Przywitam się i ja.
19 lat. Maturalna klasa. Odwieczne problemy ze sobą. Od zawsze nieśmiała, zamknięta w sobie i przewrażliwona na swoim punkcie. Bez wiary w siebie za to z masą kompleksów. Odwieczne problemy psychiczne ze sobą. Lęki, płacz, stany depresyjne, niechęć do życia, poczucie pustki, braku sensu życia, samotność.
Do niedawna myślałam, że taka po prostu jestem. Teraz wiem, że jestem chora. W środku. Mam w sobie coś, co sprawia, że nie potrafię żyć, nie umiem, nie chcę.
Kiedyś w krytycznych momentach była żyletka, silne proszki uspokajające. Ale wtedy miałam jakiś bliskich ludzi wokół siebie... Przy nich o tym nie myślałam, było łatwiej.
Teraz jestem sama. Nie tnę się już, nie biorę leków. Nic z tym nie robię. Wegetuję z wzrokiem utkwionym w sufit. I zaczynam myśleć i nakręcać się, tak się nakręcać, że w efekcie dochodzę do stanu, gdy stoję na krawędzi. Gdy te wszystkie uczucia i emocje stają się jednym- obojętnością. Boję się tego bardzo.
Ale najbardziej boję się tego, że już zawsze będę sama. Zaczynam żyć w przekonaniu, że nie zasługuję na nikogo. Że jestem skazana na samotne życie. Zaczynam przyzwyczajać się do tego. Skorupka w którą się zamknęłam zaczyna twardnieć. Nie umiem się otworzyć. Ale chcę. Myślę o tym, potrzebuję ludzi... I jednocześnie panicznie boję się tego, że będę niezrozumiana. Wstydzę się tego jaka jestem w środku. Nie umiem się zaakceptować. Tracę szacunek do siebie.
Generalnie sprawiam wrażenie silniejszej osoby. Poukładanej. Ale i nie do końca przyjaźnie nastawionej.
Nie ma nikogo kto by znał mnie taką. W sumie sama siebie nie znam. Tyle skrajnych emocji i zachowań, uczuć we mnie, że nie umiem odpowiedzieć sobie na pytanie: kim ja do cholery jestem, czego chcę, co jest dla mnie najważniejsze...?
Wiem, że potrzebuję psychologa/psychiatry. Bardzo bym chciała z kimś porozmawiać. I mieć pewność, że ten ktoś zrozumie mnie całkowicie. Ale nie mam chyba na tyle odwagi...
Czytam Wasze posty i po kawałku odnajduję się w każdym, czytam o swoich lękach, swoich myślach...
Cieszę się, że tu trafiłam.
Nie przeczytam wszystkiego tego, co napisałam, bo podejrzewam, że dojdę do wniosku, że kogo to wszystko obchodzi, że wstyd i skasuję, jak to zwykle robię...
A więc nie czytam i wysyłam.
Pozdrawiam