Skocz do zawartości
Nerwica.com

aronia

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia aronia

  1. AFRODYTA 77 musisz walczyć, musisz uwierzyć, że ta druga natura okłamuje cię. Dzięki pragnieniom, marzeniom, jakimś celom, przezwyciężamy to co złe. W życiu jednak trzeba mieć jakiś cel, o coś walczyć, wtedy uwierz mi jest łatwiej. Wierze mocno z całego serca, że można osiągnąć spokój ducha. Najlepsze są chyba radykalne zmiany, zimy prysznic i do przodu. Nie można się poddawać, załamywać bo to ciągnie nas bardziej ku dołowi. Musimy znaleźć taki punkt zaczepny w naszym życiu, żeby to on nas wyciągał z tych głębin. Trzeba żyć z dnia na dzień, mieć plan i się go trzymać. Tak łatwo jest prawić morały, a tak trudno samemu się do nich zastosować. Miejmy nadzieje, że jeszcze wszyscy odnajdziemy w sobie choć kropelkę nadziei, że wyskrobiemy kawalątek siły. Mocno w to wierze, że uda się nam wszystkim, bo przecież każdy z nas jest tego jak najbardziej wart. Atisarda Rozumiem o co chodzi, rozumiem to rozdarcie. Czasami trudno nam podjąć decyzje, trzeba popatrzyć w głąb duszy i zobaczyć co jest dla nas największą wartością- wydaje mi się, że największą wartością jaką mamy jest życie, więc nie warto w nie wątpić. Trzeba tylko umieć zawalczyć o swoje szczęście, a ona też jest nam przeznaczone. Bóg kocha nas tak mocno, że kiedyś za te wszystkie cierpienia otrzymamy nagrodę, on nas kocha i ochrania. Pozdrawiam
  2. Zgadzam się z przedmówcami. Przede wszystkim warto być sobą, to bardzo cenna wartość, to nas odznacza czynu wyjątkowym- ta nasza osobowość. Olewać, walczyć- tak łatwo jest powiedzieć, z wykonaniem już troszkę trudniej. Każdy człowiek jest inny, ma siłę aby z tym walczyć, albo od razu się poddaje (taka ludzka natura). Kiedyś miałam bardzo podobną sytuacje, po paru latach postanowiłam z tym walczyć. Kiedy mój kolega z klasy mnie obraził, odpłaciłam się mu tym samym, później przyszedł i mnie przepraszał. Zdziwiłam się, że człowiek, który wg mnie nie wykazywał nawet znikomego szacunku do mojej osoby, przyszedł do mnie i przeprosił mnie, chciał żeby wszystko było w porządku. Teraz walczę o swoje, bronię się, dalej boli jak cholera ale już skutki są mniejsze. Podstawa to przekonać się do tego, że jest się silną osobą i w chociaż jednej sytuacji umieć się odezwać, wysunąć ripostę, zawalczyć. Życzę siły:)
  3. Dla mnie to także jest ostateczność. Ja nawet nie mogę zdecydować się na psychologa, który wiem, że mógłby mi pomóc, ale jakoś nie umiem się przekonać. Lekarstw też nie będę stosowała, będę sama z tym walczyła. Uważam, że może i zakład zamknięty jest dobrym miejscem, nie jestem ekspertem więc nie pomogę. Mam tylko nadzieje, że uda Ci się obejść bez tego. Życzę ci tego. Pozdrawiam.
  4. aronia

    Moje problemy

    To bardzo dobrze, oby tak dalej. Jesteśmy z tobą :)
  5. I to może podtrzymywać człowieka na duchu. Trzeba mocno wierzyć, że nam się uda, walczyć o to. Musimy nieść ten nasz krzyż ale z pewnością kiedyś nam się to zwróci. pozdrawiam
  6. Strasznie boję się opowiedzieć o swoim życiu. Moje problemy zaczęły się już chyba w podstawówce, dzieci się ze mnie śmiały, obrażały (mówiły, że jestem gruba, że jestem świnią). Od tamtego czasu zrozumiałam też, że ludzie są bardzo interesowni. Postrzegana byłam jako osoba silna, przywódcza, władcza i radosna. Pomimo problemów z tuszą, z rówieśnikami byłam zawsze pogodna. Około 5 klasy (czyli wiek mniej więcej 13 lat) zaczęłam mieć stany lękowe, przed śmiercią, utratą bliskich. Bardzo mocno i gorliwie się modliłam pomogło, ale później odeszłam trochę od swojej mocnej wiary. Miałam przyjaciółkę, najpierw to ja dominowałam, byłam dla niej tak jakby ochraniaczem. Później dziewczyna zmieniła do mnie podejście, zaczęła wykorzystywać moją naiwność, ośmieszała mnie, "używała" mnie jako przyjaciółki od czasu do czasu. To bardzi bolało, nie umiałam się jej przeciwstawić. W gimnazjum było podobnie, obrażano mnie, wyśmiewano. Nie umiałam zrozumieć czemu ludzie są okrutni dla innych. Później sama się przekonałam, że okrutność w stosunku do innych to dobry lek na moje złe samopoczucie. Oddalałam się od przyjaciółki, w trakcie wyszło także kilka nieprzyjemnych spraw. W ostatniej klasie gimnazjum poznałam nowych przyjaciół, było wspaniale, czułam się przy nich jak w innym świecie, do czasu. W 1 klasie liceum ludzie zaczęli mnie szanować, liczyć się z moim zdaniem. A ja po raz kolejny popadłam w fanatyzm nad nowa przyjaźnią dałam się sterować, raniłam innych ludzi którym na mnie zależało. Ten rok był dla mnie okropny, najpierw mój tato trafił do szpitala z zawałem, później wyjechałam na upragnione wakacje do kuzynki do USA, na jej ślub. Czas spędzony tam był odskocznią byl lekiem na wszystko, przyjechała ciocia chrzestna mojej kuzynki, która nie widziała od 13 lat, w dzień śluby ciocie zabrała karetka. Okazało się, że miała wylew do mózgu, leżała 4 dni w szpitalu w agonii aż zmarła. Przychodziłam do niej z rodziną codziennie, byłam taka szczęśliwa, że się z nią spotkam, że też tu przyjechała, że pogodziła się z moim tatą, że teraz nasza rodziną będzie razem. Widziałam jak powoli umiera, jak wygląda okropnie w szpitalu, patrzyłam na nią i obwiniałam się za to, że umiera, za to, że kilka dni temu narzekałam, że ona narzeka, że powinna być szczęśliwa. Pojawiły się stany lękowe, nie chciałam spać w pokoju, w którym ona spała wcześniej, nie umiałam sobie poradzić z przeświadczeniem, że to moja wina, że tak mi wstyd. Czułam jej zapach, widziałam jej twarz. Patrzyłam jak moja kuzynka 2 dni po ślubie sie załamuje, widziałam jak jej matka a siostra tej cioci popada w ciężką depresje, przeżywałam to z nimi, czułam, że jestem komuś potrzebna. Nigdy nie zapomnę tego szpitala, lekarzy którzy patrzyli na nas, jak by wiedzieli, z politowaniem, nawet rozumiałam terminy, które wypowiadał ten lekarz po angielsku, nie zapomnę księdza który odprawiał ostatnie namaszczenie po litewsku. To tak bardzo boli, zetknięcie się tego szczęścia z tym bólem, tego poczucia spełnienia i miejsca w świecie z brutalna rzeczywistością. Wtedy tam na wakacjach poznałam chłopaka, był dla mnie idealny, musiałam wyjechać, w dzień kremacji cioci, musiałam patrzeć na tą tragedie z bliska, jej mąż przyleciał tam w dwa dni widziałam jak cierpiał, jej córka, która deportowali z US nie mogła przyjechać nie dali jej wizy, wiedziałam jak cierpi. Ten ból jest we mnie do dziś. Wróciłam do kraju i wtedy od nowa się zaczęło, zobaczyłam jak jestem tu obca, że moi przyjaciele nie są dla mnie tak naprawdę przyjaciółmi, zamykam się w sobie, płacze w pokoju, mam wyimaginowany świat, często kłamie, żyje myślą, że tam wrócę, że będę tam komuś potrzebna. Moja mama mówi mi ciągle, że jestem gruba, że nie mam silnej woli, że jestem beznadziejna, ludzie tylko przybijaja kolejne gwoździe do mojej trumny. Patrzą na mnie, wiem co myślą, że jestem okropna, śmieją się ze mnie. A ja mam maskę, maskę osoby radosnej, uśmiecham się, żartuje a w środku wszystko we mnie umiera. Weekendy spędzam samotnie, w szkole siadam często sama z boku i obserwuje. Mój przyjaciel mnie obraża, nie interesują się już mną, oskarżył mnie o rozbicie jego związku. Jestem dla nich potrzebna wtedy kiedy czegoś chcą, czuje, że dużo ludzi mnie kłamie, mówiąc, że jestem potrzebna a tak naprawdę nawet nie mają ochoty w szkole podejść do mnie i zagadać. To ja zawsze pierwsza łapie za telefon, odzywam się a później czuje ten ból, czuje, że jestem wyalienowana, że mają mnie dość, nie czuję się swobodnie w niczym towarzystwie, nie umiem się wysłowić. Uroiłam sobie choroby, wiem, że jestem beznadziejna, wszystko psuje. Moja mama mnie nie zna, nie wie nic o mnie, nie chce wiedzieć, nie ma dla mnie czasu, zawsze mnie zbywa. Często mówi że jestem wredna i perfidna. Wiem, że mnie kocha, ale... Tato jest bardzo chory a jest dla mnie kimś bardzo ważnym, widzę jak cierpi. W rodzinie mamy przypadki alkoholizmu, rodzina się często kłuci, odeszłam od rodziny. Nie chadzam do babci nie rozmawiam z rodzicami, nie spotykam się ze znajomymi, a jak już to nie czuje się swobodnie. Umieram w środku, załamuje się, sylwestra spędzę samotnie bo nikt nie chciał się ze mną bawić. Jestem gruba i na dodatek zauważyłam, że inteligencja też nie jest moją mocną stroną. Miałam tak wielkie plany i ambicje, teraz boje się, że przez to wszystko nie osiągnę zaplanowanych celów. Jedyne co mam to wiara, coraz silniejsza. Z bólem to wszystko napisałam a i tak jest to kropla w morzu zdarzeń. Mam nadzieje, że ktoś choć to przeczyta. Pozdrawiam.
  7. We mnie bardzo mocne jest pragnienie pomocy ze strony innych. Ale to mówienie o sobie tak bardzo boli więc staram się sama wyleczyć. Wiem do czego to może doprowadzić, rozumiem cię całkowicie, ale ja inaczej nie umiem. Wiem, że to może doprowadzić to pogłębienia się problemów, ale każdy człowiek jest inny. Dziękuję, że to napisałaś. Staram się nie uciekać a walczyć, staram się szukać ludzi, mówić o problemach, ale coraz bardziej zamykam się w sobie. To jest tak, że czym dłużej trzymamy to w sobie tym trudniej nam o tym mówić, już ma się ochotę wygadać a jednak jest to uczucie, ten głos, który w podświadomości mówi nam "poradzisz sobie sama", to jest jak błędne koło. Dziękuje jeszcze raz. Pozdrawiam.
  8. Ja chyba nigdy nie zdecyduje się na poradę psychologa. Wydaje mi się, że albo sobie człowiek sam poradzi albo, nikt inny nie będzie w stanie mu pomóc. Jestem w bardzo podobnej sytuacji jak ty, ludziom wydaje się, że jestem bardzo wesołym człowiekiem, ale to tylko maska, którą zakładam aby nie obnażać rzeczywistości. Ja zawsze radzę aby porozmawiać z przyjacielem, być chodź przez chwilkę egoistą i zadbać o siebie. Jeśli potrzebujesz rozmowy to mój numer gg: 4995520. Pozdrawiam
  9. aronia

    Moje problemy

    Kiedy przeczytałam twój post, zrozumiałam, że nie tylko ja miewam problemy. Mam kochających rodziców, ale jednak jest coś co mnie dołuje. Wiesz wg mnie najlepszym sposobem na depresje jest przyjaciel, taki prawdziwy, który nie bedzie bal sie krytyki. Powinnas starac sie kogos takiego znalezc. Wiem, ze te slowa pewnie nic nie zdzialaja, ale trzeba starac sie znalezc jakisc punkt zaczepny. Ja jakos wegetuje tylko dzieki nadziei, ze za pare dni cos sie wydarzy, ze robie cos dla kogos. Musisz uwierzyc w to, ze mozesz pomagac, moze to byc coś co podniesie cie na duchu. Zaangażuj się w coś, w jakas akcje, zrob cos dla kogos- to pomaga! Albo snij na jawie - ja tak robie, wtedy w malym wlasnym swiecie jestem tym kim chce, robie to co chce, czasem to pomaga. Życzę spełnienia , radości z małych rzeczy.
×