Jestem chyba jakims dziwolagiem albo mam wszystkie choroby tego świata:
Mam strasznie niskie poczucie własnej wartości, zawsze non stop musze mysleć że ktoś jest ode mnie lepszy, ma łatwiej w życiu, szybciej mu wszystko idzie itd.
Jestem bardzo przeczulony na słowa, we wszystkim doszukuje się krytyki mojej osoby, potrafię analizować całe struktury gramatyczne zdania tylko po to żeby udowodnic że ktoś powiedział to w krzywdzącym sensie. Moja obecna dziewczyna raz cos podswiadomie mi głupiego powiedziała za co mnie potem przeprosiła potem niestety wszystko co mówi do mnie analizuję czy nie ma tam czegos złego w stosunku do mnie, ona sama też się z tym męczy bo musi uważać co mówi zeby nie wywoływać kłótni.
Apatia, niechęć do robienia czegokolwiek, nie chce mi sie chodzic do pracy, wstawać rano, najchetniej bym zaszył się pod kołdrą, zasnął i obudził się na wiosnę. Nie chce mi się czytać książek , zajmować nawet ulubionymi zajęciami hobby - to mnie najbardziej przeraża, nie chce mi sie uczyć nowych rzeczy, języków (znam 2 ale w ciągu kilku lat ich mało uzywam i uciekaja mi jak piach przez palce)
Nienawidzę mojej pracy i ludzi którzy tu pracują, jednoczesnie boję sie jak cholera poszukiwania nowej, mam wrażenie że jestem do niczego
Unikam ludzi, mimo że moim najwiekszym pragnieniem jest mieć dużo znajomych - dobrych znajomych przyjaciół a tak chyba nie bardzo ich mam - w sumie po głębszym zastanowieniu nie mam ich na pewno. Non stop myslę co oni mogą sobie myśleć o mnie i boję się tego żeby ludzie na których mi zależy albo sa dla mnie ważni nie mysleli o mnie źle. Non stop czuję się oceniany i przeważnie myślę że ta ocena wypada średnio (średnio to dla mnie gorzej niż źle)
Zazdroszczę ludziom czasami wszystkiego, zastanawiam sie jak to zrobili, skąd to mają, dlaczego ja tego nie mam i w ogóle no i wtedy włącza mi sie mój mechanizm niskiej samooceny. Patrze sobia np na czyjes mieszkanie i mimo że na razie mi jest w moim względnie dobrze zaczynam dostrzegac w nim coraz więcej wad, nie potrafie byc zadowolony z tego co mam a mam względnie dużo biorąc pod uwagę nasze polskie warunki. Mam świadomość że większe mieszkanie czy ładniejszy samochód nie dadza mi szczęścia bo wyobrażam sobie że to mam i .... co dalej? nic - na pewno nikomu nie zaimponuję tym więc wiem doskonale co i jak ale jednak...... no właśnie ale jednak i cały mój porządek się burzy. Nie wiem czy to nie ta zazdrość sprawia że unikam ludzi.
Non stop chce mi się spać, jestem znudzony, coś mi dolega (chrzakanie alergie, bóle itd)
Stojąc z boku patrzę na siebie i wiem że wszystkie powyższe punkty to bardzo złe znaki a większość rzeczy nie pokrywa sie z rzeczywistościa ale mimo tego stoję obok i nic nie mogę z tym zrobić. Wiem co dobre ale nie znam tego w praktyce, nie potrafie się otworzyć na innych ludzi, czekam na cos wspaniałego co się nie wydarzy, życie przelatuje przez palce.
Nie pomagają mi rady w artykułach typu idź na solarium, weź się w garść, znajdź w sobie dyscypline czy inne takie typu obudź w sobie olbrzyma. Patrze na innych ludzi, widze jak się potrafią uśmiechać, cieszyć życiem, bawić na zabawach i chciałbym byc taki sam ale mnie na to nie stać psychicznie.
Wiekszość z tego mam od dziecka, apatia i niechęć pojawiła mi się kilka lat temu , nie wiem jakim cudem skończyłem studia, nie wiem jakim cudem w pracy jeszcze nikt nie zauważył że nie pracuję (w sumie praca jest gówniana i chyba może dlatego) myslę że pierwsza pracę zakończyłem z tego powodu po prostu mi podziekowano, raz poniosłem porażkę i potem już nie miałem siły wspinać się pod górę. dopadła mnie apatia i cześć. Jakieś pół roku temu zakończyłem związek który trwał ponad 8 lat a którego ostatnie 2 lata były straszliwie męczące dla mnie i dla niej, rozstanie było bolesne, kłótnie, wrzaski, nawarstwione krzywdy, kłótnie i wyzwiska
Teraz pytanie co to jest depresja? nerwica? czy cos jeszcze a może wszystko razem? warto iść do lekarza? Sam mieszkam w Wawie wiem że cała terapia to kupa pieniędzy tylko zastanawiam się czy to naprawdę daje efekty czy to nie bedzie po prostu to samo co w tych pseudo- poradnikach sukcesu??
Ogólnie nie widze światła w tunelu brakuje mi wszystkiego: sukcesu, przyjaźni, znajomych.......... i najgorsze że wszystko dookoła mi wisi (albo wmawiam sobie że mi wisi) Jedyne na czym mi naprawde z całego serca zależy to to żeby to wszystko co mnie dręczy się zmieniło. Świata nie zmienię ale siebie też nie potrafię zmienic mimo że potrafie niesamowicie chłodno i z boku obserwować i analizowac samego siebie, tym bardziej mnie to dołuje że sam nie potrafie sobie pomóc