Proszę pomóżcie mi, już sama nie potrafię sobie poradzić, jestem na skraju przepaści umysłowej Wyobraźcie sobie,że przebywajac z różnymi ludzmi pewne slowa ktore wypowiadaja strasznie was draznia, w moim przypadku sa to np. jakies powiedzonka, skroty myslowe, slowa potoczne. Zauwazam je u innych osob z ktorymi rozmawiam hmm jakby to ujac: ktos cos mowi nagle to slowo i dla mnie jest jakby wytluszczone, zauwazam je. Wszystko byloby nawet ok, ot takie natrectwo, dziwactwo moje gdyby nie fakt ze rozmawiajac z moim ukochanym zaczelam CIAGLE, bez ustanku analzizowac to co mowi:( Wsluchuje sie w jego mowe, w ton glosu w jego odzywki, ktore jeszcze do niedawna byly dla mnie ok! Normalne rozmowy. Teraz bedac z nim jestem zdolowana, nie chce mi sie gadac, wszystko mnie drazni, mam juz samobojcze mysli, jestem apatyczna, ciagle chce mi sie plakac. Kurcze jak z nim rozmawiam to ciagle analizuje te jego slowa i mysle: masz go dosyc czy co? Poprawia mi sie gdy wyglupiamy sie i ja to inicjuje, czasem mam takie kumpelskie zrywy w jego kierunku, wtedy moge nawet uzywac slow ktore na codzien strasznie mnie irytuja! Ale to sa tylko momenty! 90% czasu to ciagle zamartwianie sie, zastanawianie czy moze go kocham? Pewnie mnie wysmiejecie ale balagam o rady, staram sie tlumic te mysli, te analizy, smiac sie z tych slow ktore doprowadzaja mnie do szalu, prowadze jakies dialogi wew. typu uspokoj sie to choroba, ale nic nie pomaga..... nie wiem skad mi sie to wzielo, przyznam ze nie chce brac tabletek bo na natrectwa myslowe nigdy mi nie pomagaly, a psycholog tez odpada z powodu braku czasu, zreszta chyba by mnie wysmial.