Skocz do zawartości
Nerwica.com

Denial

Użytkownik
  • Postów

    348
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Denial

  1. Bo to nie jest groźne - w sensie nie jest groźne dla życia. Nie znaczy to, że trzeba się przyzwyczajać i z tym żyć! To nie jest "normalne" :evil: Złości mnie, że ktoś tu tak może w ogóle twierdzić!

     

    To bardzo, bardzo przykre uczucie! Niektórzy ludzie przy nim nawet wpadają w panikę, że zaraz dostaną zawału. Dlaczego się godzić na coś takiego?

     

    Oczywiście, że nie wszystkich należy pchać od razu w leki - niektórym wystarczy trochę relaksu i zadbania o siebie. Ale nie udawajmy, że wszystko w porządku!

  2. ja juz momentami jestem zdecydowana na samobójstwo...gdyby tylko on chcial walczyc razem ze mna... bylo by łatwiej, inaczej, a tak.. zostałam z tym sama...

     

    Aż mnie ciarki przeszły. Dobrze, że się umówiłaś do lekarza i psychologa. Dziewczyno... Ty musisz zabrać się najpierw za pomoc sobie samej. Nikomu nie pomożesz - jemu tez nie - jeśli sama nie będziesz stabilna.

    nie potrafię sie podnieść, zabija mnie brak kontaktu z nim... on mojej pomocy juz nie chce. Nawet nie wiem czy nadal mnie kocha...czy juz jest może kim innym

     

    Żadna miłość nie jest warta Twojego zdrowia i życia. Nie musisz się podnosić, nikt Ci nie każe być bohaterem, ani ignorować bólu, który pewnie czujesz - ale poproś o pomoc. Szukaj pomocy i wsparcia. Daj szansę sobie. Idź do psychologa, czy do psychiatry.

     

    Nie jesteś odpowiedzialna za tego faceta. Jestem przekonana, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś, żeby mu pomóc. Reszta należy do niego i do Boga, czy losu - zależnie w co wierzysz, lub nie.

     

    Sznszyla, proszę Cię. Wiem o czym mówię. Sama się wpieprzyłam w związek z osobą z problemami i poświęcałam się, żeby ją ratować. Skończyło się bardzo źle. Oczywiście, że nikogo nie uratowałam - tylko samą siebie pogrążyłam. Wszyscy wokół mi powtarzali, żebym się zatroszczyła o siebie, bo się zniszczę, ale nie byłam w stanie słuchać. Byłam przekonana, że jeśli przestanę pomagać tej osobie, to jakby znaczyło, że mi w ogóle nie zależy, że nie kocham. Nieprawda. Można kochać i może zależeć. Czasami nie da się pomóc. Bo druga strona musi tej pomocy chcieć...

  3. ja juz momentami jestem zdecydowana na samobójstwo...gdyby tylko on chcial walczyc razem ze mna... bylo by łatwiej, inaczej, a tak.. zostałam z tym sama...

     

    Aż mnie ciarki przeszły. Dobrze, że się umówiłaś do lekarza i psychologa. Dziewczyno... Ty musisz zabrać się najpierw za pomoc sobie samej. Nikomu nie pomożesz - jemu tez nie - jeśli sama nie będziesz stabilna.

  4. Mam ochotę się pociąć, nikt mnie nie lubi, nikogo nie obchodzę :why:

     

    Wystrzegaj się uogólnień.

     

    Może lepiej pomyśleć co spowodowało te myśli. Kto konkretnie Cię odrzucił, czy dał do zrozumienia, że go nie obchodzisz. I spojrzeć na to krytycznie.

  5. Objawy szarpnięcia które opisujecie to proces który nazywamy "resetowaniem się serca". Inaczej mówiąc, serce będące w ciągłym stresie u osoby pod ogromną presją psycho-emocjonalną musi co jakiś czas zresetować swój rytm.

     

    Co Ty gadasz... Pierwsze słyszę. Proszę o naukowe źródło informacji o "resecie serca".

     

    Kołatanie serca (nawet przy spoczynku) - w moim przypadku to była tachykardia. Wyszła na EKG. Dodatkowo szmer, który po wizycie w szpitalu okazał się być czynnościowym, a nie wadą serca. Wszystko miało podłoże stresowe. Łykam codziennie beta blokery w małej dawce, które zapisał mi lekarz i już nie mam takich przykrości.

  6. Mi skończyły się kłamstwa wczoraj jak zdałam sobie sprawę skąd biorą mi się okropne doły pomiędzy piciem a najczęściej piję wieczorem 1 lub 2 piwa. Raz w tyg.3 lub 4piwa ..Jestem załamana ale jednocześnie jestem zadowolona i czuję ulgę,że nie zaprzeczam ale to nie zmniejszy chęci napicia się po pracy :-|.Pozdrawiam i życzę wytrwałości ;)

     

    No nie zmniejsza... Wiesz, usłyszałam coś fajnego: spróbuj nie pić dziś - jutro spróbujesz nie pić jutro. Takie małe cele. Bo przestać "na zawsze" to trudno.

     

    Coś w tym jest, bo jak myślę za dużo o "zawsze" to skóra mi cierpnie i najchętniej bym siadła i to "zawsze" zaczęła "od jutra".

     

    Pozdrawiam i też życzę wytrwałości.

  7. DenialCzuję się podobnie do Ciebie.Nie chce mi się zastanawiać nad tym czy jak wypiję dziś jedno piwo a jutro dwa ,bo przecież wszystko jest dla ludzi ,należy mi się po pracy ,że jak bym piła 8 piw dziennie to dopiero miała bym problem.Te wszystkie wymówki są o kant d....Wiem ,że mam problem i już.

     

    Ano właśnie... Wróciłam do domu po bardzo ciężkim dniu w pracy i już myślę tylko o tym, żeby się napić. Czy tak się zachowuje człowiek bez problemu? Nie. Tego się już nie da zignorować. We wtorek skończyły mi się kłamstwa i zaprzeczenia. No i już...

  8. Znam Wielką Księgę. Przeczytałam, bo chciałam zrozumieć ojca. Cóż... Trochę zrozumiałam, potem nawet zaczęłam współczuć i sympatyzować, zamiast nienawidzić. A potem bardzo postarałam się zapomnieć o wszystkich wątpliwościach na temat własnej osoby, które stanowczo odpychałam od siebie w trakcie lektury. Co za... no wyobraźcie sobie - czytać to, stwierdzić, że coś w tym chyba jest, a potem zamknąć książkę i otworzyć butelkę... Brak mi słów na siebie samą.

     

    Myślę, że muszę też porozmawiać z moją terapeutką. Ile razy do niej szłam, ale nic na temat alkoholu nie przeszło mi przez gardło? Kiedyś zahaczyła o temat. Powiedziałam, że nie mam z tym problemu. A wieczorem się upiłam, jak rzadko... :/ Oczywiście nie pisnęłam potem ani słowa.

     

    To całe ukrywanie się... :hide:

     

    Balladyna, ja już akurat wiem, że w ogóle nie umiem żyć. Z rok temu myślałam, że jak pójdę na terapię w końcu, to wszystko będzie dobrze, że stanie się jakiś cud. Nic bardziej mylnego. Myślę, że potrzebowałam czasu, żeby otworzyć oczy :/ Dlatego teraz, w związku z piciem już nie wyobrażam sobie cudu.

     

    Dziękuję za Twoje słowa. Zamierzam złapać.

  9. Denial, tak trzymaj, musiało być ciężko... Słuchałaś tylko czy coś też powiedziałaś?

     

    Zebrałam się raz i powiedziałam to, co czułam. Najwięcej słuchałam.

     

    Denial gratuluję Ci odwagi :-) i z całego serca ciesze się że nie żałujesz swojej decyzji :-) dla mnie pójście na miting AA to była najlepsza decyzja w moim życiu :-)

     

    No właśnie. Gratulowano mi odwagi, a we mnie tylko sam strach i rozpacz tak naprawdę.

     

    Ale dziękuję za miłe słowa. Nie wiem jak to będzie i co będzie, ale nie chcę już pić... Wystarczy. Może z AA dojdę do jakiegoś ładu, bo teraz to po prostu nie ma co zbierać. Jestem totalnie załamana.

     

    życzę powodzenia w walce z nałogiem, juz zaczełas to najważniejsze

     

    Dzięki...

  10. Wyszłam z domu na miękkich nogach, ale dotarłam na grupę. Byłam. Nie żałuję. Myślę, że jeszcze pójdę. Muszę sobie zrobić jakiś porządek w głowie, pozbierać się jakoś...

     

    Boże, byle już nie pić...

     

    Ech, rozpłakałam się tam słuchając. Głowa mnie boli.

  11. Wiecie co, przyznam, że wcale nie czuję, ze to sukces i nawet nie chciałabym takiego "orderu" i poklepania po plecach. Nie ma czego chwalić...

     

    To raczej przyznanie się do porażki i rozpacz. Wczoraj byłam w takim szoku, że myślałam, że zwariuję. Rzygać mi się chciało. Dosłownie. Ze zdenerwowania i obrzydzenia do tego wszystkiego, że kto jak kto, ale ja, mając taki antyprzykład w rodzinie mogłabym się uwikłać w coś takiego!... No niby wiem, że to właśnie paradoksalnie jest zwiększone prawdopodobieństwo, że historia się powtarza później, ale... Boże... Tak strasznie mi wstyd. Ja tego swojego ojca to chyba pobiłam w przedbiegach już...

     

    Jutro grupa. Boję się. Jak się z tym przespałam to już chyba nawet jeszcze bardziej dopuszczam taką myśl, że powinnam się tam znaleźć.

     

    O tyle "dobrze", że ja wiem, że istnieją grupy, bo tam bywam... Tylko na innej. I właśnie tam mimochodem uderzyła mnie... no cóż - zdaje się, że okropna prawda :(

  12. Zaglądam do wątku, bo jestem po prostu zdruzgotana i w szoku. Chyba mi się iluzja wali.

     

    Mam już dość tego myślenia, czy ja mam problem z alkoholem, czy nie. K...a jak prowadzę sobie w duchu tygodniowe statystyki wieczornych nawyków to chyba w nich widać, nie? Nie mówiąc już o tym, że w ogóle coś takiego sobie zapamiętuję i analizuję i o tym tyle myślę. Że przecież nie piję dużo. Nie wyrzucili mnie z pracy. Nie klinuję. Film mi się nie rwie. To pewnie nie mam problemu, nie? No bo rany, co to jest piwo, dwa, pół butelki wina - ok, ostatnio 3/4, bo mam problemy w pracy, hahaha - czy ze 3-4 drinki? A że czasem zdarzają się dni typu drink, dziś tylko drink, jeden, no dobra, niech będą dwa, może trzy, a, walić to.... 4, 5, 6, 7, 8, mam w dupie to liczenie.

    O, piję czwarty dzień. O, dzień przerwy - niemożliwe. Nie będę dzisiaj pić. Obiecanki cacanki. A potem stwierdzam, że siedzę z butelką. Nawet teraz jak to piszę to mam ochotę się napić. Bo się denerwuję własnym piciem! No to super, chyba sobie fajne lekarstwo znalazłam. Próbowałam sobie wyobrazić taką całkowitą abstynencję do końca życia. O nie.

     

    Więc jak? Dlaczego czuję, że nie mogę zrezygnować?!

     

    Takie okresy jak teraz to już były. Stwierdziłam, że mi przejdzie. Weszłam w środowisko, gdzie ciężko było chlać. Obiecałam sobie, że nie będę już piła sama. Trwało to pół roku. Znowu zapijam problemy, albo mam inne wymówki typu "tak się napracowałam, to strzelę sobie jednego, czemu nie". I co? I też mi przejdzie? Na jak długo? I kiedy?

     

    Mam dość, pójdę na grupę, a resztę przemyślę potem... Za przeproszeniem mam strachu pełne gacie.

     

    To jakaś cho...na tragedia.

     

    Nie chcę być córką swojego ojca.

  13. Cześć. Dawno mnie nie było.

     

    Od ostatniego mojego przebywania tu zmieniło się bardzo dużo i nie zmieniło się nic. Ogólnie mam wrażenie, że moje życie zmierza w dobrym kierunku - tylko ja czuję się coraz gorzej. Stwierdzam, że zeźliłam się nie wtedy, kiedy zachowywałam się jak nieodpowiedzialna idiotka, ale wtedy, kiedy postanowiłam przestać. Chciałam odzyskać spokój ducha, a okazuje się, że go totalnie straciłam.

     

    Chodzę na terapię i na grupę i wszyscy mi mówią, że to dobrze i że super, że pracuję nad sobą i ja czasem tez tak czuję, ale w gruncie rzeczy mam wrażenie, że stoję w miejscu, jeśli się nie cofam i mam za to do siebie pretensje.

     

    Pojeb**** to wszystko.

  14. Uważam, że aktor grający Deana poradził sobie całkiem nieźle. Film jest też ładny wizualnie - bardzo przyjemna scenografia. Retro pełną gębą. Tylko historia się gdzieś zagubiła. Sporo nieścisłości.

  15. Jeśli mogę kogoś ostrzec - dajcie sobie siana z "W drodze" (nudna niedoróba) i "Drzewem Życia". Z tym drugim... No chyba, że jesteście wielce uduchowieni, czy coś (nie mnie oceniać) to wtedy może Wam się spodoba. Ja osobiście w trakcie seansu miałam ochotę wejść pod stół i tak już zostać.

  16. 3 letni maraton i nastawienie się zmienia - to dobrze.

     

    Zdaje mi się, że nie ma lepszej motywacji niż ta, która przychodzi z zewnątrz i kiełkuje w środku - jak właśnie taka, że zależy nam na bliskich. Przeczytałam kiedyś, że uzależnieni nie mają związków, tylko biorą zakładników. To było dość wstrząsające, jak tak sobie o tym pomyślę. Człowiek zaczyna się zastanawiać, czy chce taki być. Pierwsze, aktywne "nie chcę" jest ogromnym krokiem.

     

    Gratuluję postanowienia. Życzę Ci dużo wytrwałości.

  17. Osądzanie siebie nie jest żadną odpowiedzią. Samoosąd często kończy się samooskarżaniem, od którego nie ma ucieczki. Zapada wyrok i nagle nie ma się już po co starać. Nie tędy droga.

     

    Sami dla siebie jesteśmy najsurowszymi sędziami. Nigdy nie potraktowalibyśmy tak innych, jak traktujemy siebie. Jedna miara dla wszystkich - wtedy jest sprawiedliwie. Nie powinno być tak, że zmuszamy się do spełniania wyższych standardów.

     

    nazywam się niewarto, daj sobie czas na wyjście z dołka. Pomyśl, że to przejściowy stan. Spróbuj traktować siebie łagodnie - zrobić coś dla siebie codziennie (w zdrowy sposób), pomyśleć o chociaż ze trzech rzeczach, które Cię podniosły na duchu. Żeby nie siedzieć tak w beznadziei i nie karmić strasznych myśli.

  18. re33, życzę Ci dużo siły, wytrwałości. W trudnych chwilach pamiętaj o tym co Cię motywuje. Niech to będzie takim "filarem", którego będziesz się mogła przytrzymać. Dobrze, że zgłosiłaś się na terapię - może tam dostaniesz odpowiednie wsparcie od kompetentnych ludzi.

     

    Sylwester przy soczku - też jestem za.

×