staram sie... codziennie podejmuje walkę i postanawiam że "dziś nie", że "koniec z tym". Upadam co chwilę... ale będe sie podnosić bo każdy sukces mnie napawa nową siłą... ale wkurza mnie to że jak już wypiję odrobinkę (jedno piwko, lampkę koniaczku, whiskaczyka itp...) to zaraz uważam dzień za "stracony" i mam poczucie, że skoro tak - to juz mogę go starcić do końca i najebać się do cna... a przeciez nie ma nic złego w wypiciu piwa... złe jest to że na jednym nie może się skończyć... będę walczyc bo za dużo mam do stracenia, bo to za długo już trwa!