Skocz do zawartości
Nerwica.com

PoooWeeeR

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez PoooWeeeR

  1. Nerwice mają to do siebie że lubią się skubane odradzać, ale zawsze jest szansa że się z tego wyjdzie. Tak jak napisała osoba powyżej "Jak to mawiam - na terapiach to kupę gnoju trzeba przerzucić nim trafi się diament... " heh i to jest 100%towa prawda. Trzeba wierzyć i dać sobie pomóc jeśli nie można samemu. Psycholodzy od tego są właśnie żeby udzielać nam pomocy w ciężkich sytuacjach. Nie trać wiary! Na pewno możesz z tego wyjść. Zachęcam do wizyty u psychologa. Pozdrawiam! :)
  2. Sęk w tym, że mi się udało tego dokonać bez terapii. :) Samozaparcie, chęć zmiany pewnych przekonań i wybaczenie pewnych rzeczy z przeszłości poskutkowało. Wyniosłem z tego lekcje na całe życie i mam nadzieję że już nie wrócą tamte piekielne chwile. Tyle, że w życiu bywa różnie i trzeba uważać żeby znów nie narobić sobie gnoju pod butami... Teraz jest ok moje myśli zaczęły biec w zupełnie innym kierunku. U mnie to wyglądało tak jakby w głowie nastąpiło przebiegunowanie z pozytywu na negatyw i w takim szambie tkwiłem przez dłuugi czas. Teraz jest inaczej... Myślę w dobry sposób znam swoje wartości i cisnę do przodu nie oglądając się za siebie. W odpowiedzi na Twój post "kiciaczek88" nie ma czegoś takiego jak nieliczny przypadek. Nerwice z tego co wiem mogą się odradzać ale są całkowicie uleczalne i każdy ma taką szansę! :) Trzeba wierzyć i walczyć z tym a i przede wszystkim szukać pomocy albo starać się rozwiązać zagadkę... :) Pozdrawiam Serdecznie!! :))
  3. Witam wszystkich :)) Nie tak dawno jak kilka miesięcy temu pisałem na tym forum o swoich dolegliwościach szukając pomocy. Dla zainteresowanych: czy-jest-jeszcze-dla-mnie-szansa-pomocy-t33857.html Przyczyną mojej nerwicy była trauma, którą wcześniej przeszedłem i pielęgnowałem w sobie. Przeanalizowałem dokładnie całe swoje życie od A do Z i wszystkie te sprawy, przed którymi się broniłem i nie chciałem o nich nawet słyszeć. Wyjście z tego jest nieraz na prawdę rzeczą ciężką ale wierzcie mi że nie ma rzeczy niemożliwych. Można to pokonać!! i trzeba w to wierzyć. Wystarczy znaleźć sedno sprawy i zmienić dotychczasowe przekonanie a reszta to już tylko proces, który na wstępnym etapie bywa bardzo bolesny. Ja bałem się że zwariuję do reszty i będzie katastrofa. Po paru miesiącach widzę rezultaty swoich działań i dążeń do wyzdrowienia. Wszystko nabrało barw jest tak jak było kiedyś przed tym zanim zaczęły się te problemy. Ludziska musicie się na prawdę zmobilizować do walki z tym badziewiem bo wiem jak to męczy życie. Nie czekajcie i nie zwlekajcie. Idźcie jak najszybciej do psychologa i znajdźcie źródło Waszych problemów. Warto żyć i warto wierzyć! Życzę wszystkim zdrówka i powrotu do normalnego harmonicznego życia!!! :))
  4. Dzięki wszystkim za odp. Będę musiał na prawdę zacząć robić coś konkretnego ku lepszemu. A wiem że hobby daje dużo i nawet chyba wiem czym chciałbym się zająć :) Póki co jest jak jest ale mam nadzieję że to wszystko się jeszcze pozmienia na prawdę na lepsze... Pozdrawiam! :)
  5. Stary. Idź do lekarza na prawdę... To może się przerodzić u Ciebie w coś o wiele bardziej poważnego... Ja miałem podobne rzeczy i to na pewno z powodu lęku masz takie odczucia. Musisz dać sobie pomóc i uporać się z tym problemem. Nie bagatelizuj sprawy i jeśli nie będziesz mógł prowadzić auta przez ten czas to musisz to zrozumieć, żeby nie narobić sobie poważniejszych cyrków w swoim życiu. pisze to z doświadczenia bo tak jak wspomniałem miałem podobne problemy a w tej chwili jest jeszcze gorzej. przełam się i idź porozmawiaj to może Ci tylko pomóc. A i przede wszystkim musisz się wyluzować i mieć w dupie co kto myśli i jak na Ciebie patrzy.
  6. Witam. Jestem tu nowy i nie bardzo orientuję czy był już podobny temat.Jeśli ktoś wie proszę o link. Jestem zrozpaczony tym co się ze mną dzieje. Sam nie wiem nic a psycholodzy też nic konkretnego nie wnoszą. Otóż mój problem polega na tym, że mając lat 20 wyjechałem do Holandii do pracy. Tam pod wpływem stresów z powodu moich długów w bankach, w tym samym czasie rozwód rodziców i lęków panicznych od dawna towarzyszących po paleniu marihuany doznałem traumy. Towarzystwo z którym mieszkałem również nie było za bardzo odpowiednie. Wiecznie libacje spory, awantury... Przed oczami widziałem tunele, odczucia miałem tragiczne jakbym umierał i nie mogłem tego opanować. Wmówiłem sobie że muszę być twardy (myślałem że w ten sposób to ustąpi) chociaż było jeszcze gorzej i po pewnym czasie to uczucie ustąpiło. Cieszyłem się że żyję. Ale stało się ze mną po tym zdarzeniu coś dla mnie bardzo niezrozumiałego. Nie dość że byłem agresywny w stosunku do otoczenia to przestałem odczuwać niektóre uczucia. Między innymi uczucie miłości i większości pozytywnych doznań. Z marihuaną skończyłem na dobre. Wróciłem do PL. Żyłem tak przez 2 lata. Wiecznie napięty, zły, zdenerwowany. Udawałem wśród ludzi że jest ok z nadzieją że wszystko się jakoś cofnie i myślałem że dam sobie z tym jakoś radę. Wiecznie byłem ostrożny we wszystkim co mówię i co robię. Strasznie mnie to męczyło. Do tego w późniejszym czasie miałem stany depresyjne. Dostałem asentrę od psychiatry, która jeszcze bardziej mnie przyspieszała, po której byłem jeszcze bardziej agresywny w stosunku do otoczenia i po której nie odczuwałem w ogóle uczuć i czułem się jak robot. Odstawiłem ten lek. W pracy nie mogłem się skupić na robocie, bo zawsze męczyły mnie natrętne myśli. Że jestem zły że dlatego tak się dzieje bo muszę zmienić to tamto itd. Odczuwałem wewnętrzny ból, chaos myśli, w środku wszystko krzyczało i musiałem udawać że jest ok. Po prostu koszmar. Wyjechałem po jakimś czasie do Anglii by tzw. poukładać sobie życie i pospłacać swoje zadłużenia. Mój stan zdrowia psychicznego był w dalszym ciągu w takim stanie w jakim opisywałem. Miałem tego na prawde serdecznie dosyć. Zacząłem stosować techniki relaxacyjne i na siłę zaczynałem myśleć pozytywnie. Tak żeby móc w końcu normalnie pracować i choć trochę bardziej cieszyć się życiem. Do tego zacząłem praktykować afirmację wpajając sobie że muszę myśleć pozytywnie. I tak się też stało. Wszystko co bolało przestało mnie boleć i za razem to wszystko stało się aż za bardzo pozytywne. Ten luz i relax, który zacząłem praktykować i wpajać sobie do głowy (tak samo jak w Holandii wcześniej to że muszę być twardy) spowodował że czuję się kimś zupełnie innym przy czym towarzyszyło mi przy tym wpajaniu sobie pozytywnych myśli odczucia podobne jak wtedy kiedy w Holandii doznałem traumy tyle że tym razem lżejsze i jakby bardziej przyjemne w odczuciach. Teraz czuję się tak jakbym się odczłowieczył a i tak w dalszym ciągu nie odczuwam uczuć. Do tego zapomniałem o uczuciach wyższych i wszystko jest na jedno kopyto... niby pozytywne. Chociaż mam świadomość tego że jest to coś dziwnego o czym zupełnie nie mam pojęcia. Przy tych traumach czułem się tak i bałem się że nabawię się schizofrenii. Zachowywałem się dziwnie. Zacząłem się modlić prosząc Boga żeby dał mi jeszcze szansę. Świat po prostu przewrócił mi się do góry nogami. W tej chwili daję sobie cały czas na luz.. staram się nie denerwować, i ogólnie jakoś żyć. Dodam że wcześniej miałem duże trudności w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi obcymi. Jedynie znajomi i rodzina było ok a tak to się wiecznie podpasowywałem albo odczuwałem lęk w tych sytuacjach, który nie rzadko był nie do zniesienia i paraliżujący. Po powrocie z Anglii to się zmieniło i mogłem śmiało rozmawiać ze wszystkimi. Tyle że wiem że nadal jest ze mną coś nie tak. Po prostu czuję się kimś zupełnie innym... jakby odczłowieczonym. Nie mam w ogóle energii i często miewam jakby sen na jawie... Natręctwa i autokrytycyzm ustąpiły. Chociaż zachowanie krytycyzmu mam. Ale boję się ogromnie że to może być jakaś schizofrenia albo coś strasznego. Kiedy próbuję wziąć się w garść i zmusić do działania znowu zaczynam odczuwać poddenerwowanie, lęk i agresję. Chodziłem na terapię... Każdy psycholog przez 2 ponad miesiące ciągle mnie tylko bada i nic konkretnego nie stwierdza. Obecnie nie mam pracy i nie mam za co rozpocząć nowej psychoterapii chociaż wiem że jest to niezbędne. Mam dopiero 23 lata a czuję się jak wrak... Wiem że te uczucia mam w podświadomości ale czy jeszcze uda mi się je odzyskać? Czy ktoś wie o co może chodzić?
×