Skocz do zawartości
Nerwica.com

Denial

Użytkownik
  • Postów

    348
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Denial

  1. Ja się ogarnąłem z piciem podczas wizyty u psychiatry. W zupełnie innej sprawie. Zapytał

    - a jak u Ciebie z alkoholem?

    - Noo, normalnie w miarę.

    - to znaczy? Ile pijesz w miesiącu?

    - Normalnie. Jakieś dwa piwka na dzień

    - 60 browarów miesięcznie to normalne?!

     

    Chciałam tylko powiedzieć, że wielokrotnie przypominałam sobie w sposób "dydaktyczny" to, co tu napisano.

     

    ***

     

    A co do tego jak u mnie to: generalnie nie piję. Ale jeśli już piję to zawsze jest jakiś dziwny impuls obok tego. Kto normalny ładuje się do sklepu i wypija puszkę w drodze do domu z pracy? Co z tego, że to incydent(y) - tylko kilka razy oj tam, oj tam, przecież to tylko puszka? A to, że jak gdzieś już wyjdę to słychać tylko "ok, dolej"? E tam. Kto by się przejmował?

     

    Zgrzytam zębami... Wiem, że to są małe kroczki. Zawsze jakieś usprawiedliwienie się znajdzie, by to zbagatelizować. Wiem do czego to prowadzi. Wiem, że się wyprowadzam i pewnie znowu zacznę pić wieczorami. Niesamowicie zadziwia i denerwuje mnie fakt, że to WIEM, ale tak jakby... nie mogę wyhamować.

     

    Jaki człowiek jest durny!

  2. Pamiętaj o sobie:

    -pierwsza zasada:jeżeli nie będziesz dbać o siebie i swoje zdrowie,to nikomu nie pomożesz a sam możesz się rozchorować,

    - nie bierz do siebie gniewu i krytyki chorej osoby, to depresja pokazuje swoje rogi,

    - szanuj własne potrzeby i zauważaj ograniczenia, aby depresja nie zapanowała również nad Tobą,

    - znajdź sposób, który pomoże Ci walczyć ze stresem,

    -wychodź z domu,spotykaj się z ludźmi,pozwalaj sobie na chwile relaksu,

    - pozwól sobie na chwile przyjemności.

     

    Właśnie.

     

    Ludzie, pamiętajcie o sobie. Naprawdę. Dbajcie i o siebie. Bez zawiści (nie jest moją intencją wartościowanie kto potrzebuje więcej uwagi) powiem coś ważnego: jak już to bardzo wyjdzie na zewnątrz to wszyscy zwracają uwagę na osobę, która jest w depresji, a bardzo mało uwagi i wsparcia poświęca się tym, którzy są najbliżej niej.

     

    To Wy sami musicie - dla siebie - o wsparcie jasno prosić i korzystać z niego. Inaczej wylądujecie na dnie. Nikomu to nie pomoże.

     

    Musicie dbać o siebie by być "do użytku" - dla siebie i dla Waszego bliskiego.

     

    ***

     

    Stwierdzam, że depresja może być zaraźliwa. Cała ta strata wysiłku, cała ta bezsilność, frustracja, gniew okupiony poczuciem winy (jak mogę się gniewać na niego/nią - przecież jest chory/chora), strach o czyjeś życie, o to, że jego/ją stracimy - i ciągle nic, nic. Żadnej trwałej poprawy. Traci się nadzieję.

  3. Wracam na forum, bo liczę, że tu się chociaż wygadam. Nie wiem.

     

    Nie mogę nic brać (w sensie używek). Jestem na terapii. Nie mogę pić. Nie mogę się zabić, bo nie zostawię rodziny i przyjaciół.

     

    Ale to co czuję jest tak cholernie nie do zniesienia, że wróciła - po latach - chęć, żeby się po prostu k...a pochlastać. Chyba z bezsilności.

     

    Mam ochotę walić głową w mur. Czy można zrobić coś innego poza racjonalnym siedzeniem na dupie i czekaniem aż minie? Jak to wszystko bezpiecznie z siebie wyrzucić? Chce mi się wrzeszczeć i wyć, ale nic nie wychodzi. Przeciwnie - jestem coraz bardziej cicho. Prawie z nikim już nie rozmawiam. :hide:

  4. Mam żal, że ledwo się urodziłam, a już kazano mi dorosnąć. Mam żal za to, że spier...no mi życie już na starcie, że nie wiem jak to jest żyć beztrosko, przed nieszczęściem. Mam żal za to, że to jest umniejszane ("byłaś dzieckiem, co Ty mogłaś wiedzieć, źle wszystko pamiętasz") - przepraszam, ale to niby spłynęło po mnie jak po kaczce woda i miałam przywidzenia?

     

    Mam żal, ze nie mam ojca i że moja matka niby jest - ale jej nie ma. Lepiej byłoby być sierotą - nimi zajmują się jacyś ludzie - babcia, ciotka - ktoś o te dzieciaki (często - nie mówię, że zawsze) dba z wyboru i jest z nimi z wyboru. Wtedy chociaż bolałoby inaczej, a tak żyję i ciągle myślę co zrobiłam źle, że sobie na to zasłużyłam.

  5. że i one wywołują uzależnienie

     

    A chrzanią, że nie - tylko dlatego, że u zażywającego nie występuje chęć i przymus brania. Jedynie objawy abstynencyjne. Skoro są objawy abstynencyjne to ja na swój chłopski rozum rozumiem, że organizm się przyzwyczaja do leku...

     

    Zresztą... na mój naukowy rozum wiem, że przemodelowanie receptorów w mózgu trwa i nie będą one "zadowolone" gdy w szczelinie synaptycznej zostanie np. wznowiony wychwyt zwrotny i serotoniny nagle bardzo brakuje (choć miesiącami była), a każdy receptor "głodny".

     

    Sygnał jest mały! To ma mieć dobry wpływ na nastrój i samopoczucie? Pewnie, że nie.

  6. TO.

    Idzie to jak zaraza!

     

    Ot, np: ... ktoś kiedyś w dzieciństwie skrzywdził dziadka. Dziadek molestuje syna. Syn popada w alkoholizm. Jego córka ma syndrom DDA. Córka córki ma problem z niedostępnością emocjonalną...

     

    Kiedy to się skończy, pytam... Całe pokolenia pracują na to!

     

    Taki mnie wziął wściek na cały świat!

  7. Nie piję. Ogarnęłam się. Tj. sytuacja mnie ogarnęła.

     

    Może dlatego, że mieszkam teraz chwilowo w domu, w którym dla alkoholu nie ma żadnej tolerancji, a ukryć się nie sposób. (Nie doszłam jeszcze do tego etapu).

     

    Mogę pić tylko jak wyjdę. A nie wychodzę, bo nawet alkohol mnie nie przekonuje do tego, żeby wyjść do ludzi. Beznadzieja trochę (co to za priorytety?!), ale przynajmniej nie chleję. Problem odroczony w czasie. Ciekawe czy jak pójdę na swoje to znowu zacznę? Czasem o tym myślę i jestem aż "głodna".

     

    Jest wniosek, że problem nie ma ogromnych rozmiarów w moim wypadku (jeszcze), ale ma do tego wszelkie predyspozycje. Także: świetnie mi szło! (tak, ironia - mam parszywy humor w tej chwili, chcę to tylko z siebie wyrzucić).

     

    Jestem tu nowa i nie wiem czy dobrze trafiłam. Moim problmem jest mąż, do którego już nie wiem jak trafić. Jesteśmy razem 5 lat i jest coraz gorzej. Zwłaszcza teraz.Nie robi sobie nic z tego co mówię i jak się czuję. W ostatnich miesiącach pije coraz częściej. Obecnie jestem w 40 tygodniu ciąży, dziś mam termin porodu, a on nawet dziś nie potrafił wrócić do domu trzeźwy.Nie myśli nawet o tym z kim niby miałabym jchać do porodu, bo do szpitala mam 30 km. Myślałam ż chociaż to dziecko go interesuje jednak okazuje sie że nie, ważniejsze jest picie. Nie wiem juz co mam robić,jak sobie z tym wszystkim radzić. Tak naprawdę nie mam tyle odwagi i siły żeby go zostawić. Być może nie doszłam jeszcze do momentu w którym znienawidzę go tak bardzo że nie bede się zastanawiać nad odejsciem. Ale do tego czasu pewnie zwariuje, albo ten moment nie nadejdzie nigdy. Moja mama męczy się z ojcm alkoholikiem juz 30 lat i nadal ni potrafi odejść. Boje się że i ja tak skończe. Co robić, skąd wziąść tą siłe na odejście?

     

    To jak z dnem. Niektórzy opamiętają się nim je osiągną. Inni muszą się odbić.

     

    Polecam poszukanie pomocy z zewnątrz.

     

    Jeśli nie chcesz odejść dla siebie - zrób to dla dziecka. Niech nie wychowuje się z alkoholikiem w domu. Będzie to piętno potem nosić w sobie...

     

    Mężowi taki kop tez może się przydać. Może po tym, jak odejdziecie spróbuje się w końcu ogarnąć. Jeśli nie - trudno.

     

    Nie ma co się łudzić, ze cokolwiek będzie "ważniejsze". Gdy człowiek siedzi po uszy w nałogu to nic innego się nie liczy. Zwyczajnie. Bo swoje relacje ma z butelką - nie z Wami.

  8. Dlaczego ja muszę ciągle sabotować własne życie?

    Dlaczego nie mogę sobie pozwolić na szczęście?

    Dlaczego muszę żyć w takim poczuciu winy? Bo chyba karę sobie funduję.

     

    Tak w przenośni to samotnie, własnymi rękoma kręcę sobie ochoczo własną pętlę na szyję, podśpiewując drżącym głosem słodko-gorzką piosenkę o tym jak mnie to nie obchodzi, kiedy właśnie jest wręcz przeciwnie.

     

    Nie mam sił do siebie.

    Nie mam nawet sił do tego, że nie mam do siebie sił i tylko słowo "żałosne" mi chodzi po głowie.

  9. Przecież to symulacja relacji ludzkich, tu nic nie dzieje się na prawdę.

     

    To internet i życie, a nie science fiction.

     

    To relacje ludzkie przez internet, a nie "symulacja relacji". Oczywiście, że są inne niż relacje twarzą w twarz, ale nazywanie ich symulacją relacji jest nieprecyzyjne i umniejsza ich znaczenie.

     

    Na marginesie - wiele relacji internetowych przechodzi na poziom twarzą w twarz.

     

    A jęczeć wolno każdemu. Byle nie na tym się kończyło.

    Czasem każdy chce się wygadać, a tu można to zrobić "bezpiecznie" i nikomu się nie narzucając. Kto nie ma ochoty nie musi czytać postów.

  10. przez całe wakacje. Trza uważać na kleszcze.

     

    Muszę się rozejrzeć w takim razie za kimś kto wie jak na nie uważać i da sobie zapłacić za ten trud. Sama nie pójdę zbierać, bo nie mam gdzie - a poza tym to się boję. Mam przypadek boreliozy w rodzinie. Słyszałam, że w tym roku jest istna plaga kleszczy.

  11. proszę bardzo jeszcze mam trochę

     

    Dziękuję :)

     

    A skąd jagódki? Bo nie widziałam nigdzie... Tylko mrożone. Szczerze nie mam pojęcia kiedy jest sezon na jagody - jakoś w wakacje ;)

  12. Dlaczego uważasz siebie za osobę niezrównoważoną? Jeśli zdjęcie profilowe jest Twoje...wyglądasz na bardzo ułożoną osobę.

     

    Teraz dopiero zauważyłam. Nie, to nie byłam ja.

     

    Jako choleryko-melancholik :lol: wyglądam jak bomba zegarowa z napadami "odpływów", kiedy mógłby się nawet świat zawalić, a ja bym nawet nie mrugnęła bo zbyt zajmuje mnie obserwacja ściany.

     

    Ktoś mi kiedyś powiedział, że jak podchodzę do ludzi to nigdy nie wiadomo, czy będę spokojna, zabawna, czy dam komuś w mordę.

    Nie jestem brutalna, tak tylko... wyglądam.

  13. Uważam, że ta skala jest bardzo powierzchowna i niemiarodajna. I przestarzała. W najlepszych okresach życia, gdzie czułam się szczęśliwa, na swoim miejscu i świat należał do mnie wychodziła mi ciężka depresja :P

     

    To chyba kwestia światopoglądu, nie obecnego epizodu afektywnego... :P

     

    50 lat w dzisiejszym świecie to EPOKA

     

    Dobrze prawisz, milordzie.

  14. Leki nie są przepisywane na "chybił-trafił". Są schematy przepisywania leków, kolejne etapy. Widocznie tak to "ma sens" i się "sprawdza".

     

    (Jakby mnie kto pytał to nie, nie za bardzo. Za to bardzo zgadzam się z punktem widzenia booboo...)

     

    Bardzo mnie martwi to, że ludzie podchodzą do leków jak do remedium na wszelkie zło. Wezmę pigułkę - polepszy mi się. Nie, nie polepszy się. Nie od samych leków. Leki mogą jedynie stworzyć Nam do tego większe "pole manewru" (ale nie muszą). Dojście do siebie wymaga pracy. Gdyby leki zmieniały sytuację natychmiast to byłyby - jak większość środków, które tak działają - nielegalne.

     

    A skoro ktoś bierze leki i nie ma oczekiwanej poprawy to zaraz może sobie pomyśleć "na mnie już nawet dziesiąte leki nie działają, jestem beznadziejnym przypadkiem" co oczywiście wcale nie polepsza samopoczucia.

  15. Sssie mnie, a przykazałam sobie nie palić. Nawet nie mam papierosów.

    Cola się skończyła - przecież nie będę pić samej wódki (tak, mam problem).

    Muszę jutro iść do Urzędu Skarbowego. To znaczy, że muszę bardzo wcześnie wstać.

     

    Czuję się... nie wiem... sama?

    A przecież obiecałam sobie nigdy więcej tak się nie czuć.

     

    Idę spać. To może się pomodlę:

    K...a, k...a, k... a...

  16. Denial, uda Ci się ;)

    Jednej osobie na 20 się nie udaje mniej więcej. Ja jestem tą jedną u nas na forum, więc zostało jeszcze 17 miejsc :D

     

    No to dziś rzuciłam.

     

    Oby. Tak myślę. Wiedziałam, że muszę się pozbyć papierosów więc wypaliłam co miałam (intensywnie próbując to przemyśleć za każdym razem). Najobrzydliwszy z innej paczki zostawiłam sobie specjalnie na koniec.

     

    Nic nie kupiłam. Żadnej paczki. Nawet chwilowo nie mam kasy, wiec to poniekąd też rozwiązuje problem.

     

    Nie chcę już palić. Od dłuższego czasu nie wiem po co to w ogóle robię. Nie chcę już smrodu i kluchy w gardle. No i hipochondrii. Myślę, że dorosłam do tego by rzucić. Nie mam ochoty męczyć dłużej mojego ciała i przeżywać paniki "bo została ostatnia fajka". Po prostu nie chcę.

     

    Tak mi dopomóż. Ssie mnie nieco, ale cholera - nie takie rzeczy się wytrzymywało. Toż to pikuś w porównaniu z np. odstawianiem leków.

  17. Zawsze miałam wrażenie, że leki "przykrywają" emocje, całą wrażliwość. To gdzieś tam ciągle jest, ale jakby za wielką zasłoną. Traci się z tym kontakt. Tak to odczuwałam.

     

    I strasznie mnie wnerwia, że jak raz zaczniesz brać to jakoś końca nie widać. Komu lekarz powiedział - proszę pana/pani jest już dobrze, kończymy z leczeniem farmakologicznym?

     

    Może na forum ktoś taki jest. W realu nie znam takich osób. Ci Co odstawiali - robili to na własną rękę z różnych powodów. Dziś mówią mi, że bywają wzloty i upadki, ale tak to już jest i do leczenia nie wrócą. Reszta dalej odbiera recepty i niestety wcale nie wygląda kwitnąco.

×