To nie banały. Może brzmi prosto, ale wszystko, co mówisz jest prawdą. Problem w tym, że czasami nawet nie ma siły na to, żeby coś sobie wytłumaczyć, bo łatwiej przecież się poddać, nie wyjść kolejny dzień z domu, czuć się przez moment spokojnie. Ja odnoszę ostatnio wrażenie, że potrafię być szczęśliwa jedynie wtedy, kiedy wyobrażam sobie swoją przyszłość. Rzucam studia, marzę o pracy i stwierdzam, że to świetna opcja. Idę do pracy, dochodzę do wniosku, że nie mogę się doczekać ponownego rozpoczęcia studiów. Rzucam pracę, zaczynam studia, idzie dobrze, ale nie są wymarzone, więc kombinuję ponownie. Może praca? Nie wiem już, co mam robić. Wpojono mi od dziecka, że studiować trzeba, czuję presję, która mnie powstrzymuje od ucieczki. A ucieczka to jedyny sposób, jaki znam. Mimo, że nie rozwiązuje niczego. Wstaję rano, nawet docieram na uczelnię, ale z niewiadomych przyczyn nie jestem w stanie tam zostać. Wracam ze łzami w oczach i znów jestem w tym samym miejscu. A było przecież dobrze przez parę lat. Cholera!