Skocz do zawartości
Nerwica.com

malasama

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez malasama

  1. zaczyna się slonecznie,ruszam z grabiami,motyką i wszystkim czym sie da na dzialkę.Samopoczucie od 2 tyg genialne.
  2. U mnie srednio.Dobry sen a po przebudzeniu od razu powrot do "normalności" czyli lęk.Zebym przypadkiem nie zapomniala ....
  3. Nie daję rady.Upieklam biszkopt...gdyby tylko moj stan zdrowia byl tak piekny jak ten biszkopt.Zmuszam się do działania przez łzy.
  4. No też chetnie uslysze odpowiedź na to pytanie
  5. Rano ledwo zwleklam się z łozka.Lęk.Trzęslam się cała.Gorący prisznic troche pomógł.Dobrze ,że pakuję sie w auto bo autobusem i tramwajem nie dalabym rady.Samochód to chyba ostatni mój azyl.W pracy lęk.Cięzko.potrzęslam się ze 2 godziny i lyknęlam signopam.Przeszlo ale ciężar w zoładku ..im dalej dzien mijał tym cięzej w zoladku i ta mysl że niedlugo do domu.Nie czuje ostatnio ulgi zwiazanej z powrotem do domu,pewnie dlatego ze juz nawet cieple łózko mnie nie uspokaja.Mama przyszla mi dzis z pomocą jak powiedzialam że się boje.Przywiozla magnez...kochana....zczyścil mnie niemilosiernie.Wieczor...niby spokojnie ale jakos sie nie ekscytuje perspektywa snu bo za cholere nie wiem co mi noc przyniesie.Ostatnio dobry dzien nie musi oznaczac dobrej nocy a dobra noc takiego dnia.Ostatni taki zjazd nerwicowy mialam 2 lata temu chyba 2 tyg to trwalo ale leki mnie wyprowadzily teraz chyba juz 3 tydzien i nic,zeby chociaz tych lepszych chwil nie bylo to nie robilabym sobie nadzieji tylko czekalabym grzecznie na poprawe...sama mysl ze poprawa to jedna wielka niewidoma doprowadza mnie do szału.Tysiace razy w ciagu dnia potrafie sam sie podbudowac i na moment poprawic nastrój by w nastepnych pieciu minutach sama siebie znowu myslami wpedzić w rozpacz.Chce mi sie drzec na caly glos i wyc do ksiezyca.....taki dzień.
  6. Kolejny dzień w ktorym przekonuję się ,że w moim samopoczuciu nie ma reguly.Poranek moze zaczac się spokojnie bez lękow by rozwinac go z upływem dnia.Może zacząc z od ogromnego lęku by pod koniec dnia wyciszyc mnie. Noc przespana albo noc przetelepana ze strachu.Na jakiej podstawie teraz oceniać czy poprawia się czy nie. Jestem potwornie sfrustrowana i tyle.
  7. Zaczął sie do niczego.W nocy dopadły mnie okropne lęki.Już nawet fakt że leżę pod ciepłą koldrą z psem wtulonym a obok maz nie daje mi poczucia bezpieczeństwa. Cholerny axyven wymieka przy moim stanie.Ostatni dzień zwolnienia,mialam sie podbudowac a tu lipa.Musze pójśc do psychiatry może da mi nowy lek.Mam dosyć,naprawde dosyc.
  8. Przewrotny dzień...zaczał się calkowicie bez leku a im w głab dnia tym gorzej ale bez tragedii,genialny spacer wzdłóż zamarznietej zatoki.Duuuuuzo tlenu.Przewrotny bo ostatnio lęk był z samego rana a im dalej to było lepiej dzis jakoś sie pokręciło...brak reguły......i czego tu sie trzymać czekając na poprawę?
  9. Odwazny jestes z ta szczeroscia w stos do wspolpracowników na temat swojej nerwicy.Jak czytam wasze historie ze szpitalem to wspominam swoja pierwsza akcje.Co prawda ja nie mam wady serca ale mysle ze najadłam sie tyle strachu co i wy. Na poczatku leczenia,mialam ochote powiedziec wszystkim dookola o nerwicy na zasadzie:sluchajcie cos niesamowitego mnie spotkalo itd..badźcie ostrozni...Bo dla mnie to bylo cos niezrozumialego taki nagly atak i dalsze problemy z nerwicą...myslałam ze jak o tym opowiem to znajomi mnie zrozumieja nawet jesli nie mieli takich przejsc to z mojej relacji postaraja sie zrozumiec ten temat.Szybko doszlam do wniosku ze to nie ma sensu.Laicy w tym temacie moze nie wszystcy ale większosc zaczyna brac na mnie poprawke i to czuc...dlatego stwierdzilam ze do grona wtajemniczonych wciagam naprawde super zaufane osoby.Stwierdzam ,że ludzie potrafia nasza slabośc wynikajaca z chorowania na nerwicę i potrzeba dzielenia się tym doswiadczeniem ,że oni potrafią to wykorzystać..na swoja korzysc i przeciwko nam.Nie mówie,ze wszyscy ale ,że sporo osób. Jesli miałabym doradzac cos w tym temacie ,to żeby byc ostroznym w dzieleniu się informacją o swojej chorobie ze znajomymi. No bo często konczy sie na takim tekscie: a czym ty sie denerwujesz?wyluzuj..itd no to mnie poprostu rozwala...wiecie o czym piszę.
  10. Ja to widze tak,z autopsji ...jak lękow długo nie było to bylam ciekawa na jakim jestem etapie wyleczenia czy dam sobie rade jak będa chciały powrócic...tęsknotą raczej bym tego nie nazwala,poprostu ciekawością i chęcią sprawdzenia swoich sił.Jest inaczej niz na poczatku tzn przy atakach.Teraz wiem czego sie spodziewać i nie obezwladnia mnie to tak jak na poczatku ale latwo nie jest. Niestety nie moge jeszcze powiedziec ,że potrafie z tym skutecznie walczyc.Jesli opanuje lek to rozjezdża mi sie i tak nastrój.Jestem zdolowana faktem ,że to cholerstwo ciagle mnie trzyma.
  11. Jakis czas to trwalo zanim dowiedzialam sie ,że to choroba.Mysle że ostatecznie dotarlo to do mnie wtedy kiedy odnotowałam poprawę samopoczucia po lekach.No niestety....leki najszybciej radza sobie z takimi stanami. Też mam takie wrażenie że jestem z ta choroba sama pomimo że czytam to forum i wiem jak wielu ludzi dotknietych jest tym problemem.Wystarczy zobaczyć ile osob wypowiada sie tu na forum a jeszcze ci ktorych tu nie ma? sa nas miliony... To uczucie osamotnienia jest charakterystyczny dla osob chorych.Wydaje mi sie ,że mozesz byc otoczona rzesza wspierających cie i zyczliwych ci osob a i tak bedziesz to czuc...ale nie pisze tego po to zebys sie podlamala.Myslę,że tą puskę trzeba indywidualnie sobie wypelnić. Pamietaj że jak juz dostaniesz lek od lekarza to tez moze minac jakis czas zanim poczujesz sie lepiej takze jakby co to sie nie nakrecaj dodatkowo.Bedzie dobrze zobaczysz.
  12. Pociesze cie.Dobry lek wyprowadzi cię na prostą.Przestaniesz widzieć te zagrożenia tak realnymi.Aby ten stan zażegnać calkowicie czeka cie sporo pracy z psychologiem i soba samą.Znane sa przypadki calkowitych wyleczeń.jednym przychhodzi to szybciej a tym co wątpią znacznie dlużej.No coż.Nos do góry.Nie jestes sama z tym shitem...
  13. ....zobaczymy co przyniesie...po przebudzeniu -niepokój.Znowu nadchodza natrętne mysli.
  14. Fatalnie dzis.Myslałam że po tygodniu regularnego brania axyvenu wroce do normy a tu skutki uboczne mnie dopadły.Bóle brzucha,wymioty,noc z głowy.Boje sie potwornie. Siedze pod kołdrą.Zwleke sie tylko do lekarza po zwolnienie.Powiem ,że grypa. Czy ja przechodze na kolejny etap nerwicy?błagam nie.Nie mam juz siły na te ciagłe nowości w nerwicy.Jestem zalamana.Jak tu funkcjonowac.Czy ja przez nią nie spieprze tego co mam.Siedzenie w domu dobre na krotka mete ale do roboty nie zabiore koldry tylko lek.Bede sie bac ze cos mi sei stanie przy ludziach z pracy. Zeby nikt nie zauwazyl ze cos jest nie tak.
  15. Tez mam z tym problem.Czasem tak intensywnie o tym mysle,paraliżuje mnie strach i to uczucie całkowitej bezradnosci i bezsilnosci.Tego nie zrozumie osoba zdrowa naprawde.Moj mąz wie jak to jest przy nerwicy i wspiera mnie ale czasem jego słowa nie wystarczaja i i tak wkrecam sobie film.Najgorsi sa ludzie ,ktorzy nie znając specyfiki tego typu zaburzeń mówia: przestań sie nad soba użalac albo nic ci nie jest daj spokoj. To mnie dobija. Prawda jest taka ze poza tymi epizodami cięzszymi w mojej nerwicy lękowej kiedy to mam tak zwane zjazdy -zazwyczaj wtedy jak wydaje mi sie że juz sie z nerwicy wyleczyłam to ja jestem zajebiscie optymistyczną osoba.Pelna energi do dzialania,mam kopa i chęc do zycia....ale jak przychodzi ten czas a jak na złośc przychodzi raz na 2 lata to jest poprostu masakra.Wstydze sie sama przed soba ,że daje sie doprowadzic do takiego stanu.Jestem jak zaszczuta,nachętniej zaszyc sie pod koldra i spac.Nie wiem czy kiedykolwiek uda mi sie pogodzic z faktem przemijania czasu,z tym że smierc czeka każdego.Ja często uciekam w przeszlośc a mając 33 lata z zazdrością patrze na 20 latków.Jak stara babcia.chociaz stara babcia to zapewne inaczej na to patrzy.Swoje przezyła i to wie a ja zastanawiam sie ile jeszcze zdolam przeżyc.Potworne uczucie i myslenie.To choroba z która trzeba sie zmagac. Wspieram duchowo i trzymam za nas kciuki.
  16. ja mam powtórke z rozrywki czyli po długim okresie w miare spokojnym(oczywiscie przy braniu leku w moim przyp axyven) znowu dopadla mnie jazda z lękami.widzę,że to sie nasila jak sie np przeziebie i mam jakies dziwne dolegliwosci.Wkrecam sobie wtedy smierć i jazda na maxa.Musialam zwiekszyc sobie dawke leku do poczatkowej.ja wiem i tak ,że ta moja dawka to jest pikuś bo 37,5 dziennie a dotychczas pozwalalam sobie nawet co cztery dni....ale skutki uboczne mmi doszly.mdłości,wymioty,spadek wagi-i tu sobie wkrecam tez chorobe.....musze przejsc ten czas ale cięzko jest.Jak ogarnia mnie przeraźliwy lęk to jest teraz inaczej niz kiedyś.Nie moge płakac jak wczesniej.wszystko jakos dusi sie we mnie. Beznadziejna ta choroba.Lecze sie już 7 lat.załamka.
×