Skocz do zawartości
Nerwica.com

brida

Użytkownik
  • Postów

    44
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez brida

  1. No, jakoś się spotykamy Zdecydowanie za rzadko, ale może za jakiś czas to się zmieni, bo myślimy nad studiami w jednym mieście. I tu się pojawia kolejny problem, bo mój chłopak z góry zakłada, że się na żadne studia nie dostanie, niczego nie osiągnie i jest jednym, wielkim życiowym nieudacznikiem. Brakuje mu motywacji. Tak jak Ty cierpi na straszne rozchwianie nastrojów, w którym nawet mnie ciężko się połapać. Myślę, że jakakolwiek terapia w jego przypadku by się przydała, oby tylko dobrze trafił. Dla niego lepsza będzie psycholog-kobieta, bo łatwiej otwiera się przed przeciwną płcią. Nie lubi mężczyzn, ogólnie, jest do nich uprzedzony. Myślę, że to może być związane z ojcem, który od dziecka powtarzał mu, że jest debilem, śmieciem, a przy tym dawał nieszczególnie dobry przykład życia w związku. Poza tym mój chłopak w ogóle jest dość wrażliwy i taki, hm, dziewczęcy w sposobie postrzegania świata. Trzymam kciuki, Nicky, żebyś jakoś się w tym odnalazł i miał fundusze na leki, bo to ważne :) Kiedy chorowałam na anoreksję szpikowali mnie psychotropami, które niewiele dawały, ale to dlatego, że to takie wredne schorzenie, na które nic nie działa. Za to mojej koleżance z depresją antydepresanty bardzo pomogły. Była innym człowiekiem. A tak w ogóle, mogę się "pochwalić", że ja też jestem DDA. Mam żałośnie niski poziom samooceny i cały czas staram się sobie udowadniać, że nie jestem taka zła. Inni nie mają wobec mnie nie wiadomo jakich wymagań, ale najbardziej nie znoszę zawodzić się sama na sobie. Czuję, że nie staram się dość mocno, nie jestem dość dobra, ale nie umiem niczego zmienić. To frustrujące.
  2. Forum to właśnie takie miejsce, gdzie można, a wręcz trzeba szukać pomocy. Bo gdzieś trzeba. Kiedy brakuje wsparcia ze strony najbliższych, człowiek czuje się skrajnie samotny, a to prowadzi do różnych destruktywnych myśli, działań... Kiedy chorowałam na anoreksję byłam wściekła na ludzi, że nie widzą, nie chcą widzieć, że cierpię, że się wyniszczam. A jednocześnie robiłam wszystko, żeby to ukryć. Siebie też nienawidziłam, najbardziej ze wszystkich za to, że "pozwoliłam sobie" upaść tak nisko. Ale teraz już wiem, że to nie było zależne ode mnie, że to nie oznaka słabości. Odnalazłam w sobie siłę, ale zajęło mi to wiele miesięcy. Miałam motywację, chciałam wrócić do domu, kontynuować naukę, dać rodzicom szansę. I choć były (i są nadal) momenty trudne, nieraz się cięłam, płakałam, nie spałam, żyję. I staram się pamiętać o tym, że życie to dar, nawet kiedy wszyscy wokół zawodzą, rodzina się sypie, a perspektywy przede mną zamykają. Wierzę, że jakoś będzie, bo być musi. Życzę Ci, sowaa, żebyś Ty też odnalazła w sobie taką nadzieję.
  3. Nie praktykuję gadania "bądź facetem", staram się go jakoś delikatnie motywować do życia I nie krytykować ani nie pouczać. W tej sprawie coś jakby się ruszyło, bo udało mi się namówić go, żeby jednak poszedł do psychologa, na razie publicznego, no i do rozmowy z mamą. To już zawsze jakiś krok. Poszłabym z nim, ale mieszkam jedyne 7 godzin drogi od niego, więc ten wariant odpada;P Hm, a może Ty byś pomyślał nad jakimś leczeniem państwowym? Ostatecznie warto próbować sobie pomóc wszelkimi metodami. Tym bardziej, że z osobowości się człowieka i tak nie leczy, ale można pomóc jakoś funkcjonować w społeczeństwie.
  4. sowaa, tak to już jest, że kiedy nie mamy się do kogo zwrócić, lądujemy tutaj. Na forum zawsze znajdzie się ktoś, kto Cię wysłucha. W zeszłym roku szukałam wsparcia i pomocy w internecie, czasami znajdywałam, czasami nie, ale zawsze czułam ulgę, kiedy wylałam gdzieś natłok myśli i emocji. Do dzisiaj pojawiam się ty głównie wtedy, kiedy nie radzę sobie z jakimś problemem. Jeśli tylko czujesz taką potrzebę, wyrzuć z siebie wszystko. Od tego jest ten mały kącik w sieci.
  5. Hm, co do kataklizmu w Japonii, znalazłam w internecie ciekawy artykuł. Jest trochę przesiąknięty spiskową teorią dziejów, ale parę rzeczy może faktycznie zastanawiać. http://www.eioba.pl/a/32lp/wybuch-w-japonii-drugi-czarnobyl
  6. Masz bardzo podobne objawy do mojego chłopaka. To pozornie nic takiego, bo on też uznał, że taki już jest i tyle... ale bardzo utrudnia życie. Podobno na dystymię mówi się "depresyjne zaburzenia osobowości", bo to tak jakby właśnie część charakteru. Ale słyszałam, że to uleczalne, tylko trochę trwa. Z punktu widzenia osoby cierpiącej na takie przypadłości, uważasz, że ja mogę swojemu chłopakowi jakoś pomóc? Poza słuchaniem go? Bo próby podniesienia go na duchu odbiera czasem jako atak na siebie, jakbym nie akceptowała stanu, w jakim się znajduje.
  7. Nicky, a Ty masz stwierdzoną dystymię właśnie? Czy jakąś inną diagnozę?
  8. Przede wszystkim dziękuję za szybką odpowiedź. Hm, też myślałam nad psychiatrą, ale nie wiem, jak go tam skierować. "Psychiatra" brzmi gorzej, to w końcu ten od "psycholi". Leczyłam się psychiatrycznie i nie uważam się za wariatkę, ale ludzie wciąż myślą stereotypowo. Może gdyby poszedł do psychologa, to on mógłby skierować go do specjalisty? W każdym razie chyba powinnam działać. Jego mama jest rozsądną osobą, mój chłopak też ma z nią dobry kontakt i bardzo ją szanuje, ale nie jest z nią do końca szczery. Chyba faktycznie w takim wypadku mogę się wtrącić, w końcu chodzi o jego dobro. No i niestety jego objawy nie są raczej objawem buntu czy problemów okresu dojrzewania. Utrzymuje się taki stan od wielu lat, w zasadzie od podstawówki. A jak sam twierdzi, już w niej odstawał od grupy. Ale nie jestem lekarzem, nie znam się na tym, dlatego nie mogę diagnozować choroby.
  9. Witam, tym razem piszę, żeby poradzić się w sprawie bliskiej mi osoby. Mój chłopak od dość dawna zmaga się z problemami, które coraz bardziej mnie niepokoją. Wiem, że jego dzieciństwo nie było różowe, ma też tendencję do wplątywania się w dziwne, szkodliwe relacje z ludźmi, ale ten etap ma już chyba za sobą. Niestety, jak zauważyłam, jest stale niezadowolony z życia i przede wszystkim - z siebie. Wyrzuca sobie marnotrawstwo czasu, lenistwo, głupotę, czasami mówi, że ma siebie tak dość, że miałby ochotę ze sobą skończyć. Wszystkie te słowa są według mnie nieuzasadnione, bo to naprawdę mądry, wartościowy chłopak, który na pewnym etapie swojej edukacji bardzo sobie odpuścił. (Przez otoczenie - on sam uważa, że dlatego, że jest "idiotą") Nic mu nie daje radości, dawne pasje od jakiegoś czasu nie sprawiają mu przyjemności. Jest znudzony, zblazowany, sfrustrowany. Często płacze. Ogółem to bardzo wrażliwy człowiek, ale nie wiem, jak mu pomóc. Według mnie to może być dystymia, bo nie objawów typowej depresji, u niego są one łagodne, ale trwałe. Rozmawiałam z nim o tym i nawet wyraził chęć leczenia, ale... No właśnie. Tu pojawia się problem. Do ukończenia 18 lat zostało mu tylko parę miesięcy, ale finansowo jest ciągle zależny od rodziców. Nie może zacząć leczyć się prywatnie bez ich wiedzy, a porozmawiać z nimi się boi, bo uważa, że nie potraktowaliby tego poważnie. Uznaliby, że szuka wymówki od lenistwa. Jego ojciec jest bardzo surowy, ale mama wydaje się w porządku, z tym, że chyba nie chce jej martwić po tym, jakich kłopotów narobił w kwestiach swojej szkoły jakiś czas temu. Ledwie zdał gimnazjum, potem zawalił jeden rok, zmienił szkołę. Obecnie jest ok, ale z nim - nie jest. Zastanawiam się, może powinnam porozmawiać z jego mamą? Jesteśmy parą od ponad pół roku i mam z nią całkiem niezły kontakt. Jestem pewna, że nie zbagatelizowałaby tego. Z drugiej strony, czy powinnam się mieszać w jego życie? Zwyczajnie obawiam się, że będzie unikał jakichś działań, a trzeba je podjąć. Publicznie leczyć się nie zamierza, bo raz, że w pobliżu nie ma żadnej poradni psychologicznej lub psychiatrycznej, a dwa, że nie ufa publicznej służbie zdrowia. No i co ja mogę z tym wszystkim zrobić? Jak mu pomóc? I, na marginesie, jaki lekarz byłby lepszy: psycholog czy psychiatra?
  10. Nie mam raczej problemów z chłopakami, nie z tymi, którzy mnie interesują. Ale taki stan trwa od roku, wcześniej byłam głównie obiektem kpin. Właśnie dzisiaj ktoś zabawiał się na fejsie kosztem moich kompleksów.
  11. Podejrzewam, że mam dysmorfobię, a w każdym razie na pewno miałam - w trakcie anoreksji. Chodzę do psychoterapeutki, na regularną terapię, ale jej zdaniem moje kompleksy mają swoje podłoże w relacji z ojcem, który "nie dawał mi wystarczająco dużo miłości" i "nie dostrzegał rodzącej się we mnie kobiecości". A według mnie to nie do końca prawda, bo choć z pierwszym stwierdzeniem muszę się zgodzić (wiele lat nadużywał alkoholu) to jednak zauważył, kiedy dorosłam. Może nie powiedział mi wprost czegoś w stylu "mam piękną córkę", ale nie wydaje mi się, żeby to, że teraz nie mogę na siebie patrzeć, było wyłącznie jego winą. W każdym razie dziękuję Wam bardzo i przepraszam, że piszę tu z takim opóźnieniem, ale inne problemy mi się ostatnio nawarstwiły i musiałam odłożyć to na później. Jak zwykle.
  12. Od dawna noszę się z zamiarem poruszenia tego tematu, ale jakoś brakowało mi odwagi. Może się to wydawać śmiesznym, absurdalnym problemem, ale przysparza mi wielu zmartwień. Myślę, że każda kobieta miewa większe lub mniejsze kompleksy, mnie one także nie ominęły. Kiedy chorowałam na anoreksję, wszystkie negatywne uczucia skupiłam na swojej sylwetce, myślałam, że kiedy będę szczuplejsza, zacznę choć trochę akceptować siebie, że nabiorę w swoich oczach jakiejś wartości. Niestety, w miarę odchudzania było coraz gorzej. Gdy patrzyłam w lustro, chciało mi się płakać, krzyczeć, rwać włosy z głowy. Obecnie, już "zdrowa", pogodziłam się jakoś ze swoją figurą, nawet ją polubiłam. Natomiast nie mogę patrzeć na swoją twarz. W dużej mierze jest to przyczyna kłopotów z trądzikiem, który co prawda leczę, ale jest bardzo uciążliwy. Znowu omijam lustra, zbiera mi się na płacz, kiedy w nie spojrzę. Czasami chętnie chwyciłabym jakiś skalpel i zdarła sobie skórę. Nie rozumiem tego, co się ze mną dzieje. Jakiekolwiek komplementy odbijają się ode mnie. Nawet, kiedy zorientuje się, że podobam się jakiemuś chłopakowi, nie dociera do mnie, że to możliwe. Zresztą, choć mój chłopak zapewnia mnie, że jestem piękna, wydaje mi się to chore. Bo przecież WIEM, że nie jestem. To wszystko sprawia, że czuję się paskudnie. Bywają dni, kiedy nie wychodzę z domu, bo czuję się, przepraszam za wyrażenie, jak gówno. Dbam o siebie, staram się ubierać kobieco, niektórzy postrzegają mnie jako atrakcyjną. A ja z każdym dniem coraz bardziej nienawidzę swojego wyglądu i nie wiem już, co robić. Bardzo proszę o jakąkolwiek radę, bo ta sytuacja zaczyna mnie przerastać...
  13. Najbardziej mnie denerwuje, gdy ktoś z moich znajomych oświadcza, że przechodzi na głodówkę. Jedna z moich koleżanek stwierdziła nawet kiedyś, że chciałaby zachorować na anoreksję, bo to fajna sprawa. Żal mi dziewczyn, które do tego dążą z własnej woli. Ludzie nie są świadomi konsekwencji. Ja nie chciałabym być chora, ale nikt mnie pytał o to, czego chcę. Co do leków, po jakimś czasie zupełnie się na nie uodporniłam. Najbardziej upokarzające było, kiedy będąc w szpitalu żebrałam u pielęgniarek jakieś tabletki na przeczyszczenie. W dodatku przez kilka tygodni pobytu tam, przez to przymusowe jedzenie wielkiej ilości (jak mi się zdawało) pokarmu, przez cały wstępny okres leczenia męczyłam się z potwornymi nudnościami, wzdęciami i tak dalej.
  14. Wydaje mi się, że podstawowy problem leży w tym, że milano3 nie chce, żeby cokolwiek wyszło mu na lepsze. Jest rozdarty między chęcią niszczenia siebie, a normalnym funkcjonowaniem. Totalna ambiwalencja. milano3, jedno mnie zastanawia... Mówisz, że chcesz siebie niszczyć, a jednocześnie szukasz pomocy na forum. Ty wcale nie pragniesz tej całej autodestrukcji, może po prostu póki co nie umiesz inaczej. Ale to może się zmienić. pasazer02, dobrze rozumiem, o czym mówisz. Też sobie zupełnie rozchwiałam metabolizm przez odchudzanie, w dodatku cały czas jechałam na lekach przeczyszczających. Minął ponad rok nim mój żołądek doszedł jako tako do siebie. Moja koleżanka borykała się z tym samym problem, co Ty, nawet, kiedy chciała jeść, nie mogła. Ale skoro masz w sobie tyle refleksji co do wyniszczania swojego organizmu, jesteś na najlepszej drodze, by pozbyć się tego świństwa, zatruwającego życie i psychikę.
  15. Ani mnie. milano3, nawet, jeżeli nie chce się tak naprawdę leczyć, tym bardziej potrzebuje pomocy. Ale nie mnie to oceniać.
  16. milano3, my tutaj, na tym forum, niewiele Ci możemy pomóc. Wiesz, że sobie szkodzisz, więc nie trzeba Cię uświadamiać. Wiesz nawet, w jakim celu to robisz. Ale tylko ktoś z tzw. reala może spojrzeć na Twój problem obiektywnie i mu jakoś zaradzić, bo my nie znamy Ciebie ani Twojej przypadłości. Przydałaby się zaufana osoba, choćby ta terapeutka. Zgłoś się do niej po wypisie.
  17. milano3, na Twoim miejscu bym się tak nie cieszyła tym chudnięciem... Według mnie, to o czym mówisz świadczy nie tyle o anoreksji, ile o jakichś zachowaniach autodestrukcyjnych objawiających się w jedzeniu, zamiast, np cięciu się. Niejedzenie to nieraz forma powolnego samobójstwa... A nie jest czasem tak, że chcesz zwrócić na siebie uwagę? I nie odbieraj tego jako zarzutu, bo to podstawowy motyw większości zaburzeń odżywiania. W każdym razie u mnie to było takie wołanie "Halo, jestem tu, mam problem, nie udawajcie, że nie widzicie."
  18. brida

    wiara a seks

    Ja pokładam zaufanie w Bogu, ale mimo wszystko nie przechodzę na oślep przez ulicę wierząc, że nic mnie nie przejedzie Mam 17 lat. Wiem, niedużo.
  19. brida

    wiara a seks

    Ja też znam, pewnie nawet więcej takich przypadków. Moi rodzice, dajmy na to. Nie widzę w tym nic złego, wręcz przeciwnie, to bardzo dobrze, że udało im się zbudować związek przy jednoczesnym zachowaniu wstrzemięźliwości. Obserwując jednak swoich znajomych, stwierdzam, że im by to raczej nie wyszło. I nie mogę ich z tego powodu potępiać. Poza tym antykoncepcji nie uważam za coś "złego", jeżeli na wychowywanie dziecka w danym momencie nie można sobie pozwolić.
  20. brida

    wiara a seks

    A ja powiem tak, odnośnie tematu - jestem wierząca, ale uważam, że wszystko jest dla ludzi. Seks też. Jeżeli dwie osoby się kochają, co złego jest w tym, że chcą tę miłość dzielić ze sobą także fizycznie? Można przyjąć, że "taka relacja nie została uświęcona przez Boga", jeżeli nie mają ślubu. Ale czy nie jest trochę tak, że ślub jest przypieczętowaniem czegoś, co już jest? Poza tym nie bądźmy surrealistami. Seks wyłącznie po ślubie, bez zabezpieczeń? Praktycznie niemożliwe do realizacji. No i jeszcze taka kwestia - ludzie, zanim zwiążą się nieodwracalnie, powinni się poznać z KAŻDEJ strony. Ostatecznie tak wiele kłopotów w małżeństwie bierze się z niedopasowania w kwestii seksualnej... Jestem natomiast przeciwna przelotnym partnerom, choć nie wiem, czy wynika to z mojej wiary, czy też raczej z zakorzenionej gdzieś struktury moralnej.
  21. To jeszcze nie musi być uzależnienie. Lekarze podają Ci go pewnie w rozsądnych ilościach, a bezsenność (bez leków) może być spowodowana choćby tym, jak jesz, lub raczej - nie jesz. No chyba, że brałeś ten lek bardzo długo i tylko on Ci pomaga.
  22. Może innym razem, bo teraz spadam z forum :) A na razie radzę Ci próbować coś jeść i unikać wymiotowania, jak się da, bo to nic przyjemnego, boli gardło, żółkną zęby i ma się nieświeży oddech ;]
  23. To normalne, dobrze, że chociaż próbujesz się leczyć. Muszę przyznać, że zainteresowała mnie Twoja sytuacja, zadałabym trochę pytań, ale nie wypada być wścibskim Co Twoja rodzina to Twoje, hm, kłopoty?
  24. Masz rację, to jest chore. Powinni Ci zapewnić terapię co najmniej 2 razy w tygodniu po godzinę! A mówią, że ośrodki w Krakowie są niezłe... A wcześniej do psychologa chodziłeś? Właściwie, to kiedy się zaczęły Twoje problemy?
×