Skocz do zawartości
Nerwica.com

sleeping pill

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez sleeping pill

  1. Cześć, przyłączę się. Mi sprawiła radość myśl o wczorajszym spotkaniu z Przyjaciółką i miłym wieczorze. Rano uświadomiłam sobie, że dzięki moim problemom zaczynam być sobą, zaczynam pokazywać się ludziom i NAPRAWDĘ być z nimi, przestaję powolutku wstydzić się moich emocji. Myślę, że kiedyś uwierzę w to, że można mnie lubić taką, jaką naprawdę jestem - czasem słabą, dziwną, mylącą się...
  2. Słuchajcie, a ja nie wiem jak się ustosunkować do tego wszystkiego. Remik pisze, że nie ma sensu myśleć o sobie jak o chorym, mówić, że ma się nerwicę, objawy itd. I ja się z tym zgadzam od zawsze. Zawsze starałam się myśleć, że jestem normalna, po prostu przeżywam silny stres, napięcie, emocje... Chyba do końca w to nie uwierzyłam, bo nadal mam się kiepsko. Poszłam na terapię, a tam pierwsze co to 'zaakceptować problem, chorobę' - nie potrafię pogodzić myślenia o sobie jak o kimś, kto silnie przeżywa emocje z zaakceptowaniem problemu. To w końcu jest problem czy go nie ma? Skoro idę do pracy, a tam napada mnie tak silny lęk, że nie mogę pracować, chcę uciekać to chyba jest problem. A z drugiej strony czuję, że tylko myśląc o sobie jak o kimś zdrowym dam radę z tego wyjść. Ktoś ma ochotę podyskutować i pomóc mi jakoś to rozgraniczyć?
  3. Ja chodzę na terapię, choć terapeutka zasugerowała mi, że powoli możemy kończyć. Ja tak nie czuję, bo nadal mam silne objawy. Wiem, że to z napięcia. Wiem, że nie ma opcji udusić się, a i tak jak przychodzi to do mnie nie potrafię sobie poradzić. Macie jakieś sposoby?
  4. Idź koniecznie do psychologa! Pewnie to trudna decyzja... pewnie się próbujesz przekonać, że może jednak sobie poradzisz, że może jutro, pojutrze coś się odmieni. Psycholog, terapeuta będą chcieli Ci pomóc... i pomogą pewnie szybciej niż myślisz, ewentualnie skierują dodatkowo do lekarza. Szkoda czasu marnować na zastanawianie się. Pomyśl co ryzykujesz jeśli pójdziesz i podejmij decyzję jak najszybciej. Powodzenia!
  5. A napiszcie skąd wiecie, że nerwica mija??? Bo ja nie potrafię tego powiedzieć, może dlatego, że nie mija...nie wiem. Tak czy inaczej mam takie dni, że jestem PRZEKONANA, że wychodzę z tego, że jest lepiej, że będzie coraz lepiej...a po kilku dniach coś mi się w głowie "przełącza", wszystko wraca na stare tory włącznie z tym, że myślę, że już nigdy nie będzie lepiej, że będę musiała brać coraz więcej leków i skończę w szpitalu... O czym myślicie by odciągnąć uwagę? Ja straciłam większość zainteresowań, zmuszam się do prawie wszystkich czynności i nie mam ochoty nic robić i myśleć o niczym oprócz użalania się nad sobą. Ciężko mi znaleźć coś, co odciągnie uwagę...
  6. namiestnik, ja myślę, że najpierw trzeba się zastanowić co chcesz robić. Niezależnie od nerwicy. Nie rezygnować ze swoich planów, marzeń przez nerwicę. A jak już będziesz wiedział to wtedy próbować sobie radzić. Ja przyjmuję taką opcję, że każdego dnia w pracy daję z siebie tyle, ile mogę. Z uwagi na nerwicę nie zawsze mogę dużo, czasem malutko, ale myślę sobie, że jesteśmy ludźmi i nie ma szansy codziennie być na 100% i wykorzystywać wszystkie możliwości. Staram się nie robić sobie presji "bycia gotową i posiadania pozbieranych myśli", bo ona na ogół pogarsza sprawę. Daj sobie więcej luzu i wyrozumiałości :)
  7. Mi też ostatnio jest trudno pracować. A moje wykształcenie tyko mnie dobija i rodzi myśli typu "nawet mając taką wiedzę nie radzę sobie, jestem beznadziejna". Myślę tak dlatego, że sama jestem psychologiem i tak naprawdę strasznie się wstydzę swoich problemów ze sobą. Nie jestem terapeutą, kiedyś chciałam być, ale teraz wątpię... Pracuję z ludźmi, pomagam im i nawet awansowałam ostatnio. Nikt nie wie co dzieje się w mojej głowie i jak wielkie poczucie winy mam. Choć moja terapeutka mówi, że póki co największą krzywdę robię sobie, nie ludziom, z którymi pracuję...
  8. A ja do wszystkich, którzy nie mogą odetchnąć... Też mam ten problem. Męczy mnie od kilku lat, praktycznie nieustannie, raz bardziej, raz mniej. Jest to uczucie jakie niektórzy opisywali...jakby nie można było odetchnąć, ziewnąć, nabrać wystarczającej ilości powietrza. Momentami przeradza się w to w próby głębokiego oddychania co powoduje panikę. Niestety nie mam na to sposobu!!! Zauważyłam, że większość ludzi czasami wzdycha, ziewa i nie zawsze im się to udaje, ale oni nie zwracają na to uwagi, więc zapominają o tym i żyją dalej. A my nie. Ja ciągle się na tym skupiam i to jest mój podstawowy problem. Jakbym nie potrafiła zrozumieć, że nie ma takiej możliwości, że się uduszę. Chyba najlepiej byłoby to zaakceptować i olać, żyć dalej, ale czasami jest to bardzo, bardzo trudne. Piszcie o tym jak sobie radzicie...może razem coś wymyślimy :) Dodam tylko, że chodzę na terapię od kwietnia, ostatnio trochę mniej regularnie i efekty są takie sobie. Dużo zrozumiałam, ale objawy są tak, jak były
  9. Korba, dzięki, poczytam :) uspiony, wiem, wiem. choć strasznie mi kusi i już co nieco podczytałam, ale walczę, żeby się w to nie zagłębić. :) Eh, my nerwusy - jak dobrze się znamy :)
  10. Na pewno trochę wyjazd... trochę trudna sytuacja w pracy. Tak czy inaczej moje reakcje na pewne wydarzenia nie są adekwatne. Tak naprawdę to mój stan zmienił się po prostu z gorszego na zły. Już dawno nie było dobrze i czuję, że sama terapia mi nie wystarczy, nawet terapeutka sugerowała by sięgnąć po te leki. Dlatego się zdecydowałam. A teraz mętlik w głowie...
  11. Pierwszy dzień leków Piszę do Was ponownie, nie było mnie jakiś czas. Wyjechałam. Piszę, bo mam wieeeeelki kryzys. Patrze na te moje poprzednie wpisy - jakie optymistyczne, a teraz dramat. Od ok. 2-3 tygodni, mimo terapii, czuję się tragicznie. Mam przepisany Lexotan doraźnie oraz Dioxepin na stałe. Lexotan biorę od jakiegoś czasu, nad Dioxepinem zastanawiałam się ponad miesiąc. Dzisiaj było tak źle, że w końcu podjęłam decyzję i wzięłam pierwszą tabletkę. Jak na prawdziwego nerwusa przystało wkręcam sobie, że będę miała objawy uboczne, że jestem uczulona i coś mi się stanie, że leki nie zadziałają. Zastanawiam się czemu przepisał mi to, a nie jakiegoś SSRI, które już brałam. Mam mętlik w głowie, nie mogę ogarnąć myśli. I, mimo, że tyle miesięcy wytrzymałam teraz mam wrażenie, ze nie wytrzymam tych paru dni/tygodni aż lek zacznie działać właściwie. Lexotan też tak całkiem mnie nie uspokaja, więc boję się, myślę co będzie jutro w pracy, a w niedzielę wyjeżdżam za granicę i tego oczywiście też się boję.... Czy ktoś z Was brał ten Dioxepin? Czytałam, że niektórzy stosują go doraźnie czyli w jakiś sposób powinnam odczuć jego działanie od razu. Chyba, że źle kombinuję. Proszę Was o słówko wsparcia, bo nie wyrobię...
  12. Ladybird, witaj! Masz dobry plan na wyleczenie - to bardzo ważne :) I mam pytanie. Jak sobie radzisz z tym wszystkim, z napadami mając taką pracę? Pytam, bo też pracuję z ludźmi, z grupami i czasem jest to dla mnie problem.
  13. protege, bardzo podoba mi się metafora Twojej terapeutki. Samo sedno, choć ja powiedziałabym "otwórz szafę i zobacz co w niej jest... może złość, może smutek, brak pewności siebie..." - ja boję się tego wszystkiego i uciekam pod kołdrę wyobrażając sobie potwora. Ale czas uchylać drzwi szafy... :)
  14. Nana88, cieszę się. Ja jestem pewna, że można to wyleczyć. Na każdego z nas przyjdzie czas. Trzeba tylko pracy i cierpliwości. Nie poddawaj się!
  15. sleeping pill

    Witam wszystkich

    Witajcie, Chciałabym dołączyć do Waszego szacownego grona. Przejrzałam wiele wątków, wiele mnie zainteresowało i chciałabym napisać, a przecież wypada najpierw się przedstawić, przywitać. Tak trudno jest pisać o sobie, gdy tyle myśli kłębi się w głowie... Moje problemy zaczęły się w 2004r - kupę lat temu. Radziłam sobie różnymi sposobami, brałam jakiś czas temu leki - pomogły, ale doraźnie, po odstawieniu ich wszystko wróciło. Teraz chodzę na psychoterapię, od kwietnia i jest troszeczkę lepiej. Może nie z objawami somatycznymi, lękami, ale z akceptacją tego wszystkiego, nauką życia z objawami, wiarą w wyzdrowienie i normalne życie. Dla mnie wielkim problemem jest w tej chwili przyznanie sama przed sobą, że jestem chora. Zawsze się oszukiwałam, że jestem normalna tylko nadwrażliwa, że wszystko ze mną ok, tylko za bardzo się przejmuję. Dopiero teraz do mnie dochodzi, że jestem po prostu chora i muszę z tym żyć. Jest mi trudno to zaakceptować z racji wykonywanego zawodu, ale o tym może kiedy indziej. Ogólnie, bywają lepsze chwile, lepsze dni, wierzę, że będzie dobrze, że robię teraz wielką pracę by wyzdrowieć i być szczęśliwa. Jestem PRZEKONANA, że się uda. I polecam psychoterapię, mnie też wydawało się, że to nic nie zmieni, że skoro mam objawy somatyczne to pomogą leki - leki usuwają objawy czegoś, co jest głębiej, co jest w nas. W moim przypadku totalnego braku poczucia własnej wartości, nieumiejętności rozpoznawania emocji, wypieraniu własnych uczuć i myśli, wstydu, perfekcjonizmu i innych rzeczy. Nie poddawajcie się, mnie przez kilka miesięcy nie pomagała terapia, wydawało mi się, że kobieta mówi jakieś głupoty i wcale mi nie pomaga, bo ja płaczę i mówię, że nie daję rady, a ona nic!!! A teraz otwierają mi się klapki i jestem gotowa na wielkie zmiany!!! I tak jak pisałam - WIEM, że będzie dobrze. Mam nadzieję, że przyjmiecie mnie do swego grona? :)
×