jestem tu bo czuję względną równowagę, przy czym moja równowaga jest czymś całkiem innym niż dla większości ludzi. tak mi się przynajmniej wydaje. dla mnie jest to stan, kiedy wychodzę na miasto bez lęku, że spotkam kogoś znajomego, kiedy zrobię zakupy zamiast uciec ze sklepu przerażona koniecznością dokonania wyboru itd... na to co ja określam moja prywatną depresją cierpię od wielu lat. nigdy nie byłam z tym u lekarza, bo kiedy jest bardzo źle nie mam na to siły, a kiedy jest lepiej wierzę że dam radę. kiedy jest źle... ciężko to opisać, czuję jakbym dźwigała ciężki kamień w klatce piersiowej, czasem mam uczucie, że zapadam się do wnętrza, moje ciało staje się tylko powłoką, a ja czymś małym i stłamszonym wewnątrz. kiedy dzwoni telefon albo domofon serducho bije mi jak szalone. rozmawiam wtedy z ludźmi i oni chyba niczego nie zauważają, a ja sama rozdzielam się jak gdyby, jedna ja, to ta która właśnie mówi, ma poczucie humoru i jest pewna siebie, a druga ta wewnętrzna stłamszona słucha tego i nie może się nadziwić że z "jej" ust płyną słowa. wieczorem odwlekam moment pójścia spać, bo to wiąże się z kolejnym koszmarem wstawania. czasem łapię się na tym że przestaję oddychać i to jest przyjemne, taki całkowity bezruch. marzę wtedy o tym żeby zwinąć się w kłębek i leżeć, ale taka bezczynność z kolei powoduje wyrzuty sumienia że zaniedbuję obowiązki. poczucie winy, lęk, ciągłe ruminacje na temat porażek, nieodpowiednich zachowań, nawet sprzed wielu lat... to właśnie czuję kiedy jest naprawdę źle. jest jeszcze inne "źle" kiedy wpadam we wściekłość, wyżywam się na bliskich albo na sobie, tłukę naczynia, uderzam głową o ścianę, drapię się do bólu. Ale teraz jest względna równowaga, względna bo choć trudno mi się do tego przyznać, myślę jak cudownie byłoby zachorować, tak żeby leżeć bez poczucia winy, żeby objawy fizyczne zdominowały to co dzieje się w mojej głowie. wiem że to jest złe, że za zdrowie trzeba Bogu dziękować, ale takie fizyczne objawy mogłyby usprawiedliwić moje użalanie się nad sobą, nie musiałabym udawać że jestem dzielna. starałam się opisać co we mnie siedzi, ale czuję niedosyt, tego nie można ubrać w słowa. i skoro wstaję codziennie, chodzę do pracy, nikt nie widzi że jest źle, to czy rzeczywiście coś mi jest? bo może jestem zwyczajnym leniem. może nie mam zaniżonego poczucia własnej wartości tylko zawyżone bo śmiem twierdzić, że jestem kimś lepszym niż myślę. Jeżeli ktoś rozumie o co mi chodzi, czuje podobnie, to chętnie poczytam odpowiedzi. Pozdrawiam!