Hmmm,od czego by tu zacząć..może od przywitania,gdyż to mój pierwszy post na tym forum:)
Odkąd pamiętam bałam sie wymiotowania,tego,że ktoś to zrobi przy mnie,pawie na chodniku omijałam z daleka Ja akurat wiem,co to spowodowało-miałam trudne dzieciństwo,ojca pijaka,więc i nabawiłam sie nerwicy,w tym przypadku żołądka.
Ale do czego zmierzam,w wieku nastoletnim(teraz mam 35 lat)z nieznanej przyczyny zdarzało mi się mieć bole żołądka przed wyjazdem.Na początku nie było to uciążliwe,bo zdarzało się czasami,ale czym dalej w las tym było gorzej i częściej.Coraz częściej myśl,że mam jechać autobusem czy pociągiem powodowała skurcze brzucha,ataki paniki.
Patrzenie jak ktoś wymiotuje przestało budzić we mnie lęk i odrazę,jak zostałam pielęgniarką,może to jest sposób na pozbycie się tego,hehe.Niestety nie przestałam się bać wymiotowania,szczególnie w miejscu publicznym.Najgorsza wersja to paw w zatloczonym autobusie na dodatek stojącym w korku,brrrrr.
Jednak najgorsze przyszło jakies 5 lat temu,do szło do tego,że już budzilam się z mdłościami,pójście do sklepu za rogiem było niewykonalne,mam dwoje dzieci,więc zmuszałam się by wyjść z nimi do piaskownicy.Od razu stawałam w niewidocznym miejscu i walczylam z mdłościami i paniką.Co to za straszne uczucie,odechciewa się żyć.Prawie rok byłam wyłączona z obiegu,przy dzieciach pomagała mi mama,mąż mimo moich błagań wyjechal zagranicę,przy dzieciach pomagała mi mama,nie byłam w stanie pracować,na samą myśl o wyjściu z domu mialam atak paniki,serce waliło mi jak młot,było mi duszno,nie mogłam oddychać,ogarniały mnie dreszcze,jakby brała mnie grypa.Potrafiłam iść kilkanaście kilometrow na piechotę,żeby tylko nie wsiąść do komunikacji miejskiej.
Dopiero po roku poszlam do psychiatry.Od razu powiedzial,że to nerwica lękowa,zaczęłam brać paroksetynę i dopiero od tej pory zaczęłam jakoś normalniej funkcjonować.Oczywiście zdarzają mi się napady paniki,ale umiem nad nimi zapanować i się uspokoić.Oczywiście nadal nigdzie nie jeżdżę,jeśli nie mam takiej potrzeby,a jeśli już to koniecznie na czczo,żeby mieć pewność,że nie będę miala czym wymiotować,hihi.Automatycznie ukladam w głowie plan ewakuacji,szukam wzrokiem toalet,jeśli są,to od razu mi lepiej.Z tego też powodu jazdę pociągami dalekobieżnymi znoszę najlepiej.Choć pewnie do końca życia będę się borykać ze strachem zwymiotowania przy ludziach.Mialam rok przerwy w braniu leków,ale po kilku miesiącach wszystko zaatakowało mnie ponownie,więc do pół roku znowu biorę leki.Pracuję blisko domu,żeby nie musieć dojeżdżać,mam wspaniale koleżanki,ktore o wszystkim wiedzą,więc nie muszę się ukrywać z moimi dolegliwościami.
W ogole jeśli jestem z osobami,które mnie znają,moją chorobę,akceptują mnie i wspierają,to wtedy mogę być wszędzie,najgorsze jest jeśli nikt o niczym nie wie i musisz udawać,że wszystko jest ok.Nie wspomnę,że po drinku to zawsze czuję się dobrze,cale ciśnienie ze mnie opada i wtedy to nawet wymioty przy ludziach mialabym gdzieś.Pozdrawiam.Jeśli ktoś chce chcialby pogadać,to niech pisze na maila fobcia@o2.pl :)