Skocz do zawartości
Nerwica.com

Infoe

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Infoe

  1. O matko..mam to samo..ciągle zdaje mi się że ktoś się na mnie gapi. A gdy ktoś obok mnie szepcze albo śmieje się, zawsze wydaje mi się że to o mnie. Masakra, to strasznie człowieka paraliżuje w kontaktach międzyludzkich.
  2. To ja też, ja też! Co prawda u mnie lekarz stwierdził niedoczynność krążenia... ale cóż, po samym obejrzeniu rąk i pacjenta chyba tak łatwo choroby nie da się stwierdzić. Zwłaszcza że to moja "ciobabcia". Ale co tam, serduszko czy główka, do łańcuszka mozna się wpisać...;-))
  3. A ja mam na odwrót. Chętnie się umawiam i zapraszam, cieszę sie cholernie, wszystkiego dopilnowuję...a potem nagle gdy zbliża się spotkanie mam ochotę żeby to się szybko skończyło albo najlepiej w ogóle nie odbyło. A spotkań większych, wszelkich imprez, urodzin czy wyjazdów unikam.
  4. Rozdrapuję co się da, ale to nie jest problem. Problemem jest raczej obgryzanie wnętrza policzków, no i warg. Z tego co wiem takie coś może skończyć się nowotworem. Ja robię to chyba z rok i nie mogę przestać...
  5. Infoe

    Odrobina poezji

    Codziennie codziennie sekuję moje ciało wszystkie wnętrzności wyjmuję i oglądam oddzielnie układam pragnienie tęsknotę ból doskonale apolityczna aspołeczna siedzę w kucki nad stosem mięsa segreguję jak rzeźnik w jatce pragnienie tęsknotę ból Halina Poświatowska To jest mój ukochany wiersz. A skoro inni dają tutaj swoje...to i ja może jakieś dam. świt zanim się stanę wcielonym chaosem przytul mnie tak jak matka w myślach poroniony płód uwaga egzystencja ochrzczona dziwnym imieniem Ja proszona jest o natychmiastowe udanie się do zsypu powtarzam ciszy tafli zupy nie zmącił żaden ruch łyżki powtarzam kranu ci nie szkoda na marne żale dziecko umyj te ręce powtarzam obywatele do broni nabito po jednej kuli ćandra kiedy będę odchodzić otworzę wszystkie okna karmiąc śpiącego kota księżycowym mlekiem kiedy będzie się kończyć wyciągnę spomiędzy stron albumu ze zdjęciami zasuszoną dumę kiedy będę gotowy otulę się płaszczem zaglądnę w swoje oczy i skinę sam do siebie kiedy zacznie się coś pożegluję daleko wiatrem będę ja Wstręt V wrogu mój dzisiaj dzień minął jak każdy inny tylko trupów więcej zamiatam je bezustannie licząc ile z nich to ja wrogu mój obiecaj mi że w podróży na granicę cierpliwości będziesz ze mną towarzysząc mi na złe wrogu mój to tyle abominacji na dzisiejszy dzień kocham ten dźwięk chrobotania klucza w zamku pamiętnika Wstręt IV czuję zapach pomarańczy za oknem drut kolczasty za drutem kolczastym ocieplane baraki niewolniczy żywot cierpią pomidory czuję na szyi oddech dziesiątek anonimowych braci i sióstr trzymamy się razem jak przy ognisku...? jak na rykowisku...? jak w gnojowisku...? za oknem świat za światem ja
  6. Hmm, ja mam dokładnie to samo. Dokładnie! Nawet jak koncentruję się na tym że czytam to zdanie, nawet jak czytam głośno, to i tak nie potrafię powtórzyć go, bo nie wiem o czym to było. Ciągle wyobrażam sobie siebie w innych sytuacjach, albo swoją przyszłość ( albo śmierć ;-]] ), albo coś innego...i tak mi "nauka" mija...
  7. Mam szesnaście lat, słucham mrocznej muzyki, być może mam depresję, ubieram się tylko w czerń i noszę trumnę na plecach. I tutaj mała prośba - NIE NAZYWAJCIE MNIE KINDERGOTEM Ja po prostu taki jestem, żadnego mhrrocznego dziecka z siebie robić nie próbuję. Muzyka...o tak, tak, to jest dla mnie bardzo ważne..;-)) Najpierw zacząłem słuchać Enyi, to było sześć lat temu. A zostało mi częściowo do tej pory. Ale gust ewoluował, poszedł w cięższe brzmienia...a potem doszły jak ja to mówię "schizy". Efekt końcowy? Gotyk, przeróżne odmiany mrocznej elektroniki, metal, folk, czasem rock...moje ulubione zespoły/wykonawcy Sui Generis Umbra ( gorąco polecam, prawdziwa polska perełka. Krzyki, jęki, wrzaski, charkoty, szepty, chora elektronika...cudo ), Closterkeller, Desdemona, Moonlight, Therion, Naamah, Sopor Aeternus & The Ensemble of Shadows, Rajna, Fading Colours, Madder Mortem, Emilie Autumn, wspomniana Maria Peszek, Enya, Edyta Bartosiewicz, Loreena McKennit, Artrosis, Renata Przemyk...dosyć sporo. Ale taka święta trójca to SGU, Closterkeller i Desdemona. Aha...a tak w ogóle, to fajnie ze na takim forum nie roi się od wielbicieli mrocznych dźwięków...forum burzy stereotypy! ;-)))
  8. Infoe

    Ile śpicie?

    Ja mało śpię, mam trudności z zasypianiem, więc np. kładę się o 20...tak, tak, kładę się zaraz po wieczorynce...;-)) Jak się łatwo domyślić, po prostu totalnie nic nie chce mi się robić i wolę iść wcześnie spać. No, więc, jak idę o 20, zasypiam o 23, budzę się kilka razy w ciągu nocy, a potem tak już całkiem koło 6. I nigdy nie mogę się wyspać! Czasami zdarza się że śpię długo. Np. od 21 do 9. I też niewyspany...taka to historia.
  9. Czy ktoś ma takie jazdy - hoho, ma..:-)) Kiedy miałem jakieś 7-8 lat, wracałem późno ze szkolnej wycieczki...a wtedy cholernie, jak większość dzieci, bałem się ciemności. Nie pamietam już jak to się stało, że brat wtedy był na polu...ważne, że był. Do mojego domu idzie się od drogi ze dwie minuty, bo mieszkam za domem swojej babki. No i idę przez tą ciemność...aż tu nagle zza tui rosnącej zaraz przy drodze wypada z dzikim krzykiem brat. No i chyba od tamtej pory mi zostało, bo zawsze boję się w nocy odcinka między moim domem a ulicą... a drugie takie zdarzenie to było kiedy zasypiałem. Pod ścianą stał wtedy rząd szafek, a mi zdawało sie że jakieś białe istoty jakby "pływały" między nimi a sufitem. Też miałem wtedy z 8 lat, bałem się jak cholera...matka stwierdziła potem, że miałem przywidzenia bo jestem chory ( przeziębiony wtedy byłem ). A oprócz tego, to mam prawie ciągle wrażenie, że nie jestem sam. Często wydaje mi się że ktoś za mną idzie, w dodatku chyba zaczynam mieć jakies przywidzenia...dzisiaj na przykład kiedy szedłem do sklepu, odwróciłem się, ale tak normalnie, a nie że miałem jakieś uczucie...kątem oka zobaczyłem czarną sylwetkę tuż za plecami...odwracam się, a za mną pusto. Co do przysłyszeń, to też mi się czasem zdaje że słyszę jakieś dziwne dźwięki...czasem w myśli odezwie mi sie jakiś głos, a mi się zdaje że to było głośne... no, ale te urojenia to chyba nie takie odosobnienie, wydaje mi się że sporo osób tak ma. A co do tzw. "schizów"...hihi, ja mam coś takiego, że jak zasypiam to rzadko kiedy pozwalam sobie na wyciągnięcie rąk spod kołdry, a nogi absolutnie muszę mieć schowane. Nie mówiąc już o zwieszaniu czegoś z łóżka, ręki czy nogi...podobnie jest jak siedzę na czymś, rzadko opieram stopy na podłodze, najczęściej trzymam je też na siedzeniu. Heh...jak zwykle się rozpisałem..to dlatego, że jak mam jakiś temat na który mogę coś powiedzieć, strasznie się rozgaduję...no i też chyba dlatego, że lubię kiedy wymieniam się z kimś opowieściami o swoich cechach czy historyjkach, a okazuje się że on miał/ma to samo. :-))
  10. Infoe

    Czy lubicie siebie?

    Strasznie siebie nie lubię. Fizycznie średnio, psychicznie ciągle się o coś obwiniam i czuję że nie spełniam warunków które ustanawiają normy i zresztą ja sam. Chciałbym być inny, ale nie jestem i zdaję sobię sprawę że być nie może, co denerwuje mnie jeszcze bardziej. Momentami mam do siebie wstręt, czasami wręcz nie mogę na siebie patrzeć, nie chodzi mi tu o twarz czy coś, ale na przykład o oczy...nie patrzę na rysy twarzy, patrzę na jej wyraz i jej "przesłanie"...śmiało mogę powiedzieć, że się nie znoszę.
  11. Infoe

    Infoe wita Was.

    Dzięki wszystkim za powitanie, ja też Was witam, a co się będę...;-) Perfekcyjność? Łohoho...dzięki. :-)) Heh, wygląda na to że cały czas jaki spędzę na tym forum rozłoży się na dziękowanie i jęczenie...;-))
  12. Infoe

    Infoe wita Was.

    Witam serdecznie. Sam nie wiem jak zacząć...trochę czasu zajęło mi przełamanie się, by wyciągnąć rękę po pomoc...ale chyba odosobniony w tym przypadku nie jestem. Znalazłem to forum, aby pogadać z ludźmi o tym, co mi jest. W końcu wytłumaczyłem sam sobie, że źródło niepokojących mnie objawów może znajdować się w czymś co nie zależy od mojego charakteru. Przyznam szczerze, że ciężko jest mi to pisać bez obwiniania się o rozczulanie nad własną osobą...no nic, to chyba normalne, a już zdecydowałem się na ten krok. To może coś napiszę o sobie na poczatęk. Na imię mam Piotrek, mam szesnaście lat, mieszkam w małej wsi pomiędzy Jasłem i Krosnem - województwo podkarpackie. Mam starszego brata aktualnie studiującego - cztery dni w Rzeszowie, trzy dni w domu. Na codzień mieszkam z rodzicami. Nie oczekuję, że dzięki Wam znajdę jakiś złoty środek na to co mi jest, że dowiem się o jakiejś chorobie i będę mógł robić z siebie męczennika, że wszyscy zainteresują się tym co mnie niepokoi. Chcę po prostu zasięgnąć pomocy. Wygadać się. Zresztą...chyba to normalne. Sami swoi tutaj...;-)) Jestem okropnym bałaganiarzem, ale jeśli chodzi o komputery to lubię porządek. Toteż może żeby uniknąć chaosu postaram się nie przeplatać "wątków" zbytnio. Jestem osobą raczej raczej rozsądną, nie lubię przemocy, staram się być kulturalny choć jednocześnie jestem "pozytywnie zakręcony". Kiedy byłem małym dzieckiem, brat przyjaźnił się ze starszym sąsiedem młodszym od niego o rok. Nie spędzaliśmy razem czasu, więc jedyną moją towarzyszką była siostra sąsiada, młodsza ode mnie o trzy lata. A skoro jedyną koleżanką młodego chłopca była dziewczynka, łatwo się domyślić jak to szło...zamiast w wojny i komandosów, bawiłem się lalkami. Oczywiście, najbardziej lubiłem walki między Cindy i Barbie..;-)) Ale fakt faktem, że chciałem być bardzo dziewczyną. Za każdym razem gdy bawiliśmy się w dom tak właśnie było. Problemy te ustąpiły z czasem, jednak zawsze byłem wyzywany od "pedałów" i "bab". Do poniżania fizycznego dochodziło rzadko i w lekkim stopniu - jakieś tam popchnięcie, zepchnięcie, podwadzona noga. Byłem raczej lubiany przez chłopaków z klasy, którzy znali mnie lepiej niż ci wszyscy oceniający mnie powierzchownie, jednak zawsze preferowałem towarzystwo dziewczyn. Bardziej byłem podobny do nich, nie pociągało mnie zbytnio towarzystwo typowych chłopaków. Nigdy nie byłem asertywny. Zawsze dawałem sobą pomiatać i wykorzystywać się. Moje "przyjaciółki", kiedy chciały, mogły złapać mnie za nogi i ręce i ku swojej wielkiej uciesze nosić po szkole mimo mojej szarpaniny. Nigdy nie potrafiłem się na kogoś gniewać - wystarczył głupi uśmieszek i mimo gniewu na siebie ustępowałem chcąc nie chcąc. Że jestem wykorzystywany i nie traktowany poważnie, zacząłem sobie zdawać sprawę dopiero długo, długo potem. Większość czasu spędzałem sam. Rzadko mnie ktoś odwiedzał, częściej ja odwiedzałem, ale tylko te dwie czy trzy osoby. Przez trzy lata wspólnego chodzenia ze sobą do klasy, przed podziałem na dwie w 4 klasie podstawówki, nie nawiązałem żadnego kontaktu z większośćią dziewczyn. Jakieś stosunki utrzymywałem z tymi, którzy sami wyciągnęłi do mnie rękę. "Przyjaźniłem" się z dwoma, trzema dziewczynami. Dziś patrzę na to z innej perspektywy - świetnie nam było razem, do tej pory mam dobre stosunki z nimi, lecz zawsze miały jakieś swoje tajemnice, traktowały mnie trochę jak zabawkę. Nie mam tego za złe, w końcu byliśmy dziećmi. Fakt jednak jest taki, że już jako dziecko siedział we mnie ukryty wstręt do samego siebie. W gimnazjum zacząłem przejrzewać na oczy ( mieszkam na wsi, toteż gimnazjum i podstawówka znajdują się w jednym budynku, a więc i twarze te same od zerówki do końca gimnazjum ). Oddalałem się z biegem czasu od tamtych dziewczyn, zacząłem być w lepszej komitywie z chłopakami, "zaprzyjaźniłem" się z nową dziewczyną. Tak naprawdę jednak byłem ciągle sam. Ową dziewczynę jeszcze do niedawna uważałem za jedyną przyjaciółkę. Teraz jednak wiem, że tak naprawdę nigdy między nami nie było przyjaźni. Bo opierałaby się na tym, że ja jej gadałem o tym o czym nikt inny nie chciał słuchać ( zresztą ona też niezbyt ), a ona mi o swoich rzeczach tego typu ( to znaczy o nich też nikt nie chciał słuchać ). Dziś bardzo mnie denerwuje, staram się podchodzić do niej z dystansem. Cieszę się z kłótni między nami, unikam jej i olewam. I jednocześnie, oficjalnie przyznaję się przed innymi i sobą, że nie mam przyjaciół. Jestem w I klasie liceum. Nowa szkoła, nowa klasa...wiadomo. Sam pracuję na swój wizerunek. Koniec z wizerunkiem zniewieściałego dziwaka. Obecnie uchodzę za osobę dośc pozytywnie zakręconą, ale całkiem sympatyczną, choć trochę wyalienowaną. Lubię swoją klasę, siedzę z chłopakiem. Mam ze wszystkimi dość dobre kontakty. Są dwie dziewczyny, z którymi rozmawiam na poważniejsze tematy. W sumie to rozmawiając z nimi zdałem sobie sprawę z tego, że jednak ze mną może być coś nie w porządku. No dobra...to mniej więcej moja historia. Mam nadzieję że dzięki temu lepiej można spojrzeć na to co teraz jest. No to jedziemy z "objawami"...;-)) 1. Sen - zaburzenia snu odczuwam od dawna, myślę że to będzie jakieś półtora roku, może trochę więcej. Często budzę się w nocy, nawet kilka razy. Rano jestem zmęczony, wszystko mnie boli, odczuwam wielkie zmęczenie. Nieważne czy śpię pięć godzin, czy jedenaście. Po prostu nie potrafię się wyspać. Od pewnego czasu nie pamiętam też zbyt dużo snów. Co najwyżej jeden na kilka dni. Jeśli chodzi o problemy z zasypianiem, często leżę w łóżku ze dwie godziny, zanim zasnę. 2. Apetyt - głód odczuwam tak samo jak dawniej, jednak wszystko mi jakby zbrzydło. Dawniej uwielbiałem słodycze, od jakichś dwóch miesięcy, zaledwie kilka rzeczy mi smakuje. Gdy jestem głodny, wcale nie spieszy mi sie do jedzenia. Nie lubię jeść, bo jak piszę jest tylko kilka rzeczy które mi smakują, a i na nie nie zawsze mam ochotę. Często chce mi się pić. 3. Energia - mniej więcej od takiego okresu jak problemy ze snem odczuwam ciągłe zmęczenie. Nie mam na nic sił i nic mi się nie chce. Ranne wstawanie jest dla mnie prawdziwą katorgą, często staram się wymyślić jakiś powód by nie iść do szkoły. Często odczuwam bóle brzucha i głowy ( zwłaszcza przy hałasie lub gwałtownych dźwiękach, co zdarza mi się od mniej więcej miesiąca ). Ponadto dość często mam nagłe bóle, przypominające wbicie jakiegoś szpikulca między kości, zwłaszcza w klatce piersiowej. Nie mogę wtedy chwilkę oddychać i kurczę się lekko. 4. Samopoczucie - potrafię się śmiać i cieszyć. Kiedy jestem w szkole i jestem " w grupie" naprawdę potrafię się świetnie bawić. Jednak gdy jestem sam ( i to nawet na przerwie, nie mówiąc już o całych godzinach od powrotu autobusem do pójścia do łóżka ), dopada mnie raczej melancholijny nastrój. Potrafię płynnie przejść z niego do śmiechu, jednak sam fakt występowania takiego nastroju jest dość nowy, występuje ode mnie od jakiegoś miesiąca. A więc gdy jestem sam, dużo myślę, milczę, nudzę się. Najwięcej myślę jadąc autobusem, natomiast gdy po przyjściu do domu "siadam na kompie", najczęściej nudzę się godzinami. Włączam muzykę, wyłączam, włączam grę, gram, wyłączam, przeglądam kilka stron, wyłączam, włączam jakiś program, wyłączam, sprawdzam te same strony jeszcze raz, wyłączam...i tak przez większość czasu. Znudziło mi się to, co jeszcze niedawno lubiłem robić. Ciągle szukam sobie jakiejś nowej rozrywki, po czym natychmiast ją porzucam. Nie potrafię znaleźć sobie zajęcia które by mnie naprawdę zajęło. Jeśli już coś zaczynam, najczęściej rzucam to szybko ( np. nauka alfabetu japońskiego, czy choćby gimnastyka ). Po prostu nie robię tego, a nie, że oficjalnie rezygnuję. Mam niskie mniemanie o sobie. Wstyd przyznać...ale moim największym marzeniem, poza nauczeniem się japońskiego, jest bycie ofiarą wypadku...często wyobrażam sobie że mam jakiś wypadek czy chorobę. Koncentruję się wtedy na reakcjach innych na to, co mi się stało. 5. Pozycja towarzyska - nie mam przyjaciół, jak już pisałem. Kontakty poza szkołą utrzymuję z kilkoma osobami przez GG, jednak twarzą w twarz widzę się tylko w szkole. Mam osoby które lubię najbardziej i one też chyba lubią mnie, jednak tak jak dawniej, tak i teraz nie jestem częścią grupy. Wydaje się z boku, że owszem, ja jednak stoję na granicy. Faktycznie, wydaje mi się że często nie jestem traktowany poważnie - moje słowa nikną gdzieś w natłoku innych, a ja sam czuję że to wszystko mnie nie dotyczy. Niby jestem w grupie, ale ona zyje własnym życiem do którego nie mam dostępu i szczerze mówiąc wcale mieć nie chcę. Nigdy nie miałem dziewczyny, nie mam i nie wierzę że kiedyś będę miał, choć chciałbym mieć rodzinę i często to sobie wyobrażam. 6. Koncentracja - mam potworne problemy z koncentracją. Przez całą 3 klasę gimnazjum przebrnąłem prawie bez nauki. Był to jakby cios, bo jeszcze rok wcześniej potrafiłem nauczyć sie tego, czego trzeba. Teraz, w liceum, uczę się nadal 10-30 minut dziennie. Gdy jest jakiś trudniejszy dzień 1 -1,5 godziny. Jestem na profilu językowym, angielski zawsze szedł mi bardzo dobrze, niemiecki trochę gorzej, ale nie znowu źle, natomiast z łaciny mam zagrożenie. Nie potrafię się uczyć. Mój absolutny rekord to 4 godziny nauki na ową łacinę - nie pamiętam nic. Na każdą lekcję uczę się tych samych rzeczy i po każdej lekcji już ich nie pamiętam. Ba, nie pamiętam ich po dwóch godzinach. I to nie jest niestety problem tylko tego jednego przedmiotu. Koncentracja przydaje się oczywiście nie tylko w nauce. Zamiast próbować zasnąć, myślę cały czas, nie przykładam się też do obowiązków bo nie potrafię się na nich skupić. Nawet pisząc tego posta co chwilę zatrzymuję się i myślę. 7. Manie i wstręty - nałogowo obgryzam wnętrze policzków, czasami do krwi. Często wydaje mi się też, że...śmierdzę. Czasami gdy z kimś rozmawiam, odwracam twarz, żeby nie czuł mojego oddechu. Gdy jestem blisko kogoś, boję się że musi udawać, a tak naprawdę czuje że śmierdzę. CZasami boję się, że mam wstręt do ludzi - w autobusie często wolę stać, jeśli nie ma żadnego całkowicie wolnego miejsca. Ponadto dziwnie się czuję w restaracji przy szczękających widelcach i widoku jedzących ludzi...największy jednak wstret mam do samego siebie. Nie mówię tutaj o wstręcie fizycznym, chociaż nie uważam się za osobę atrakcyjną. Mowa tutaj o wstręcie do mojego ja. Jak wynika z historii, to towarzyszyło mi najdłużej, od dzieciństwa. Nie wiedziałem dlaczego jestem inni niż wszyscy, dlaczego nie umiem nic załatwić i dlaczego nie umiem się dogadać z innymi. Zostało mi to do dziś. Jestem na siebie wściekły, że nie umiem czegoś załatwić. Że jako facet chciałbym być silny, a jestem słaby i mam kiepską kondycję ( zwłaszcza że mam niedoczynność krążenia - muszę uważać na wysiłek no i mam słabszą kondycję ). Że nie mam takiego charakteru, jaki chciałbym mieć. Że ta i ta osoba nie zna mnie na tyle, na ile chciałbym by mnie znała. I tego typu sprawy. Nie samookaleczam się. Mam myśli samobójcze, lecz nie wierzę w to żebym kiedyś próbował się zabić. To chyba tyle...i tak nie wiem czy ktoś to przeczyta. ;-)) Nie oczekuję tego wcale. Jak mówiłem, nie mam zamiaru "delektować się swoim cierpieniem" itp, słuchać jaki to jestem nieszczęśliwy i pokrzywdzony...może to zwykłe objawy okresu adaptacji, może depresja, może to zwykłe problemy zupełnie zdrowego człowieka? Właśnie dlatego to wszystko piszę, żeby się dowiedzieć. Nie chcę zawalić szkoły, nie chcę zawalić sobie życia...i przede wszystkim...chcę w końcu o tym komuś powiedzieć. Bo nie mam komu. PS: Z tekstu pewnie wynika, że mam 160cm wzrostu, krawacik, jestem piegowaty, rudy, chudziutki i przepraszam że żyję. Otóż nie. Jestem dość wysoki, lubię prowokować, czasami potrafię "przysolić" ( ludzie się zmieniają...;-] ), klnę i uwielbiam ohydne kawały. Pozory mylą ;-) PS2: Nie wiedziałem gdzie umieścić ten wątek, w końcu jednak zdecydowałem się na ten dział. Mam nadzieję że to był dobry wybór...
×