Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nimthiniel

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Nimthiniel

  1. Hej wszystkim, Powiem krotko - probuje (przepraszam za brak polskich liter, pisze z komorki) odstawic wenlafaksyne - przez 2 lata bralam Venlectine XR 75g, pozniej co drugi dzien, od tygodnia jestem na 37.5 XR tez co drugi dzien. Niestety poczytalam, ze branie nawet takiej tabletki co drugi dzien tylko rozwala Ci uklad nerwowy (bo masz hustawke) i ze lekarze tak zalecaja, bo tak radza producenci. Po dwoch latach wybieram sie do innego psychiatry i bede w tym czasie grzecznie zazywac tabletkie codziennie, nie co drugi dzien. Czy ktos moglby powiedziec mi w ktorych tabletkach sa te male kuleczki? Z nimi sie najlatwiej rzuca, odsypujac, a w tych moich sa po prostu biale tabletki (1, 2 lub 3, w zaleznosci od mocy leku)
  2. Byłam w OIK w zeszłym tygodniu i bardzo mi tam pomogli i skierowali mnie właśnie na Studencką.
  3. Ja byłam dziś po raz pierwszy u dr n. med. Anny Potoczek, która jest zarówno psychiatrą, jak i psychoterapeutą i od razu załapałyśmy świetny kontakt i już widzę, że dobrze nam się będzie współpracowało.
  4. Podbijam pytanie poprzedniczki. A czy ktoś kojarzy/poleca/odradza którąś z tych pań? Katarzyna Ślęzak, Renata Michno-Kruszec i Katarzyna Pilch-Baran - przyjmują na Długiej i na Sarego.
  5. Już wcześniej podejrzewałam, że mam nerwice,ale teraz mam już praktycznie pewność. Od dawien dawna szybko i łatwo się denerwowałam, mam 26 lat i od niepamiętnych czasów, chyba tylko z dwuletnią przerwą obgryzałam paznokcie, mam też zespół niespokojnych nóg i stresuję się rzeczami, o których inni by nawet nie pomyśleli. Mam też nerwicę natręctw w postaci nawracających, obsesyjnych myśli, o których wiem, że są nieracjonalne, ale nie chcą się ode mnie odczepić i wywołują u mnie ataki paniki... Najgorzej jest teraz - moja najlepsza przyjaciółka, z którą byłam zawsze bardzo głęboko związana, właściwie z dnia na dzień i zupełnie nagle przeprowadziła się do Warszawy do chłopaka, bo znalazła tam pracę, której tutaj szukała od miesiąca - zawsze była tą bardziej otwartą na ludzi osobą, miała wokół mnóstwo znajomych, wyciągała mnie na imprezy etc., więc znaczna część mojego samopoczucia i życia towarzyskiego w Krakowie była związana z nią... Teraz wiem, że prawdopodobnie trochę tam zostanie, podejrzewam, że koło roku. Nadal będziemy się spotykać, bo oczywiście Kraków i Warszawa nie leżą na szczęście zbyt daleko od siebie, ale to nie będzie już to samo i nie będziemy mogły uczestniczyć w swoich życiach tak, jak to się dotychczas działo. Muszę też tutaj przyznać, że w związku z tym odkryłam coś niepokojącego - zobaczyłam jak na dłoni (bo wcześniej wypierałam) ile mojego poczucia własnej tożsamości było związanego z jej (i nie tylko jej) aprobatą, obecnością i poświęcanym mi czasem. W dużym skrócie mówiąc: bez niej albo bez obecności innych moich przyjaciół (z których sporo mieszka, niestety, w innych miastach) nie czuję się w pełni komplementarną jednostką. O nich potrafiłabym mówić godzinami, ale o sobie już nie. Kiedy temat zbacza w rejony, które mnie niepokoją, szybko schodzę na temat tych znajomych i mówię np. "Ale X mówił, że takie rzeczy się zdarzają"... W ogóle bardzo często powołuję się na swoich przyjaciół i się na nich oglądam. Myślę, że jestem od nich uzależniona, ale problem leży oczywiście we mnie, nie w nich. Mam problem z cieszeniem się z samej siebie i zrelaksowanym spędzaniem czasu w swoim własnym towarzystwie, z samoakceptacją i postrzeganiem siebie jako odrębnej jednostki. Problem pewnie wziął się stąd, że jestem jedynaczką, wobec której rodzice byli zawsze nadopiekuńczy i nigdy się od nich nie oddzieliłam - w wieku 26 lat nadal z nimi mieszkam, bo robię drugie, zajmujące i płatne studia i nie mogłabym teraz pracować. Od wyjazdu mojej przyjaciółki minęło niewiele, a ja już mam koszmary i ataki paniki - na ten obecny pomogły mi w tej chwili dwie dawki Persenu Forte. Wybieram się też na psychoterapię, sama tylko nie wiem, czy na jakiś konkretny rodzaj... Ale wydaje mi się, że behawioralna mogłaby mi pomóc? I może powinnam udać się do psychiatry po jakieś tabletki, bo te ataki paniki i ciągły niepokój wykończą mnie w czasie sesji. Myslalam,ze juz bedzie lepiej,ale budze sie wczesnie rano i nie moge uspokoic,zazywam mnostwo ziolowych srodkow na uspokojenie,ale nie moze tak dalej byc. Wiem,ze wielu z Was pewnie uwaza ze przesadzam i sami macie znacznie gorsze historie,ale naprawde jestem w kryzysie i jestem tym przerazona. Wczoraj bylam w Osrodku Interwencji Kryzysowej i na pon zapisalam sie do psychiatry,aktualnie szukam psychologaz Czy to co mam to właśnie nerwica natręctw,lekowa czy też jeszcze coś innego? Pomóżcie, proszę
  6. Już wcześniej podejrzewałam, że mam depresję, ale teraz mam już praktycznie pewność. Od dawien dawna szybko i łatwo się denerwowałam, mam 26 lat i od niepamiętnych czasów, chyba tylko z dwuletnią przerwą obgryzałam paznokcie, mam też zespół niespokojnych nóg i stresuję się rzeczami, o których inni by nawet nie pomyśleli. Mam też nerwicę natręctw w postaci nawracających, obsesyjnych myśli, o których wiem, że są nieracjonalne, ale nie chcą się ode mnie odczepić i wywołują u mnie ataki paniki... Najgorzej jest teraz - moja najlepsza przyjaciółka, z którą byłam zawsze bardzo głęboko związana, właściwie z dnia na dzień i zupełnie nagle przeprowadziła się do Warszawy do chłopaka, bo znalazła tam pracę, której tutaj szukała od miesiąca - zawsze była tą bardziej otwartą na ludzi osobą, miała wokół mnóstwo znajomych, wyciągała mnie na imprezy etc., więc znaczna część mojego samopoczucia i życia towarzyskiego w Krakowie była związana z nią... Teraz wiem, że prawdopodobnie trochę tam zostanie, podejrzewam, że koło roku. Nadal będziemy się spotykać, bo oczywiście Kraków i Warszawa nie leżą na szczęście zbyt daleko od siebie, ale to nie będzie już to samo i nie będziemy mogły uczestniczyć w swoich życiach tak, jak to się dotychczas działo. Muszę też tutaj przyznać, że w związku z tym odkryłam coś niepokojącego - zobaczyłam jak na dłoni (bo wcześniej wypierałam) ile mojego poczucia własnej tożsamości było związanego z jej (i nie tylko jej) aprobatą, obecnością i poświęcanym mi czasem. W dużym skrócie mówiąc: bez niej albo bez obecności innych moich przyjaciół (z których sporo mieszka, niestety, w innych miastach) nie czuję się w pełni komplementarną jednostką. O nich potrafiłabym mówić godzinami, ale o sobie już nie. Kiedy temat zbacza w rejony, które mnie niepokoją, szybko schodzę na temat tych znajomych i mówię np. "Ale X mówił, że takie rzeczy się zdarzają"... W ogóle bardzo często powołuję się na swoich przyjaciół i się na nich oglądam. Myślę, że jestem od nich uzależniona, ale problem leży oczywiście we mnie, nie w nich. Mam problem z cieszeniem się z samej siebie i zrelaksowanym spędzaniem czasu w swoim własnym towarzystwie, z samoakceptacją i postrzeganiem siebie jako odrębnej jednostki. Problem pewnie wziął się stąd, że jestem jedynaczką, wobec której rodzice byli zawsze nadopiekuńczy i nigdy się od nich nie oddzieliłam - w wieku 26 lat nadal z nimi mieszkam, bo robię drugie, zajmujące i płatne studia i nie mogłabym teraz pracować. Od wyjazdu mojej przyjaciółki minęło dopiero kilka dni, a ja już mam koszmary i ataki paniki - na ten obecny pomogły mi w tej chwili dwie dawki Persenu Forte. Wybieram się też na psychoterapię, sama tylko nie wiem, czy na jakiś konkretny rodzaj... Ale wydaje mi się, że behawioralna mogłaby mi pomóc? Czy to co mam to właśnie nerwica natręctw czy też jeszcze coś innego? Pomóżcie, proszę :/
×