Skocz do zawartości
Nerwica.com

Denial

Użytkownik
  • Postów

    348
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Denial

  1. Reasumując - balans drogą do sukcesu. Zdrowieć i zachować to, co choroba mi daje dobrego.

     

    Masz prawo do własnej drogi. Może znajdziesz balans, może coś zupełnie innego. Tylko uważaj na siebie, zachowaj ten rozsądek i proś o pomoc, jeśli trzeba (ło rany, ależ zaczęłam matkować, wybacz). Nie chciałabym, żebyś tam gdzieś siebie po drodze zniszczyła. Zwyczajnie szkoda życia. Powodzenia w terapii.

  2. jednak pomijając to wszystko może faktycznie powinienem zerwać kontakt, ciągle się zastanawiam, ona stwierdziła żebym tego nie robił i że da sobie radę z tą sytuacją...

     

    Skoro mówi, że sobie da radę, to jestem za tym, by to uszanować. Chyba wie co mówi. A jeśli nie wie - to może z czasem sama zrozumie.

     

    Każda zaangażowana jednostka tak by powiedziała, ona nie myśli racjonalnie, bo czuje. Ty możesz być racjonalny i to jest Twoja przewaga. Nie myśl o sobie, tylko o niej.

     

    Uważam, że to uogólnienie. Dodatkowo osądzanie - że ktoś nie myśli racjonalnie. Skąd możemy wiedzieć?

    Jest tez podział - że ktoś ma przewagę, a ktoś jest na łasce drugiej osoby. To nie jest zdrowa dynamika w relacji.

    "Nie myśl o sobie" - to poświęcenie, o które nikt nikogo nie prosi. Istnieją inne metody.

     

    Nie ma żadnego dobrego powodu, by on jej sprawy regulował za nią. Ja na pewno nie życzyłbym sobie, by ktoś za mnie podejmował podobne decyzje. W pewnym sensie o to się rozeszło w moim przypadku. To jest naruszenie granic.

     

    Zgadzam się.

  3. Denial, opinie opiniami, ale prawda jest jedna, więc jak uważamy swoją opinię za zgodną z prawdą to powinniśmy jej bronić, a nie relatywizować :P

     

    To tylko Twoja opinia ;P

     

    Bo niekoniecznie :) Odróżniam prawdę od własnej opinii i wiem, że nie muszą się pokrywać. Będę bronić własnej opinii i prawa do jej zachowania, oraz dążyć do prawdy, ale gdybym uznała moją osobistą opinię za zgodną z prawdą bez dwóch zdań, to popełniłabym błąd, straciła otwartość umysłu i zamknęła siebie w ten sposób na możliwość zweryfikowania tej opinii, w obliczu nowych faktów :)

     

    nie jeden by chciał mieć twoje problemy miast kalectwa którego sie oczywiście nie wybiera i które na 1000% skuteczne w pozbyciu sie wszelkich przejawów towarzystwa

     

    Tylko co to zmienia dla autora tematu, że "niejeden by chciał"? Nic. A dla chcących? Tez nic. Tylko są bardziej zgorzkniali. Jeszcze nie widziałam, żeby komuś pomogło i poprawiło samopoczucie gadanie innemu "Ty to masz problemy, moje kalectwo to jest dopiero problem, co Ty k...a wiesz o cierpieniu?". Strata energii. I nikt nie lubi, gdy druga osoba bagatelizuje ich odczucia. Starczy tak trochę pogadać i na pewno wszyscy się odsuną - nawet nie przez chorobę. Tylko przez użalanie się nad sobą i odbieranie innym praw do własnych odczuć i reakcji. Ktoś ma takie problemy, a inny - inne. To nie konkurs "kto ma gorzej"...

  4. szkoda mi ich tylko bo na własnej skórze wiem co to nieodwzajemnione silne uczucie.

     

    Istnieje możliwość, że ona nie widzi problemu w tym, że coś do Ciebie czuje (zawsze można przy okazji, na spokojnie o tym porozmawiać - nie trzeba się tylko na to silić, możliwe, że temat sam wypłynie... jestem fanem komunikacji między ludźmi, ale nie rozgrzebywania sytuacji nadmiernie), albo po prostu dla niej sytuacja wygląda inaczej, niż ta Twoja z przeszłości wyglądała dla Ciebie.

     

    Istnieje możliwość, że obdarzasz ją jakimś rodzajem współczucia, które powinieneś skierować do siebie, żeby odzyskać własną równowagę emocjonalną. Możliwe, że nie pogodziłeś się z tamta stratą. Możliwe, że obecny problem rozwiązałby się wtedy sam.

     

    Teoretyzuję. Mogę być w wielkim błędzie. Ocena sytuacji należy do Ciebie i tylko i wylącznie do Ciebie - ja nie siedzę z Wami i nie wiem jak to naprawdę wygląda. Mam tylko Twój punkt widzenia.

     

    Jest moment, kiedy nie da się więcej zanalizować na daną chwile, bo możliwości może być wieeeeele.

    Trzeba poczuć, pomyśleć, przetrawić, albo zadziałać. Sytuacja się rozwinie z czasem i może będzie jaśniejsza, a decyzja co robić przyjdzie naturalnie.

     

    Ogólnie tak: każdy ma swoje zdanie i opinię, a Ty musisz wypracować swoje własne, osobiste :) Może się to pokrywać z którymś zdaniem tutaj, ale nie musi. Nie ma jednej recepty na wszystko.

  5. jetodik, spróbować pewnie nie zaszkodzi. a czas wszystko pokaże. Pomyśl w spokoju o odpowiedzi nad tym pytaniem, które zadałam wcześniej. Dlaczego to Tobie przeszkadza. Przyjrzyj się przez chwilę sobie i swoim emocjom.

     

    Denial, detektywmonk jest bardzo szczery i mówi wprost czego chce! Fajny gość. :) Tylko te dziewczyny takie nieprzystępne, ech.

     

    :lol:

     

    Najpierw musiałaby być świadoma, że jej potrzebuje. Jej mechanizmy obronne nie dopuszczają do uświadomienia stanu.

     

    No tak... :-| Pozostaje współczuć.

  6. ja myślę, że zerwanie kontaktu z osoba ktora nie narusza granic, ma sens jak widzimy ze jednostronne uczucie sie dopiero rozwija, jak już się rozwinie tak porządnie to juz pozamiatane i zerwanie kontaktu nie uleczy rany.

     

    Ja myślę, że zerwanie kontaktu ma sens w sytuacjach toksycznych, oraz gdy po prostu dane osoby do siebie w ogóle nie pasują, nic a nic (zdarza się). W innych przypadkach, jeśli nawiązuje się relacja, to wierzę, że można nad nią pracować.

     

    Przeczytałam kiedyś w książce Susan Forward, że miłość nie rani, jest dobra. Zgadzam się z tym. Dlatego, że miłość sama w sobie jest dawaniem, a nie braniem, ani nawet wymianą (bo nie podlega warunkom) i jest budującym i cudownym uczuciem - nawet jeśli nie jest odwzajemniona i jest cicha.

     

    Szkoda mi jej, ale nic nie mogę.

     

    Niestety :( To bardzo przykra sprawa, ale naprawiać innych się nie da. Można się za to wykończyć próbując. Ona sama musiałaby chcieć pomocy.

     

    Dziękuję, Follow_.

  7. nie chce zrywac kontaktu, bo ona jest ogolnie wporzo, ale wielu ludzi by sie znalazlo twierdzacych, ze w takich sytuacjach zawsze nalezy zerwac kontakt, wiec w pewnym momencie nie wiedzialem co o tym myslec stad temat.

     

    Tylko po co, skoro się lubicie i siebie nie krzywdzicie, a możliwe, że przez zmianę punktu widzenia i przemyślenie spraw jeszcze się rozwiniecie, że tak powiem - wewnętrznie? Sytuacje między ludźmi mogą ewoluować.

     

    a Wy mieliscie takie sytuacje? Pewnie mieliscie i jak to u Was wygladalo?

     

    U mnie to miało związek z manipulowaniem, krzywdą i przekraczaniem granic, więc w sumie nie wiem, czy to bardziej było kochanie, czy swoiste upodobanie do sterowania moją własną osobą jak laleczką (skakałam wokół kochającej mnie (?) osoby jak ta kretynka, bo mi się zdawało, ze jestem odpowiedzialna za sytuację). Poszłam po rozum do głowy, skończyło się zerwaniem kontaktu. Dochodzę do siebie do dziś. Wygląda na to, że między Wami jest zupełnie inna, zdrowsza sytuacja z mojego punktu widzenia).

  8. Co to konkretnie znaczy "nawiązać kontakt"?

     

    To znaczy nie tłumić, nie próbować zmieniać, wpływać na nie - ale je zauważać, uznawać ich prawo do istnienia i je akceptować, jakie by nie były i jakkolwiek by się nam nie podobały. Uczyć się je rozpoznawać, pogodzić się z nimi i z tym, że się nam przytrafiają. Bo się przytrafiają - one przychodzą i odchodzą, nasilają się i opadają itd.

     

    Np. smutek. Smutek sam w sobie nie jest zły i można z nim żyć. Problemy sprawiają metody walki z nim, spychanie go, zagłuszanie itp. Ta szarpanina ze smutkiem, żeby odszedł jak najprędzej, bo jest nieprzyjemny.

     

    Na zasadzie - smutek jest nieunikniony, ludzki i potrzebny, bo coś sobą reprezentuje, coś nam komunikuje, ale cierpienie z jego powodu jest opcjonalne.

  9. Jeszcze jedno. O swoje granice ona sama musi dbać. Jeśli nie umie - to musi się nauczyć. To jej się przyda w życiu. Dbanie o jej granice w jej imieniu odbiera jej szanse na rozwój i ją w pewien sposób psychicznie okalecza. To jak wsadzić kogoś na wózek, bo niełatwo mu chodzić, kiedy mógłby nauczyć się chodzić (z trudem i to potrwa, ale mógłby!)... Bo szkoda. Czasem "szkoda", ale to niezbędne i rozwijające.

  10. Nie masz wpływu na to jak ktoś coś odbiera. Nie możesz też tego dowolnie zmieniać. Każdy może się czuć, jak mu się podoba. Dobrze, albo źle. Każdy ma prawo do własnej interpretacji rzeczywistości. Ile ludzi - tyle prawd. To normalne.

     

    Nie jesteś tez odpowiedzialny za stan cudzych emocji, umysłu (chyba, że świadomie manipulujesz kimś, albo go krzywdzisz). Nie jest Twoim przeznaczeniem zapewnianie innym dobrostanu psychicznego za każdą cenę.

     

    Ona ma prawo do kochania Ciebie i nawet do pierniczenia sobie w życiorysie z tego powodu. To jej życie. Ty masz prawo do nie kochania jej. To twoje życie. Jeśli nikt nie narusza granic np. szantażem emocjonalnym, presją, wykorzystywaniem - nie ma podstaw do wielkiego reagowania. Pilnuj swoich granic i bądź szczery. Przecież możesz np. powiedzieć jej, że Ci jej szkoda i trzymać sprawy jasno. Tylko nie milcz w imię ochrony przed krzywdą, bardzo proszę. Prawda bywa bolesna, ale lepsza prawda niż kłamstwo. Można ją komunikować łagodnie. A to, co dalej się dzieje - no trudno...

     

    Ale jeśli zbyt wielką przykrość sprawia Ci patrzenie na to wszystko - zerwij kontakt. Tez masz prawo. Zapytaj siebie czego pragniesz. Chcesz się z nią widywać? Może po prostu nie chcesz, tylko dopisujesz do tego szlachetną ideologię, że chodzi o uniknięcie krzywdy (ludzka rzecz - nie to, że posądzam Cię o niecne intencje - po prostu nikt z nas nie jest kryształowy, choć bardzo byśmy tego chcieli).

     

    Ludzie się krzywdzą nawzajem w życiu, choć nie mają złych intencji. Zdarza się. Przykre to, ale to zwyczajna część życia.

     

    Zapytaj siebie dlaczego fakt, że ona Cię kocha i coś widzi tak, a nie inaczej Tobie przeszkadza.

  11. Może pora na terapię? Dla niej, albo dla Was obojga. Postaw ultimatum. Powiedz, że to Cię wykańcza, że tak nie możesz, że brakuje Ci sił. Może zrozumie (pewnie nie natychmiast, ale nie zrażaj się wybuchem). Może dajcie sobie szansę? Można "przegrupować" związek, jeśli są chęci do tego.

     

    W innym wypadku pozostaje rozstanie - przykre bardzo, jeśli kocha się dalej, tylko rozum wybiera radykalne rozwiązanie, które nie jest samozniszczeniem....

  12. Denial, odczucia cielesne żeby zauważać i to z czym są związane, jakie emocje i myśli im towarzyszą.

    ćwiczenia pochodzą z książki "uwolnić traumę"

     

    Bardzo podobne. Żeby nie rzec - identyczne.

     

    Choćby wczoraj czytałam o medytacji polegającej na uważnym ruchu i jak w każdej książce tego typu było tam napisane, co się komu przydarzyło: jakiś koleś próbował uważnie się rozciągnąć i zarejestrował w sobie panikę w pewnym momencie. Wytłumaczenie tego jest... Otóż miał kiedyś wypadek, w wyniku którego doznał urazu pleców. Jest już wszystko w porządku, ale ta ostrożność dalej w nim siedzi. Cóż, zawsze coś nowego o sobie wie :)

     

    Ciekawy pomysł, żeby zwrócić się do własnego ciała w dochodzeniu do siebie po traumie. Drobne, głupie rzeczy uruchamiają stras pourazowy :( Tak pewnie można je dostrzec, hm?

  13. Chyba będę totalnym leniem i sobie zamówię makaron ze szpinakiem do domu... Jestem chora i nigdzie nie wyłażę, w związku z czym lodówka świeci pustkami (już prawie), a mi się znudziło spaghetti z tuńczykiem z puszki i fasolka ze słoika (ziemniaki "wyszły" dawno temu).

  14. Denial, zrozumiałe thx ;)

    ja robie ćwiczenia, które mają mnie bardziej osadzić w ciele, może jest to trochę zbliżone? sam nie wiem.

     

    O, możliwe :) Żeby poczuć swoje ciało? Nie wiem, oddech, ubranie na skórze, wrażenie pod stopami, jak stoją na podłodze, czy nawet ruch itp.? Wtedy na bank zbliżone. Znam takie ćwiczenia.

  15. Zatem szkodzę sobie :) I otoczeniu być może też. Ale jeszcze gorzej na nie wpływałam będąc super zdrową i pewną siebie. Widocznie nie umiem znaleźć odpowiedniego balansu.

     

    Pewnie, przesadna pewność siebie tez może być szkodliwa i wręcz chorobliwa. Może z czasem znajdziesz ten balans. Życzę Ci tego.

     

    Poza tym, jakkolwiek głupio to nie zabrzmi, wielu wielkich pisarzy cierpiało na depresję lub inne zaburzenia psychiczne. Jak wiele z tego można czerpać natchnienia. Z cierpienia właśnie.

     

    Depresja ma różne fazy. Żeby być kreatywnym, trzeba nawiązać kontakt z własnymi uczuciami. Tym ludziom się udało. Problem w tym, że najczęściej depresja jest jakimś owijającym nas szczelnie tworem, który zamyka nas na świat i nawet nas samych i prowadzi do odrętwienia, w którym kreatywność jest niemożliwa, a jej brak bardzo dotkliwy. Człowiek się czuje odarty ze wszystkiego i okaleczony. No jak to? Był taki wyjątkowy i kreatywny. I co się stało? Jest tylko strzępkiem. Można się na swojej wyjątkowości zawieść. To bardzo przykre.

     

    Rozumiem, że czasem cierpieniu trzeba nadać jakiś sens. To, że ono w jakiś sposób uszlachetnia, czy też czyni kogoś wyjątkowym - to właśnie próba nadania sensu. Mam nadzieję, że zrozumiesz, że to ślepa uliczka, która potrafi wszystko spotęgować do punktu, w którym staje się nie do zniesienia. Cierpienie w chorobie będzie się przydarzać tak, czy inaczej. Nie ma potrzeby go podkręcać. Można się sparzyć.

     

    A teraz głos rozsądku, który wbrew pozorom gdzieś jeszcze w mojej głowie siedzi: tak, wiem że to niezdrowe, dlatego się leczę

     

    Cieszę się, że masz taki głosik. I że się leczysz.

     

    katia010, bardzo dobrze napisane.

     

    Aha i żeby nie było, że ja taka mądra d...a jestem i robię wykłady - ja tez kiedyś myślałam, że jestem wyjątkowym płatkiem śniegu. Pierdzielenie. To, co przywraca życie jest w poczuciu jedności,, przynależności do świata (tak se), społeczeństwa (fffuu), albo natury (ok). Co kto woli.

     

    No ale tą drogę pewnie przyjdzie Ci przedreptać na własnych nogach, Yvaine i w sumie nic w tym złego. Po prostu jak przeczytałam tamten Twój post, to skóra mi scierpła, bo wiem jak niebezpieczna może być taka postawa.

     

    Zdrowia życzę.

  16. Denial, a co to jest ta uważność cała, bo tyle się o niej słyszy...

     

    Zwracanie świadomej uwagi na to co się dzieje tu i teraz, obecność w chwili bieżącej. Podejście do doświadczeń w sposób otwarty i akceptujący. Pozwolenie rzeczom na bycie takimi, jakie są (myślom, emocjom, odczuciom w ciele). Także rozróżnienie zdarzeń od ich interpretacji i naszej reakcji na tą interpretację.

     

    Praktyka tzw. nieformalna skupia się na przyjmowaniu tej postawy umysłu w trakcie codziennych czynności np. jedzenia, chodzenia itd.

    Praktyka formalna to medytacje. Dużo z nich opiera się na oddechu, ale nie chodzi o to, by go kontrolować, tylko żeby go zauważać i pozwalać mu być.

     

    W sumie w ten sposób nawiązuje się kontakt z własnymi myślami, emocjami, ciałem i światem. No i można zacząć reagować na zdarzenia rozumnie, a nie tylko jak to mawiam "jechać na autopilocie". Ile razy człowiek przechodzi z domu do pracy np. i nie pamięta co się działo po drodze, bo np. się zamyślił? Jak się jest uważnym to się wie, że się idzie, ale i wie się, że się myśli. Tak trochę inaczej, trochę przestrzeni w psychice się załapuje.

     

    Mam nadzieję, że to zrozumiałe. Starałam się.

×