Skocz do zawartości
Nerwica.com

brida

Użytkownik
  • Postów

    44
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez brida

  1. Nie chcę nic mówić, ale to typowe dla Borderline. Ale Ty się kiedyś wykończysz takim stylem życia. Budujesz sobie iluzję kontaktów międzyludzkich, dążysz do samotności, a potem cierpisz w samotności. W szpitalu nic Ci nie pomogli? Jakaś psychoterapia, nic?
  2. Jak już mówiłam, to piękna sfera życia, jeżeli łączy się ją z uczuciami. Ponieważ Twoje kontakty, z tego, co wnioskuję, opierają się głównie na samym seksie, a nie na zrozumieniu, miłości, czułości, czujesz się sponiewierany, bezwartościowy, zamiast czerpać z tego właściwą radość. Chwilowe szczęście, a potem depresja się pogłębia. Myślałeś o zaangażowaniu się w jakiś prawdziwy związek, taki, który byłby dla Ciebie wsparciem?
  3. Seks jest czymś pięknym, a coś takiego bardzo go spłyca. Po wszystkim czujesz się pewnie jeszcze gorzej. A przecież nie o to w tym chodzi. To, że mówisz "kocham się" też o czymś świadczy. W gruncie rzeczy, według mnie, to Twój sposób na pozyskiwanie czyjejś "miłości". Na krótko, bo na krótko, ale masz namiastkę.
  4. Przez to, że tak się czujesz, że straciłeś do siebie szacunek, pogrążasz się w tym bardziej. Czujesz się jak szmata, więc nie masz oporów przed pakowaniem się w przygody seksualne. To uzależnienie jak każde inne, w dodatku bardzo bolesne. Musisz zacząć od siebie, od myślenia o swojej osobie w nieco lepszych barwach.
  5. Twój problem jest bardziej złożony. Bordeline to ciężkie zaburzenia, znałam dziewczynę, która to miała. Takie osoby nieraz próbują różnych rzeczy, u niej była to lekomania, u Ciebie, jak widać, zaczątki bulimii. Żeby to zwalczyć, tak naprawdę trzeba obudzić w sobie wolę życia. Mam nadzieję, że w końcu Tobie też się uda :)
  6. Hej, nie zakładaj od razu najczarniejszego scenariusza! To, co będzie dalej, zależy przede wszystkim od Ciebie i od tego, jak silna jest Twoja motywacja do zwalczenia tego. Musisz się jakoś ratować, zanim będzie tak źle.
  7. Teoretycznie personel powinien wiedzieć o takich rzeczach, ale jeżeli nie są kompetentni... To może już lepiej szukać pomocy na własną rękę, po wypisie.
  8. Oj tam, oj tam. W sumie to mój chłopak :) Chudy jak szczapa, a potrafi zjeść całą pizzę. Kwestia genów. Wiesz, kiedy się wymiotuje, zanika apetyt jako taki. Potem te napady głodu... Dziwne, że w szpitalu tego nie widzą. Na naszym oddziale też tak było, ale ostatecznie ludzie pilnowali siebie nawzajem.
  9. Tak naprawdę to ja nawet teraz mam 17,5, a jestem w pełni zdrowa Anoreksja to nie stan ciała, a umysłu. Znam chłopaka, Twój rocznik, wzrost prawie 1,9 m, waga - 58 kg. Nic mu nie jest. I znam dziewczynę, która ważąc 55 kg przy wzroście 164cm, zachowywała się jak rasowa anorektyczka. To, czy masz problem, zależy od tego, jak to czujesz. Jeżeli uważasz, że jest źle, to jest. Nie możesz przełamać się do jedzenia?
  10. Wiem jak to jest, stres, atmosfera szpitalna, odcięcie od świata, zero prywatności, dziwni ludzie... I personel, który nad niczym nie panuje. Ja zaczęłam się tam ciąć, na szczęście ustąpiło z czasem. Może u Ciebie to nagłe pogorszenie jest spowodowane miejscem.
  11. Z doświadczenia wiem, że w szpitalach często łapie się nowe zaburzenia. Wymiotów próbowała tam moja znajoma z depresją i niestety nie było jej łatwo się tego pozbyć. Jedyne rozsądne wyjście byłoby wtedy, gdybyś uświadomił sobie, że to co robisz Ci szkodzi i że NAPRAWDĘ TEGO NIE CHCESZ. Bo jeśli człowiek raz przyzwyczai się do jednej metody wyzbywania się negatywnych emocji, potem nie chce od niej odstąpić. sowaa, to dobrze, że w siebie wierzysz, bo to jest najważniejsze, ale w razie czego nie bój się prosić o pomoc, to w żaden sposób nie świadczy o słabości :)
  12. Nie masz tak tragicznego BMI jak na swój wiek, znam osobiście przypadek całkiem zdrowego 18-latka o BMI 16. Problem leży w tym, że jeśli będziesz tak dalej robił, naprawdę możesz popaść w bulimię, a wydaje mi się, że przy Borderline nie potrzeba Ci już dodatkowych kłopotów... W którym szpitalu się leczysz, jest tam dobra opieka? Bo może warto by o tym pogadać ze specjalistą, na miejscu...
  13. Hm, no pięknie, zrobił się spam. Przepraszam, to nie było zamierzone
  14. sowaa, to, o czym mówisz jest naprawdę niepokojące... I nie chciałabym Ci nic narzucać, ale na Twoim miejscu nie rezygnowałabym z terapii. To pozornie nic nie daje, ale wiem, co się ze mną działo, kiedy ją przerwałam. Czasami po prostu nie da się poradzić sobie ze wszystkim samemu. I nie trzeba. Oczywiście wyjście z choroby to własna zasługa, a nie jakiegoś terapeuty, ale czasami to jest potrzebne, żeby zrobić następny krok. Jak długo się leczyłaś? milano3, według mnie, wagę masz w normie. Zaniżoną, fakt, musisz być bardzo chudy, ale to wszystko zależy od wieku. Ile masz lat? Bardziej martwi mnie to, że mówisz o wymiotowaniu. Czemu to robisz? Nie chcesz tyć czy wyładowujesz stres? Miałeś takie ataki już wcześniej? To wszystko bardzo ważne.
  15. sowaa, to, o czym mówisz jest naprawdę niepokojące... I nie chciałabym Ci nic narzucać, ale na Twoim miejscu nie rezygnowałabym z terapii. To pozornie nic nie daje, ale wiem, co się ze mną działo, kiedy ją przerwałam. Czasami po prostu nie da się poradzić sobie ze wszystkim samemu. I nie trzeba. Oczywiście wyjście z choroby to własna zasługa, a nie jakiegoś terapeuty, ale czasami to jest potrzebne, żeby zrobić następny krok. Jak długo się leczyłaś? milano3, według mnie, wagę masz w normie. Zaniżoną, fakt, musisz być bardzo chudy, ale to wszystko zależy od wieku. Ile masz lat? Bardziej martwi mnie to, że mówisz o wymiotowaniu. Czemu to robisz? Nie chcesz tyć czy wyładowujesz stres? Miałeś takie ataki już wcześniej? To wszystko bardzo ważne.
  16. Ja wyszłam z any jakiś rok temu, czyli teoretycznie nie mogę nawet mówić, że wyszłam, bo grożą mi ciągle nawroty... I miałam je, przez kilka miesięcy, utrzymywałam dietę 1200 kcal, byle tylko nie utyć bardziej. Oczywiście chudłam. Na wakacjach, kiedy poczułam się w końcu szczęśliwsza, lżejsza o wszystkie problemy, zaczęłam jeść normalnie i trochę przytyłam. Czy mam obsesyjne myśli? Cóż, czasami mam. Kiedy oddalam się od domu, zaczynam się zastanawiać, co i kiedy zjem. Kiedy zaś w nim siedzę i tak obliczam sobie kalorie różnych produktów, tak ogólnikowo, ale nie wzbudza to we mnie takiej paniki jak dawniej. Myślę, że muszę przywyknąć do życia w cieniu any, bo być może pewne zachowania zostaną mi na zawsze. Ponieważ jednak jedzenie nie steruje już moim życiem, jestem zdrowa, miesiączkuję normalnie, mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała zawitać w szpitalu psychiatrycznym, w którym spędziłam kilka miesięcy.
  17. Generalnie bardzo długo zakładałam, że problem jest tylko we mnie. No bo ludzie mają trudne życie i nie wariują, prawda? Ergo - ze mną musi być coś nie tak. Jestem słaba, nieprzystosowana, cholera wie co. Dopiero długa terapia zmieniła mój pogląd na sprawę. I będę się upierać, że dom rodzinny ma na to duży wpływ. Nie jest bezpośrednią przyczyną, bo to nie niczyja "wina", że mam problem ze sobą. Niektórzy są na pewne rzeczy bardziej podatni, inni mniej. Jedni są bardzo wrażliwi, inni nie. Ja jestem podatna i jestem wrażliwa. A że problem z zaburzeniami odżywiania i brakiem akceptacji swojej osoby jest złożony, temu nikt nie zaprzeczy. Kiedyś wydawało mi się, że jeżeli znajdę przyczynę, wyzdrowieję. Kiedy zrozumiem co DOKŁADNIE wpłynęło na to, że stało się tak, a nie inaczej. Dzisiaj staram się żyć i nie babrać w przeszłości. Wcale nie jest łatwiej, ale jakby... normalniej?
  18. Oczywiście nie chcę generalizować, to jest tylko jeden z powodów. Ale zauważyłam, że dość często odgrywa tu znaczenie relacja z rodzicami (jak w przypadku wielu innych zaburzeń). Przykładowo, mój ojciec od wielu lat nadużywa alkoholu. Bliska mi anorektyczka bardzo przeżywała burzliwy rozwód swoich rodziców (awantury, nasyłanie policji, wywlekanie brudów). Inna próbowała być we wszystkim najlepsza, bo nigdy nie była dość dobra, by zaspokoić ambicje swojej matki. Jeżeli rodzic nie daje dziecku poczucia miłości, nie daje do zrozumienia, jaką ma wartość, ono samo zaczyna w nią wątpić. A to już pierwszy krok do problemów psychicznych.
  19. Też miałam zaburzenia odżywiania, przeszłam anoreksję. W trakcie odchudzania tak strasznie nienawidziłam siebie, swojego ciała, że gdy stawałam przed lustrem miałam ochotę chwycić za nóż i powycinać sobie te zwały tłuszczu (które istniały oczywiście tylko w mojej głowie). Ale, jak na ironię, im byłam chudsza, tym bardziej sobą gardziłam, wyrzucałam sobie, że jestem głupia, bezwartościowa, że jedzenie, albo raczej - niejedzenie - kieruje moim życiem. Dzisiaj rozumiem, że to nie kwestia ciała czy ilości pochłanianych kalorii. Problem w ogóle nie tyczy się jedzenia. Po wyjściu z choroby poczułam się atrakcyjna, znalazłam kochającego chłopaka, utrzymywałam relacje z mężczyznami, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że moje ciało może być piękne. A potem zaczęły się kłopoty rodzinne i wszystko wróciło. Nienawiść do siebie, swojej aparycji, poczucie, że nie jestem nic warta. Wiem, że powodem tego jest pewnie kontakt z ojcem alkoholikiem, ale to nie zmienia faktu, że nie mogę na siebie patrzeć. Jedzenie, odchudzanie, nie jest żadną drogą. Problem tkwi głębiej. Wyleczona bulimiczka przeniesie swoje kompleksy na inny aspekt swojego życia. I najczęściej, faktycznie, jest to spowodowane chęcią "zadowolenia" innych, spełnienia jakichś irracjonalnych oczekiwań otoczenia, które nas przerastają.
×