. Hmm... jednak od liceum dużo się zmieniło. Ta "psiapsióła" z dawnych czasów zabrała mnie wczoraj na zakupy. Świetnie się bawiłyśmy. Niemal się nie stresowałam. Czuję się bezpieczniej, kiedy ktoś jest przy mnie. To tak, jakby był tarczą chroniącą mnie przed lękiem. Zazwyczaj mam dziwne wrażenie, że on nie rodzi się we mnie, tylko wpływa do mojego wnętrza z otoczenia. Złudzenie. Przyjaciółka dostrzegła, iż nerwica przynosi mi ból. Nie dziwi się już. To samo zrobiła druga, taka która znała mnie wtedy, gdy byłam zdrowa. Teraz razem studiujemy. Dziwiła się przez pierwszych kilka miesięcy. W końcu przestała. Kiedyś nawet się przeraziła widząc tik, ale zamarła i nic nie powiedziała. -- Mimo wszystko cieszę się, że nie straciłam wszystkich znajomych. Społeczeństwo chyba zaczyna dojrzewać do akceptacji. Niestety nie całe. Często ci najlepiej wykształceni nie są w stanie poddać się uczuciu empatii, zacząć patrzeć na człowieka, a nie na nerwicę. Wszystko chcą rozumieć, analizować. Kiedy widzą stres malujący się na twarzy, przyglądają się nieufnie. Ciekawa jestem, co wtedy myślą. Mam tylko nadzieję, iż nie biorą mnie za jakąś groźną psychopatkę. Tyle się dzisiaj słyszy o tragediach powodowanych przez chorych. Problem w tym, że niektórzy nie rozróżniają tych przypadłości. Dziennikarze manipulują faktami. W ich ustach raz jest to aż nerwica, innym razem tylko nerwica. Ludzie nie wiedzą, co myśleć, a dokształcić się nie chcą lub nie mają czasu. Rozpisałam się niemożliwie. Nawet mój psycholog nie dostaje ode mnie takiej dawki informacji naraz. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego tekstu ktoś przestanie się czuć osamotniony ze swoim problemem. Cały świat nie odwróci się od nas, jeśli my nie zamkniemy się przed światem.
  14. Ja nie mam problemów z jedzeniem, tylko z przełykaniem śliny. Czasem mam tak ściśnięte gardło, że słychać jak to robię. Głupie uczucie... Poza tym parę miesięcy temu mój chłopak wyjechał daleko, do innego miasta. Widujemy się rzadko. Nie wiem, czy nie popadam z tego powodu w depresję. Trudno mi znaleźć pozytywną myśl. Gdyby nie nerwica, fobia społeczna, wyszłabym gdzieś i przegoniła smutek, przeczekała. Jednak przez chorobę wyjście gdziekolwiek nie sprawia mi przyjemności, tylko stresuje. Od niedawna chodzę na terapię do psychologa. Narazie żadnych efektów. Dobrze, że istnieją chociaż takie fora jak to. Hmm, to chyba pozytywna myśl.
×