Skocz do zawartości
Nerwica.com

kornelia_lilia

Użytkownik
  • Postów

    6 339
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kornelia_lilia

  1. a co to właściwie znaczy uczęszczanie na oddział dzienny?
  2. Witam wszystkich, mnie odpycha u ludzi zbytnia pewność siebie, można rzec że zarozumiałość. Pokazywanie, że jest się lepszym od innych, bo ma się na np. tzw. dobre pochodzenie, Audi w garażu czy ciało gwiazdek z playboy'a mnie wkurza i dobija. Myślę sobie wtedy, że co to za życie być zawsze gorszym i w każdej sferze życia być przeciętniakiem lub nieudacznikiem. Można się pocieszać, że nie wszystko od nas zależy i że wiele można zmienić i cieszyć się tym co się ma, a jeśli to nie wystarcza do tego, że móc się przedstawiać jako człowiek szczęśliwy? A u siebie drażni mnie to,że tyle we mnie złości i gniewu, ze czasami myślę, ze wybuchnę. Chce być inna, ale jak to zmienić? kiedy życie przynosi same przykrości, rozczarowania. Pragnę akceptacji, zawiodłam rodzinę i samą siebie, nienawidzę siebie że źle pokierowałam swoim życiem
  3. Ja niestety uważam się za pesymistę, moje otoczenie pewnie też. Mało się uśmiecham, moje życie towarzyskie jest bardzo ubogie, jakoś nikt nie może zrozumieć, że jeśli ktoś cierpi fizycznie czy psychicznie to jakoś trudno skakać z radości po sam sufit.
  4. Dokładnie, masz 100% rację, jestem tego świadoma, że on (ten doktorek) ma po prostu w sobie dużo empatii i nic z tego nie będzie (np. z tego powodu, że ma rodzinę). Kiedy mi źle i smutno rozpamiętuje te chwile spędzone w jego towarzystwie, właściwie jedyna rzecz napędzająca mnie do jakiegoś wysiłku nad sobą, swoim życiem jest myśl, że znowu za 55 dni go zobaczę. Dziękuję za dobre słowo , naprawdę dużo to dla mnie znaczy i za poprawę humoru
  5. Moja szefowa z pierwszej pracy, bez przerwy gadała, że najpierw trzeba szukać winy w sobie (jak coś w pracy szło nie tak, czyli wyniki finansowe),taka mała manipulacja . Co o tym myślicie?
  6. Mając lat naście byłam na badaniach na oddziale endokrynologii ginek. z powodu wtórnego braku okresu. A endo opiep... mnie za ten kortyzol, bo pewnie myślał, że przesadziłam z odchudzaniem (160 cm/49 kg). Może coś w tym było, ale stres się do tego przyłożył, no i miałam tam badany m.in. poziom kortyzolu. A TSH jest przecież w normie patrząc na granice "od" i "do" i ja mam podane do 4,9. Lekarka rodz. powiedziała, że sobie wmawiam chorobę. A jej mąż też lekarz powiedział, że wg niego jest trochę za wysokie, ale on w poradni był tylko na zastępstwie swej uroczej małżonki. Nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić, czuję się tak słaba i fizycznie i psychicznie. A nużeniec to straszne gó.... , które może mieć podłoże immunologiczne i póki nie zajmę się prawdziwą przyczyną nie pozbędę się ataku różnych drobnoustrojów. Powinnam się cieszyć życiem i młodością, a ja latam po lekarzach i czuję się jak bym już teraz przegrała życie, a negatywne opinie otoczenia jeszcze bardziej mnie utwierdzają w tym przekonaniu. Przez niską samoocenę nabawiłam się fobii społecznej, dopiero na tym forum to zdiagnozowałam. A propos forum, jestem uczestnikiem forum na kafeterii i innych, ale może jeszcze głębiej zajmę się hormonami.
  7. essprit, nie chodzę już do endokrynologa. TSH wynosi 2,28. Dodam, że mam nużycę. Część środowiska lek. uważa, że może to być następstwem obniżenia odporności, Hashimoto, PCO lub niedoczynność tarczycy. Ja mam nadzieję, że w wyniku stresu, wzrósł kortyzol, blokujący produkcję białych krwinek i odporność spadła, a wówczas nie groźne z pozoru nużeńce zaczęły 'atakować' oczy i skórę. lekarz rodzinny nie dał skierowania do endo, twierdząc, że nie ma ku temu podstaw, bo badania ok. Pewne objawy wg mnie mogą wskazywać na problemy hormonalne. Głównie chodzi mi pyzowatość twarzy, sprawca nr 2 braku pewności siebie, oprócz tego ciągłe zmęczenie, senność, częstomocz, w nocy kilka razy idę do toalety, no i od rana jestem wkurzona, bo już od początku dnia jestem nie wyspana, brakuje mi sił. A otoczenie uważa, że jestem po prostu leniwa. Czuję się czasami jak staruszka, a mam 26 l. I czasami już nie chce mi się żyć. nic mi nie wychodzi Dzięki za zainteresowanie
  8. tu nie chodzi o zwykłe schudnięcie, tylko zapanowanie nad nerwami, w przeciwnym razie nigdy nie pozbędę się oponki i nie zobaczę kości policzkowych na buzi i w jakąś depresję wpadnę, a do tego niewiele mi już brakuje, przez moje toksyczne otoczenie.Kortyzol nie jest aż tak wysoki, aby leczyć farmakologicznie, muszą mi więc wystarczyć naturalne metody, jak wit. C, ale to nie wystarczy, kiedy się żyje w permanentnym stresie. Szukam wsparcia osób, które zmagają się z podobnym problemem. W grupie siła!
  9. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne???? Kiedy wokół słyszy się same negatywne opinie na temat spraw ważnych typu praca i mało ważnych jak fryzura, ciężko iść z podniesioną głową do przodu. Nie znoszę swojego środowiska, chciałabym się wyrwać, ale nie mam możliwości, m.in przez kasę. Są wakacje, a ja w domciu, sama przed kompem... jakie to żałosne. Nigdzie nie wyjadę, bo z kim i za co??? Może to głupie, ale nie mogę doczekać się przyjęcia na oddział kliniki na reoperację. Nie ze względów zdrowotnych, lecz przez ten czas w szpitalu odpocznę od toksycznego otoczenia, w którym przyszło mi żyć. Muszę się przyznać, przy pierwszym pobycie na oddziale zakochałam się w lekarzu prowadzącym. Był troskliwy, przytulał... Niby takie nic, a dla mnie to wiele znaczyło. Podarował mi odrobinę czułości, wsparcia i zainteresowania. Teraz widzę jak bardzo ja na co dzień jestem samotna, a ta pustka w sercu jest nie do zniesienia.
  10. Haniuszka, mam to samo. Najgorsze u mnie jest gadanie rodziny czy znajomych typu "no masz w końcu kogoś?' chciałabym wtedy zapaść się pod ziemię albo cofnąć się chociaż o kilka lat życia. Staram się nie oceniać życia innych, dlaczego oni oceniają a raczej krytykują moje? Do du.... z takim życiem!
  11. nie mieszkam w dużym mieście, więc siłownia czy poradnia dietetyczna odpadają. I co bym powiedziała mojej kochanej rodzince że idę do dietetyka ?! wyśmiali by mnie na całego
  12. Witam wszystkich, właściwie to nie wiem od czego zacząć... Mam 26 l. i mam problem z utrzymaniem prawidłowej masy ciała. Najbardziej przeszkadza mi właśnie pyzowata buzia i ogromniasty brzuch. A nie mogę schudnąć przez moją psyche. Nigdy nie byłam u żadnego specjalisty, może jestem tylko zwykłym obżarciuchem. Kończąc podstawówkę żyłam w mega stresie i się odchudzałam, czego efektem było brak okresu przez 2 lata. Dostałam hormony, przytyłam i teraz jest w miarę ok. jedynie ten kortyzol. W tamtym czasie od endokrynologa dostałam reprymendę za wysoki kortyzol,mówiąc 'co ja wyprawiam'. Podejrzewam, że nadal mam wysoki poziom tego hormonu stresu. Wstaję rano wkurzona, wszystko mnie drażni, czasami czuję, że wybuchnę ze złości. A słyszałam, że właśnie rano wydziela się dużo kortyzolu. Nie wiem czy mam depresję. Ostatnio nic mi nie wychodzi, brak mi sił, ciągle jestem senna i rozdrażniona. Zyję w ciągłym napięciu, brak kasy, szukanie pracy,problemy zdrowotne, jakoś nic mi nie wychodzi, czuję się potwornie rozczarowana życiem i swoim postępowaniem (rodzina też), brakuje mi wsparcia. A jedzenie jest moją jedyną przyjemnością(oprócz tv i kompa) i ostatnio jej sobie nie potrafię odmówić. Chce schudnąć i cieszyć się życiem, młodością, ale nie potrafię zapanować nad swoją psychiką. Może znacie jakieś praktyczne wskazówki jak zapanować nad apetytem i stresem, może ktoś miał lub ma podobny problem z samym sobą. Pozdrawiam
×