Skocz do zawartości
Nerwica.com

Denial

Użytkownik
  • Postów

    348
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Denial

  1. Denial, może, ale mogłoby lekarzowi dać do rozważenia.

     

    Czy ja wiem - i tak żaden nie może utrzymać uwagi na tym co mówię dłużej niż przez 15 sekund. Mówisz: boli mnie to i to i wszyscy natychmiast rzucają się do pomocy i sprawdzania swoich teorii. Trudno dorzucić do tego własną sugestię (już próbowałam). Ja tam w gabinecie to właściwie zbędna jestem, w sensie niefizycznym.

     

    Wiem, że wykluczanie kolejnych rzeczy to też jakiś progres, ale jestem już strasznie wykończona. Końca nie widać. Poprawy nie widać. Przyczyny nie widać. Nic nie wiadomo. I jeszcze te kolejki na NFZ... Koszmar.

     

    Net przejrzałam i naprawdę - mam pewnie co najmniej raka, albo coś gorszego.

    Ciężko znaleźć rozsądne informacje, za to jest pełno straszenia.

     

    Lepiej, żeby mi za bardzo na głowę z bólu nie padło, bo tu się do psychiatry czeka do października. A prywatnie miesiąc. Bardzo to wszystko ludzkie...

  2. Jeśli ktoś ma ogromne opory przed odwiedzeniem AA, to w dzisiejszych czasach Wielka Księga (aka "Anonimowi Alkoholicy") jest naprawdę szeroko dostępna. Polecam sięgnąć w zaciszu własnego domu i dać sobie szansę. Może pomoże opory przełamać, może wzbogaci wiedzę, czy pobudzi do myślenia, może jakaś idea będzie interesująca?... Książka nie ugryzie, w żadnej formie i uważam, że jest warta przeczytania.

     

    ja nie mam wystarczająco silnej woli, aby samemu rzucić picie.

     

    Do rzucania picia silna wola nie jest potrzebna i naprawdę nie trzeba tego robić samemu. Po to są te grupy.

  3. W moim przypadku nie będzie to takie łatwe. Zanim będę mieszkać osobno minie niemało czasu. Niestety nie pracuję. To wszystko przez ten mój strach przed jakimiś kontaktami. Jak mam coś iść gdzieś załatwić to jestem mega zestresowana. Dlatego unikam jak tylko mogę takich sytuacji. Chciałabym pracować, wtedy może bym się usamodzielniła, ale odkładam z roku na rok próby podjęcia jakiejkolwiek pracy.

     

    Rozumiem. Tak myślę.

     

    Problem polega na tym, że nie będziesz tak mogła wiecznie i w pewnym momencie, będziesz musiała przejść do kolejnego etapu w życiu. Dodatkowo - unikanie utrwala ten lęk w Tobie. Przydałoby się nauczyć sposobów radzenia sobie z nim, żebyś mogła zrozumieć, że masz wybór, a potem się przełamać.To Ci się przyda na przyszłość. Łatwe pewnie nie będzie, na pewno nie na początku. Ale z tego co czytałam i słyszałam, a także doświadczyłam - to jest wykonalne. Sama oswoiłam niemożność odbierania i wykonywania telefonów w trakcie terapii.

     

    Myślę, że dobrze kombinujesz - jakbyś podjęła pracę usamodzielnienie mogłoby Ci po pewnym czasie przyjść naturalniej. Taka metoda małych kroków - nikt z dnia na dzień przecież się samodzielny nie staje i Ty też nie musisz. Możesz w swoim tempie.

     

    Chciałabym, żebyś nie poddała się myśli, że zawsze będzie tak, jak teraz. I nie musisz czekać, az jakiś warunek zostanie spełniony, żeby zacząć dochodzić do siebie. Możesz zacząć od teraz. Krok po kroku.

  4. Mi to się skojarzyło z tym jak dzieci i małe zwierzęta kopiują zachowanie dorosłych. W ten sposób się uczą. I mogą nie wiedzieć o co chodzi, ale dalej kopiują. Naśladownictwo to podstawa nauki.

     

    Poza tym... skąd możemy wiedzieć, że starzec i uczniowie mieli na myśli to samo, skoro jak jest napisane - oni liczyli na sztukę czarnoksięską, a on myślał o rzeczach, o których nie mógł myśleć itp. ? :) Możliwe, że na bazie tego rysunku powstało w ich umysłach coś kompletnie innego, niż to, o czym myślał starzec. To jak wtedy, gdy ktoś bierze coś wyrwanego z kontekstu i na bazie tego tworzy własne teorie, które nie mają nic wspólnego z pierwotną myślą.

  5. Myślę, że gdy tylko będziesz w stanie powinnaś wyrwać się z domu, żeby dojść do siebie. Bo przejmujesz się sytuacją rodzinną, na którą nie masz wpływu i to się odbija na Twoim zdrowiu. Jak się wyrwiesz - będziesz mogla o siebie zadbać. Zacząć zdrowieć.

     

    Myślę, że jeśli mieszkasz gdzieś, gdzie jest grupa DDA, albo ośrodek terapii uzależnień, w którym prowadzą terapię dla DDA, to mogłabyś tam zajrzeć (to nic nie kosztuje). W grupie można znaleźć oparcie. A gdybyś powiedziała to, co tutaj napisałaś terapeucie, to myślę, że byłby w stanie Ci pomóc.

     

    W ten sposób - wyrywając się z domu i zapewniając sobie wsparcie, oraz pracując nad sobą - możesz nauczyć się zdrowych metod radzenia sobie. Takie działanie wielokierunkowe.

     

    Pewnie żal Ci zostawić brata, co? :( Oczywiście, jeśli przeprowadzka musi poczekać, bo nie czujesz się na nią gotowa, to grupa i terapia i tak mogłaby Ci pomóc. Wszystko w swoim czasie.

     

    Ja? Ja urodziłam się w domu, gdzie agresywny alkoholik rządził swoim terrorem. Od małego miałam w domu sceny rodem z "Lśnienia" (siekiery w drzwiach - długo mi się to śniło po nocach). Bił moją matkę. Pewnego razu próbowała popełnić samobójstwo. To ja ją znalazłam. Miałam całe trzy lata. To było moje pierwsze spotkanie ze śmiercią (w lot pojęłam o co chodzi i co się dzieje). Odratowano ją. Jak miałam 6 lat, to się w końcu wyprowadziłyśmy z tego piekła. Myślałam, że będzie spokój, ale matka zaczęła się kłócić z siostrą. Siostra uciekła z domu na wiele lat, a ja zostałam z matką i jej nieleczoną depresją. Jak dorosłam to też nie byłam zdolna do nawiązywania relacji z innymi, czułam, że jestem całkiem sama, a nie mogę się wyrwać, bo muszę się opiekować matką - no kto jej pomoże jak nie ja?

     

    Grupa i terapia mi pomogły. Dziś mam 27 lat, mieszkam samodzielnie i ciągle codziennie się uczę jak o siebie dbać. Mojej matce świat się nie zawalił. Żyje i sobie radzi beze mnie, a ja już nie poświęcam siebie i praw do własnego życia.

     

    Można.

  6. Kiedyś próbowałam medytować, ale nie mogę się skupić i niewiele z tego wyszło.

     

    Z tego co ja wiem i co mi pomaga - trzeba pozwolić myślom przejść, a potem spokojnie wracać do oddechu.

    Jak się sobie pozwala myśleć - to się mniej myśli. Jak się nie pozwala - to myśli próbują pochłonąć całkowicie. Dzikuski jedne :P

     

    Właśnie to lubię w uważności. Że nie muszę się wyciszać. Że to nie jest cel tej medytacji. (Choć z czasem jest to przyjemny efekt uboczny).

  7. I przez to nie można z domu wychodzić czy to tylko wymówka ? :)

     

    Oczywiście, że wymówka.

     

    A tak serio, bez ironii, to jak chodzenie boli, to się nie łazi. Nie dam rady zejść i wejść po schodach.

    Dodatkowo jak się ma zwolnienie z zaleceniem nr 1 (leżeć), to się nie paraduje po mieście bez uzasadnionej potrzeby (np. wyjście do lekarza, lub do apteki/sklepu, czyli celem leczenia i zaspokojenia potrzeb podstawowych - pod wyjątkiem, że mieszkasz sam i nikt Ci nie może pomóc). Raz, że to sabotowanie powrotu do zdrowia, dwa, że ktoś z pracy może Cię zobaczyć i to zgłosić i będzie miał rację. Skoro miałeś leżeć, a chodzisz i robisz radośnie zakupy, to może nic Ci nie jest, albo nie próbujesz zdrowieć i nie zasługujesz na zwolnienie?

     

    Jak leżeć - to leżeć. I wracać do zdrowia. Jasna sprawa.

  8. Zanim zje Cię nieuzasadniony wstyd, albo coś....

    Widzisz, jak się zwrócić uczciwie do siebie i stawiać sobie pytania, to czasem widać w efekcie nowe rzeczy. Właśnie się dowiedziałeś czegoś nowego o sobie. To dobrze. Można teraz łatwo zrozumieć dlaczego Ci to przeszkadzało. Wydaje się, że głupio tak trochę - być w związku i czuć choćby nić sympatii za wiele. Trudno taką ewentualność do siebie dopuścić. Ale tak też się zdarza ludziom... Emocje to emocje - to jeszcze nie koniec świata. Pamiętaj, że dalej masz wybór, ale przynajmniej jesteś bardziej świadom o co tu chodzi. To naprawdę dużo!

     

    Cokolwiek nie wybierzesz - ja trzymam kciuki.

  9. Samo życie! A jak się nie odkocha, to ciągle będzie tylko jej problem!

     

    :105:

     

    Owszem, jak się nie odkocha, to jej problem... Ale wykorzystywanie cudzego stanu zakochania, żeby zamoczyć to już inna sprawa :evil: Co innego, jeśli mowa o przygodnym seksie tzw. bez zobowiązań. Wtedy sprawy są jasne. Ale wiedzieć, że ktoś się zakochał i korzystać?... Okropne :evil:

     

    Denial, może chodziło o to, że w przypadku wielu ludzi miłość skonsumowana osiąga mniejsze natężenie, ale nie wiem czy tak jest w przypadku kobiet, może to tylko o facetów chodziło, że jak już zaliczą to tracą zainteresowanie.

     

    Co to za miłość? Ja w tym miłości nie widzę. Najwyżej pożądanie.

  10. weź ją na 1 wieczór do siebie na kolacyjkę i ją przeleć, może się odkocha

     

    To się nazywa mieć luźne podejście :evil:

     

    Wyjaśniam: raczej się nie odkocha. Wręcz przeciwnie. Udowodnione naukowo. Oksytocyna wydzielana po osiągnięciu satysfakcji seksualnej - to hormon przywiązania, rozumiecie :P

     

    Myślałam, że jak z kimś chcesz być, to próbujesz go przelecieć. Nie jakoś tak... odwrotnie... Co to jest? Zasada: jak nie chcesz z kimś być, to próbujesz go przelecieć? :hide: Co to za logika? (A podobno to kobiety wysyłają mylne sygnały ;P)

  11. denial ty pewnie nie byłeś w szpitalu psychiatrycznym i nie widziałeś tego syfu który tam sie codziennie odbywa.myślisz że tam sobie piwkują,piją pepsi,jedzą pizze,kawior,ruchają soczyste opalone dupeczki,grają,bawią sie i wygłupiają?tak?takie jest twoje wyobrażenie o szpitalu psychiatrycznym i leczeniu wariatów?to tak jak wyobrażenie że po zakopaniu czyjegoś ścierwa 2m pod ziemią jednocześnie ten ktos idzie do św Piotra gdzie świeci piękne słonce,jesz skoszona trawa,niema chorób,głodu,bólu,samotności jest sama miłośc i przyjazć słodnie do wyrzygania które nijak sie ma do rzeczywistości.

     

    Byłam w szpitalu. Resztę pozostawiam bez komentarza.

  12. powiem tak, gdybym uważał że zrywając relację wykreślę się z jej życia, np. za rok nie bedzie już do mnie nic czuć, to bym tak zrobił, ale wątpie, ona i tak i tak będzie zabujana..

     

    Jak to mawiał mój instruktor jazdy "gdybym wiedział, że się przewrócę, to bym się położył". Znaczy: w ciągu roku może się wiele wydarzyć. "Sytuację" mamy teraz. A gwarancji nikt nie wystawi co i jak będzie.

    Mam na myśli, że nie jest warto wybiegać za bardzo naprzód, jakkolwiek byś nie zamierzał postąpić. Niektórych rzeczy nie przewidzisz.

     

    Przetraw - przecież nie musisz podejmować decyzji w tej chwili.

     

    ok, ale i tak chciałem zaznaczyć, żeby było jasne, że ja tak nie robię, bo ktoś mógł tak podejrzewać.

     

    Przyjmuję do wiadomości. Choć przyznam, że przez chwilę zastanawiałam się dlaczego Ci zależy, żeby ktoś Ciebie tak nie oceniał. Możesz sobie sam odpowiedzieć, jeśli chcesz. Osobiście wydaje mi się, że przejmujesz zbytnią odpowiedzialność - w sensie nie tylko za swoje uczucia i działania pozbawione złych intencji, ale i za reakcje innych ludzi na nie. I to za wiele.

  13. Denial, to nie tak, ze ja sie napawam, ze ona jest we mnie zabujana, na codzien wcale o tym nie mysle, napisalem tylko ze samo w sobie mi to schlebia i tyle, jednak sie tym nie napawam ani nie jest to zaden czynnik wpływający na to jak ja ją traktuje i jak do tej sprawy podchodzę.

    dla mnie liczy sie to czy ona jest wobec mnie wporządku i czy ja wobec niej.

     

    Hej, nie pisałam, że się napawasz. Nie sugerowałam tego i wyraźnie to zaznaczyłam: "(Abstrachując od konkretnego przypadku poruszonego w temacie)."

     

    relatywizm oprócz kropki nie ma nawet zdania, jest całkowicie niemy :]

     

    Bardzo dobrze, lubię ciszę? :mrgreen:

     

    (Żartyyyyyy :P)

     

    Denial, abstrahujesz od układu odniesienia... ;)

     

    :lol: Przepraszam, oglądam dużo Abstra... tego... :lol: No, tych kolesi na YouTube.

     

    ( xD )

  14. Ciągle piszecie o naruszaniu granic, wymiotować się chce od tego psychoterapeutycznego bełkotu.

     

    *podaje miętówkę*

     

    Dla mnie trwanie w relacji, w której jedna strona czuje więcej, a druga jest tego świadoma i nie myśli o tym, że może w ten sposób krzywdzić kogoś, jest czystym egoizmem. Często przyjemnym (no bo to tak fajnie, gdy ktoś nas "kocha"), czasem powodującym problemy.

     

    Hmmm... To mi coś przypomniało. Dobrze jest też, żeby się zastanowić co się ma z danego układu. Co nam to daje? Jak np. plus dziesięć do własnej zajebistości, bo ktoś za nami biega i fajnie, jak Nam nadskakuje i przyjemnie, jak patrzy w Nas jak w obrazek - to cóż, faktycznie jest to egoizm i szkodliwa rzecz, bo używa się kogoś jak narzędzia do podpompowania własnego ego. Ludzie nie są rzeczami...

     

    (Abstrachując od konkretnego przypadku poruszonego w temacie).

     

    To tylko Twoja opinia, że to tylko moja opinia :P

    relatywizm ma to do siebie, ze nie jest w stanie zatwierdzić nawet własnych postulatów.

     

    Oczywiście :lol:

    Nic nie szkodzi. Nie wszystko musi mieć kropkę na końcu. (Choć pewnie, że to się wydaje bezpieczne).

×