Zyjac z bardzo silna nerwica i agorafobia i depresja udalo mi sie:
zdac mature calkiem dobrze, podejsc do trzech egzaminow na studia (trzeci byl udany ;P), popracowac zaraz po maturze w bardzo niefajnym miejscu, wyjechac na kilka miesiecy za granice, skonczyc studia, popracowac w kilku innych miejscach ( w tym w takim gdzie musialam jezdzic na delegacje - kazdy agorafobik wie jaka to udreka), poznac wielu przyjaciol, przynajmniej czesciowo realizowac swoje hobby.
Ale przede wsyztskim dzieki nerwicy i agorafobii zaczelam poznawac siebie - w srodku mam tyle ran i bolu, ale nie ma chyba innej drogi niz praca z tymi lekami. Gdyby nie nerwica bylabym nadal naiwna glupia infantylna dziewczynka. Czasem jestem tej nerwicy wdzieczna (gdy mam lepszy dzien a jak mam gorszy przeklinam ja). Im lepiej znam i rozumiem siebie tym lepiej rozumiem tez innych, bardzo duzo doswiadczenia zyciowego, zrouzmienia, wspolczucia dla innych i dla siebie daly mi te choroby. Po prostu zmusily mnei one zebym dojrzala.
Ale za najwieksze osiganiecie uwazam to ze jeszcze sie nie poddalam, ze jeszcze zyje, choc chwilami bylo tak ciezko ze bylam o krok od samobojstwa, ze jeszcze mam nadzieje i ze choc wiele mnie to kosztuje to zyje w miare normalnie na tyle na ile to mozliwe. A wszystko to praktycznie bez zadnych leków, antydepresnatow itd.
pozdrawiam