Skocz do zawartości
Nerwica.com

potwórzbagien

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia potwórzbagien

  1. no więc sytuacja wygląda tak: nie wiem skąd, dlaczego, kiedy ani po co, pojawił mi się strach przed zawałem serca. jakoś razem z pierwszymi nerwicowymi akcjami, ale takimi w klimacie: pogotowie, umieram i tak dalej. znamy to. no więc, ponieważ - tak sobie miarkuję - gdy po raz pierwszy wylądowałem na pogotowiu z dusznościami i kołataniem serducha - a wtedy w ogóle nie myślałem o czymś takim jak nerwica, co to w ogóle jest, nerwica - pani doktor stwierdziła, że na pewno jestem imprezowiczem narkomanem ("ja was znam, ćpuny balangowicze"), naspeedowałem się czy coś w tym stylu i w ogóle mam co chciałem ("nie kłam, widzę po oczach że ćpałeś"). nieważne. rzecz w tym, że ponieważ nie byłem jednak ćpunem balangowiczem, jedynym wytłumaczeniem było, że to jakaś akcja przedzałowa. no i po prostu przerażenie. zawał! chory na serce! umrę! o tym, że nie chory i serce, i że generalnie na razie nie umrę, dowiedziałem się dopiero jakieś pół roku później, po kolejnej wizycie na ostrym dyżurze, ale tym razem takiej konkretnej (byłem absolutnie przekonany, że właśnie umieram), gdzie po raz pierwszy padło słowo "nerwica", czy też raczej: "histeria". ale NIEWAŻNE. rozpisałem się. rzecz w tym, że pojawił się u mnie paranoiczny strach przed zawałem serca. każde ukłucie powoduje reakcję łańcuchową, to znaczy: "zaczyna się". zaczynam się bać, potem wpadam w przerażenie, podwyższa mi się ciśnienie, zaczynam łapać haustami powietrze z nerwów... zamknięte koło. obsesja na punkcie serca. w pewnym momencie nawet samo słowo "serce" było dla mnie nieprzyjemne. niecały rok temu, moim zdaniem, dałem sobie radę z nerwicą i szmata poszła sobie... nadal uważam, że zwalczyłem ten syf, ale z drugiej strony - w ciągu ostatnich dni coś wraca... jakieś mrowienie serducha, ściski, takie tam... a razem z tym wraca cały lęk i cała paranoja, strach przed kolejnymi wizytami na pogotowiu ratunkowym, na których po raz kolejny dowiem się, że moje EKG jest wzorcowe, jestem zdrowy i histeryzuję. zamknięte koło. forever and ever. tyle.
  2. ach, zapomniałem wspomnieć. ja biorę leki. fluoksetyną się raczę od pół roku i mam wrażenie, że do pewnego stopnia ratuje mi to życie. ale nie o tym być miało. (swoją drogą, zajebisty pomysł z tym forum. nie wiem, w jakim innym miejscu byłbym w stanie zadać to pytanie). hej, ale popatrzcie. w przygniatającej większości odpowiedziały mi kobiety. mężczyzn specjalnie brak. faceci zwykle kojarzeni są jako byt pomiędzy nieposkromioną machiną seksu a organizmem biologicznym utrzymującym przy życiu penisa. a tu taki psikus. najbardziej bawią mnie próby tłumaczenia tego faktu kobiecie. facet który Nie Chce. niemożliwe. nie ma takich. ha, albo jeszcze zabawniej: facet który chce, a nie może. (mina, och, ta mina). ale wiem jedno: trzeba mówić zawczasu. potem jest dramat. za to jeśli idzie o bliskość, potrzebę drugiego człowieka, bycie z kimś, mohe potrzeby pozostają niezmienione. czyli: duże.
  3. witam, wiem że temat to wstydliwy i nieco frywolnie wyzwolony, ale za to w mym mniemaniu cholernie istotny i cholernie przykry. to może na początek ja. ("urzekła mnie twoja historia"). jest tak: generalny spadek zainteresowania seksem. nie nagły - stopniowy od dość długiego czasu, obecnie przeradzający się w niechęć i lęk. gdy jednak już do tego zbliżenia dochodzi, wrażenia są przykre. odczuwam mdłości, przyjemność jes totalnie szczątkowa i miesza się z bólem. dochodzą do tego kłopoty natury, hm, technicznej. (jestem facetem, żeby było jasne). niemożliwością jest, aby druga osoba przyprawiła mnie o eksplozję świateł, choćby poświęciła na to dziesięć godzin, if you know what i mean. każde takie przykre doświadczenie oddala mnie od kolejnej próby. chciałem się tylko dowiedzieć, czy jestem odosobniony w tej wątpliwej przyjemności. dziękuję.
×