Dzień dobry wszystkim!
Kilka dni temu znalazłam Wasze forum i nawet nie wiecie jak mi ulżyło czytając te wszystkie posty. Lżej na sercu, kiedy wiesz, że nie jestem sama z problemami, które zawsze wydawały mi się głupie Lęk przed wymiotowaniem mam odkąd pamiętam. Ostatnio nauczyłam się trochę nad tym panować (w dużej mierze dzięki mojemu chłopakowi), ale zazwyczaj kiedy tylko robi mi się naprawdę niedobrze wpadam w panikę, że mogę zwymiotować... Serce mi wali jak oszalałe, pocę się i nie mogę się ruszyć - bo przecież każdy ruch może spotęgować to okropne uczucie. Więc zazwyczaj kończy się na tym, że leżę bez ruchu i płaczę, czekając aż mdłości miną
Ten lęk nie przeszkadza mi jakoś specjalnie w codziennym życiu, jak już pisałam, staram się go oswajać, ale pamiętam kilka sytuacji, w których uniemożliwił mi normalne zachowanie. Kiedyś, byłam jeszcze w podstawówce, moja mama czymś się zatruła, ale tak naprawdę ostro, w nocy, biegła do toalety i zemdlała. Ja też się obudziłam, ale zamiast pobiec jej pomóc, zapytałam tylko ze swojego pokoju, cała przerażona czy wszystko w porządku... Mama oczywiście nie chciała mnie martwić, więc powiedziała, że tak, że mam iść spać... Siedziałam na łóżku i płakałam, ale nie mogłam się zmusić, żeby wyjść z pokoju i pomóc mamie bo panicznie bałam się zobaczyć jak wymiotuje Do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że w niczym jej nie pomogłam, a nie spałam do rana, bo tak się bałam. Zatykałam sobie uszy poduszką, kiedy słyszałam, że zwraca i cały czas czekałam kiedy i mnie to dopadnie, bo przecież jadłyśmy to samo...
Teraz staram się jakoś z tym walczyć i kiedy mój chłopak wymiotował weszłam nawet do łazienki, chociaż myślałam, że serce mi wyskoczy z klatki piersiowej Ale jak wiem, że ktoś ma grypę żołądkową albo innego wirusa, który powoduje mdłości, za nic nie zbliżę się do tej osoby, a jak już będę musiała to dzień albo dwa z głowy na zamartwianie się czy już się zaraziłam...