Skocz do zawartości
Nerwica.com

FioletowaKrowa

Użytkownik
  • Postów

    47
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez FioletowaKrowa

  1. Dla mnie te święta to była jakaś masakra. W tym roku moja mama przyjechała do nas i zostaliśmy w ''domu'', w ''domu'' ponieważ mieszkam z tesciami, jak Paweł i Gaweł, oni na dole my na górze. Zjedliśmy swoją wigilię, gdyż tradycyjnie jakby zapomnieli o nas, no w każdym razie nadszedł czas że trzeba zejść na dół i podzielić się opłatkiem, na dole 10 osób... no i się zaczeło, dostałam trzęsiawki, serce zaczeło mi walić i głupio przeskakiwać, poce się przy stole jak głupia w tropikach, słabo mi...moja mama widząc jak się trzęse dała mi pół tabletki afobamu, nie wziełam. Poczekałam aż się troche uspokoi i poszliśmy, trzymając opłatek ręcę mi sie trzęsły, ludzie się dziwnie patrzeli życzenia mówiłam krótkie i zwięzłe czyli zdrowia, zdrowia, zdrowia i jeszcze raz pieniedzy . W każdym razie jakoś przeżyłam, na następny dzień najazd gości też przeżyłam, ale finał jest taki że mąż mi zarezerwował wizyte u psychiatry na 2 I. Pójde, o ile znowu nie uciekne spod gabinetu. Jeszcze tylko jakoś przeżyć sylwester i rok spokoju.
  2. Chaosik i tak masz dobrze, że masz sklep ''pod nosem'' ja mam najblizszy jakieś 3km od domu, w związku z czym zakupy robi mąż, nie ma mowy też oczywiście o załatwieniu czegokolwiek.
  3. Właśnie sie zbieram żeby opowiedzieć mamie o swojej chorobie, przy ostatnim ataku, który niestety widziała, prawie wzywała karetkę. Sama jestem ciekawa czy zrozumie...
  4. Zastanawiam się dlaczego lekarze nie powiedzą żeby zacząć brać leki od jaknajmniejszej dawki np 1/4 tabletki i zwiększać, żeby skutki uboczne były najmniejsze. Przecież wiadomo że jak się łyknie na dzień dobry np 20mg to nie może być różowo
  5. A ja w sobotę byłam na weselu i żyje co jakiś czas wychodziłam sobie albo na papierosa, albo do samochodu, wytrzymałam nawet do 3 w nocy i tam niech gadają co chcą, jestem z siebie dumna.
  6. Dlatego mam psa, żeby wyciągał mnie z domu, chociaż na chwile, na 5 minut.
  7. Jak dajecie sobie rade w pracy, na uczelni etc... Mi się szykuje praca, do tego praca z ludźmi i dojazdy jakieś 60km, na samą myśl robi mi się słabo, goraco i zaczyna telepać. Wiadomo w domu można iść się położyć, przeczekać, a w pracy co? Powiem przyjdź Pan później bo mam atak? Do urzędu nawet nie moge iść spokojnie, bo jak tylko wejde szukam krzesła. Jak sobie radzicie?
  8. alannis doskonale Cię rozumiem, seroxat wykupiłam w grudniu i do tej pory nie wziełam. A P. doktor uprzedzała, kupić lek, wyrzucić ulotke i nie grzebać w wujku google. Wziełaś?
  9. No właśnie wesołych.... U mnie sie okazało że musiałam tydzień wcześniej pojechać w rodzinne strony do mamy na święta bo wsadzili biedaczce noge w gips. Jechałam z mocnym postanowieniem że poinformuję ją o swojej NL i depresji, ale nici z tego...jest jak zawsze, mi nie wolno źle się czuć, mam wrażenie że gdybym z nią otwarcie porozmawiała to po prostu by mnie wysmiała. W związku z tym że mama unieruchomiona, na mojej głowie były zakupy (wybierałam sklepy w których było mało ludzi i leciałam przez nie jak tornado), sprzątanie (słabo mi, w głowie karuzela), wczoraj z koszyczkiem na święcenie, jakoś dałam rade, łeb mnie boli, smarkam krwią. Jutro bądź we wtorek do domu i zaczynam w końcu brać seroxat, mam dosyć, żebym nawet nie mogła wyjść normalnie z psem, bo czuje że padne..bez sensu.
  10. Jak byłam na pierwszej wizycie opowiadałam Pani doktor że przez 2 miesiące próbowałam zadzwonić i sie umówić, ale się bałam..Pani wstała spojrzała w lusterko i powiedziała do mnie teatralnym głosem: Przecież nie jestem taka straszna Wszyscy pójdziemy do MANKA na raz i na jedną godzinę
  11. Wczoraj kolega opowiadał mi na jakiego znakomitego ''lekarza'' trafił -Panie doktorze żyć mi sie nie chce... -Paaaaaniee a komu się chce monster idź do innego lekarza, jeżeli nie przepisze tabletek to wtedy próbuj te 30mg. Ja nie mam pojęcia czy oni mają ogólnodostępne karty, chyba nie powinni ale kto ich tam wie.
  12. tg--ice no kalorii się akurat nie boje (jeszcze) Sabaidee Niestety czasami tak bywa, nie każdy potrafi wytrzymać z tym dziadostwem, czasami sama siebie mam ochotę rzucić. A może to po prostu zła kobieta była ... trzymaj się.
  13. U mnie o chorobie wie tylko mąż i to on mnie zdopingował do wizyty u psychiatry mówiąc '' lekarz jak lekarz, nawet lepszy bo pogadać można'' teraz dla odmiany od grudnia mnie dopinguje żebym wzieła tabletki, które lekarz zapisał. Jakoś nie moge się przełamać. Mam zamiar powiedzieć o chorobie mamie, wtedy zrozumie moje dziwaczne zachowanie, którym czasami ją zaskakuje. P.S a pączka zjadłam całe pół.
  14. FioletowaKrowa

    Mama

    Marjetka a może porozmawiaj z siostrą? Powiedz jej to co tutaj napisałaś, może ona z racji tego że mamy nie widzi po powrocie do domu nie wie jaka jest sytucja, niech da kobiecie odetchnąć i radzi sobie sama, jak się obrazi, to niech się obraża jej sprawa, być może zrozumie. Mama faktycznie już jest w takim wieku, że nie ma tyle siły jak młoda sarenka, najwyższy czas żeby zajeła się sobą. Sama zabierz mame na kawę, ciastko, do kina, może sobie przypomni jak to jest fajnie. A Ty żyj swoim życiem i nie daj się wciągnąć w umartwianie
  15. juug jezeli psychiatra nie umie/nie chce mu się powiedzieć co Ci jest, albo co podejrzewa, to po prostu go zmień. Po to chodzimy do lekarzy żeby wiedzieć na co chorujemy. Moja pierwsza wizyta trwała prawie godzinę i dziękowałam następnemu pacjentowi że czekał za drzwami, bo bym siedziała chyba do wieczora, Pani doktor pytała o wszystko, łącznie z tym jak się urodziłam, czy z komplikacjami czy nie itp... ale przecież właśnie o to chodzi, lekarz musi poznać pacjenta. Sama się zbierałam dosyć długo żeby iść do lekarza i sama wizyta była ogromnym stresem, pewnie jak dla wiekszości, przecież musimy się przyznać do własnych lęków i czasami irracjonalnego postępowania, a lekarz musi postawić diagnozę. Miałam to szczęście że trafiłam na dobrego psychiatrę za pierwszym razem, ale gdybym była niezadowolona na pewno bym zmieniła. Nie dajcie się zbywać, mamy prawo sie leczyć i wiedzieć.
  16. Czyli jak w większości przypadków musimy radzić sobie sami. Damy rade!
  17. O mojej chorobie wie tylko mąż i najbliższa przyjaciółka która niestety jest daleko, reszte znajomych sama odsunełam, wydawało mi sie że oni widzą co siedzi w mojej głowie i widzą co się ze mną dzieje. Ale mam nadzieję że przestane uciekać, przecież trzeba żyć z ludźmi, dzisiaj poszłam na spacer-to jest mój sukces i potrafie już nawet cieszyć się z takich małych kroków. A tacletek dalej nie wziełam
  18. Musimy sobie radzić, nie mamy wyjścia. Ja w czasie ataku tłumacze sobie że to tylko film zaraz minie i będzie ok, że ludzie umierają a z tym po prostu się żyje. Mnie stwierdzenia lekarzy pt ''to tylko nerwica'' zaczynają już śmieszyć, spróbowałby przeżyć jeden taki nasz atak, nawet najsłabszy, wtedy możemy pogadać. jakubkowa ja nie mam pojęcia jak to dziadostwo mogłoby wrócić ze zdwojoną siłą...musiałbym chyba już umrzeć. Ale wybieram się, wybieram Czy Wasi znajomy też się od Was odsuneli? Bo się boicie, bo nie chcecie gdzieś wyjść? Ja mam ich coraz mniej. Na szczęście mam psa który zmusza mnie do wyjścia na dwór 3x dziennie, to chyba też jakaś terapia Pozdrawiam
  19. Nie zrezygnowałam z terapii, po prostu na chwilą obecną nie czuję takiej potrzeby, poza tym musiałbym na nią dojeżdżać jakieś 60km, co na chwilę obecną jest dla mnie awykonalne. Mam nadzieje że leki na tyle stłumią mój lęk, że bez obaw będę wychodzić z domu, może wtedy. Ale najpierw musze je wziąć, a nie się na nie gapić
  20. Podczytuje forum od dawna. Też chciałam się ''pochwalić'' swoimi początkami. Dokładnie wiem kiedy mnie dopadła NL, zachorował wtedy mój tata, do tego miałam obrone pracy. Jeździłam więc do chorego taty pare razy w tygodniu po 700km, wracając na egzaminy, zaliczenia..... jednego dnia musiałam biec do autobusu, kiedy do niego wsiadłam zaczeło się...duszno, ręcę mi się spociły, zaczełam się trząść, mroczki w oczach..ale nic jakoś przeszło. Tata zmarł...nie wiem jak przeżyłam pogrzeb i pare tygodni po, rozchorowałam się na grype. Po jego śmierci wpadłam w lekką depresję, ale wydawało mi się to normalne, w końcu odszedł człowiek którego kochałam. Jednak czas mijał, a objawy nie..do tego doszedł kręciek w głowie, co chwile mi słabo, musze się położyć bo mam wrażenie że grzmotne, w końcu zaczełam się bać gdziekolwiek wychodzić, jedynie do lekarza, chciałam żeby mi powiedział że jestem chora, a ja wyniki dobre. Wszystko trwa 4 lata, w końcu w 2010 roku, po ostrym ataku lęku w nocy, postanowiłam dość! 2 miesiące się zbierałam, mąż mnie namawiał dzień w dzień, zadzwoniłam i umówiłam się do psychiatry. Pani doktor bardzo sympatyczna, wizyta trwała ok godziny, wypytywała mnie o wszystko, łacznie z tym czy się normalnie urodziłam czy z komplikacjami :) Nie chce chodzić na psychoterapię, nie czuję takiej potrzeby, to też z Panią Doktor omówiłyśmy. Wyszłam z receptą na seroxat, jeszcze nie wziełam, chociaż już dawno powinnam, mam zacząć od małej dawki, aby dojść do 20mg dziennie. Marzy mi się jak dawniej pójście SAMEJ do sklepu, na kawe, poprowadzić samochód...uwielbiałam. Teraz czasami siebie nie poznaje, to nie jestem ja, to jakaś inna zalękniona baba. Czuje że bez leków sobie nie poradzę, próbowałam..a wziąć się boje. Kwadratura koła. Pozdrawiam Was
×