Witam, to mój pierwszy post tutaj, bo nie wiem już gdzie mogę otrzymać jakąś pomoc. Nawet nie wiem do jakiego lekarza powinnam się udać.
Prawdopodobnie coś nie tak z moją psychiką, dodam, że mam dopiero 20 lat. Niecałe dwa lata temu zostałam zgwałcona w jednym z sopockich klubów, do tej pory wiedzą o tym tylko 3 osoby. Jako pierwszy dowiedział sie mój chłopak, z którym jestem od ponad roku, następnie delikatnie powiedział to moim rodzicom i zasugerował by o tym ze mną porozmawiali. A rodzice się tym wcale nie przejęli, nie mam z nimi najlepszego kontaktu i nie mogę na nich liczyć wtedy - kiedy tego potrzebuję. Widział, że ma to na mnie duży wpływ i że nie jestem taka jak kiedyś. Nie jest to miłe wspomnienie. Mimo, że bardzo bym chciała, to nie umiem z nim o tym rozmawiać, to jest dla mnie bardzo trudny temat, który staram się omijać.
Do tego doszedł kolejny problem. W grudniu byłam na pierwszej wizycie u ginekologa. Nie miałam pojęcia jak powinna ona wyglądać, pani doktor zrobiła mi tylko cytologię. Prosiłam również o tabletki antykoncepcyjne, więc je dostałam. Zaczęłam brać je od razu, lecz okres się nie pojawiał. Kilka testów ciążowych wskazało mi wynik pozytywny. Do kolejnego ginekologa udałam się już prywatnie. Usłyszałam, że jestem w ciąży od listopada. Pani doktor do której chodziłam wcześniej nie zbadała mnie nawet dokładnie i nie zauważyła ciąży. Zdecydowaliśmy się na aborcję. Wspólnie z chłopakiem podjęliśmy tą decyzję. Chyba wszyscy wiemy, że w naszym kraju to nic trudnego. Przez kilka dni czułam się świetnie. Nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Wiedziałam, że nie dałabym sobie rady z dzieckiem, chodziłam przecież jeszcze do szkoły. Problemy zaczęły się kumulować. Między mną a partnerem również zaczęło się psuć. Gdy zdecydowaliśmy się na usunięcie ciąży wiedziałam, że to dotyczy nas obojga i że on będzie przy mnie w tych ciężkich chwilach. Oczekiwałam od niego pomocy, lecz jej nie otrzymałam, musiałam radzić sobie z tym sama. Powiedział tylko, że nie wiedział jak mógłby mi pomóc. Dodam, że jest między nami spora różnica wieku (12 lat).
Nie umiem radzić sobie z problemami, kilka razy przy większych kłótniach straszyłam go, że jak mnie zostawi, to się zabiję. Było już kilka nieudanych prób samobójczych. Ale wiem, że nawet zabić się nie umiem, bo tak strasznie boję się bólu. Ból fizyczny podczas tej aborcji był najgorszym, jaki przeszłam w życiu. Pochłaniałam dziesiątki tabletek. Silne przeciwbólowe i nasenne. Na przemian. Kończyło się to tylko 2-dniowym spaniem lub potężnym kilkudniowym bólem głowy. Próbuję to robić przy każdej naszej większej kłótni, lecz on o tym nie wie, bo nie mieszkamy razem. Wiem, że sama sobie nie poradzę, tak bardzo Go potrzebuję. Boję się tego, że któregoś dnia może mi coś strzelić do głowy i zdobędę się na tyle odwagi, żeby się zabić w inny sposób. Od kilku miesięcy pojawiły się również straszne problemy z koncentracją i pamięcią. Czasem opowiadając o czymś, zapominam dalszego ciągu. Zapominam po prostu o czym miałam teraz powiedzieć. Gadam sama do siebie, nawet idąc chodnikiem. Do tego notorycznie kłamię. Nie umiem po prostu nad tym zapanować. Czuję się, jakbym w ogóle nie myślała nad tym co mówię. Zdarzało mi się już gubić w tych kłamstwach. A czasem po prostu zmyśliłam coś, powiedziałam chłopakowi, a po chwili (jakbym dopiero zaczęła myśleć) przyznawałam się i mówiłam, że jednak było inaczej. Nie panuję nad tym. Nie wiem gdzie szukać przyczyny. Ogromne wahania nastroju, w jednej chwili się śmieję, za moment przypomnę sobie o dziecku które miałam urodzić w sierpniu i wielki płacz. Tak bardzo tego żałuję. Nawet gdyby on mnie zostawił, to miałabym dziecko, a na dzień dzisiejszy - jeśli się rozstaniemy, to będę sama. Boję się tego. Przy każdej małej kłótni z partnerem płaczę, krzyczę, nie umiem się powstrzymać. Wystarczy, że coś mnie lekko zdenerwuje lub nie idzie po mojej myśli, wrzeszczę, drę się, rzucam czym popadnie. Nie myślę o tym jak bardzo mogę skrzywdzić bliskich, jakiś czas temu przy większej kłótni wpadłam na pomysł, by zabić się na oczach partnera.
Nie mam nawet z kim o tym rozmawiać. Od dwóch lat mieszkam u babci, rodzice 150km dalej, nie mam tu żadnych znajomych, jest tylko on. A teraz też tak bardzo się zepsuło między nami, że nawet nie wiem czy w ogóle dalej jesteśmy razem. Chwilami czuję się jakbym miała jaką depresję zmieszaną z nerwicą. Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić.Proszę o jakąś poradę, o pomoc. Co mogę zrobić, do jakiego lekarza się udać?
Pozdrawiam.