Witam. Kiedyś, kiedyś byłam zalogowana na tym forum pod innym nickiem (nawet nie pamiętam jakim). Wtedy chodziło o moje napady lęku panicznego, które miałam od dzieciństwa. Teraz mam 20 lat. Napady przeszły, choć czasem mam jeszcze stany odrealnienia no ale nie o tym teraz.
Od paru lat mam ciągle przyspieszoną akcję serca. Bardzo szybko się męczę. Nawet kiedy po prostu stoję czuję się jakbym przed chwilą skończyła długi bieg. Byłam u kardiologa. Robione było ekg i holter. Wyszło na egk, że mam przedłużony przedni płatek (cokolwiek to znaczy), a na holterze ciągłe tachykardie, które potrafiły trwać 1,5h. Na dzień dobry kardiolog powiedział, że będę krócej żyła, bo serce się wyczerpuje. Przepisał mi Concor cor i aspargin. Po badaniach krwi (podejrzewał tarczycę), stwierdził jednak, że serce nie jest tu niczemu winne, że przedłużony płatek mooooooże dawać takie objawy, ale nie wydaje mu się i cytuję "olej to". Hm... Wpierw straszy szybszą śmiercią po czym mówi, że nic nie może zrobić i bym to olała. Szukając opinii o leku concor cor natknęłam się na termin "nerwica serca" i właściwie wszystko pasowało, bo oprócz tachykardii zdarzało mi się silne kłucie w sercu, przy którym nie mogłam złapać oddechu. Zdziwiłam się, bo ja absolutnie nie czuję się nerwowa. Moje zdrowie psychiczne oceniam na bardzo dobre (w porównaniu z tym co miałam kiedyś...). Nie jest tak, że się denerwuję i wtedy serce wali tylko odwrotnie. Siedzę sobie spokojnie a tu nagle puls 120 i dopiero wtedy zaczynam się denerwować, bo nie mam na to wpływu. Próbuję głęboko, spokojnie oddychać ale to na nic. Czasem w ogóle nie mogę wyjść z domu. Czuję się strasznie ograniczona.
Czy ktoś z Was miał podobne przeżycia? Psychiatra może mi pomóc? A może psycholog? Mi ręce opadają...