Skocz do zawartości
Nerwica.com

cryo

Użytkownik
  • Postów

    57
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez cryo

  1. nextMatii, coma, dzięki. Tak, terapia będzie zdecydowanie dobrym rozwiązaniem, oby tylko udało mi się trafić na kogoś przyzwoitego. Przychodzi czas, że człowiek już sam zmagać się ze wszystkim nie może. Chcę już nie pozwalać sobie nawet na myślenie o ucieczce taką drogą, zobaczymy co wyjdzie z tego postanowienia. Ja też już zbyt długo marzę o szpitalu, właściwie to odkąd poszłam do ogólniaka... ale teraz stwierdzam, że chyba jednak przeraża mnie utrata wolności, a niewiele brakowało. paradoksy, wiem, że może zwłaszcza ja obecnie nie za bardzo powinnam się wypowiadać, ale mimo wszystko, trzymaj się...
  2. coma, dziękuję Ci za odpowiedź. Jestem pełnoletnia, napisałam, że 13 lat już nie mam :) i nie jestem pewna co do tego, jak by zinterpretowano to, co zrobiłam, ale do szpitala iść nie chciałam - dlatego nie poszłam do lekarza na szycie. Pójdę natomiast na terapię.
  3. Nie wiem, czy od pewnego wieku już nie wypada nie wiedzieć takich rzeczy, w każdym razie 13 lat już nie mam. Po prostu zapytałam, bo liczyłam, że tu mogę uzyskać odpowiedź bez bycia ocenianą. Okaleczać się już nie zamierzam.
  4. Mam do Was pytanie, być może głupie, ale nie znam się więc muszę zapytać. Czy za pocięcie się automatycznie zamykają do psychiatryka czy muszę wyrazić zgodę?
  5. Ja usłyszałam "przepraszam". I nadal słyszę je tak często, że zaczęłam mieć na nie alergię. Straciłam wiarę w słowa... Kolejny pusty zlepek dźwięków, za którym nic nie idzie i nic się nie zmienia. Tylko niestety we mnie coś się zmienia... Oczywiście słyszę owo "przepraszam" na przemian z oskarżeniami, że to ja jestem ta najgorsza. Podobnie do tego, co pisali tu już inni: jestem winna, bo boli mnie coś nad czym "normalni ludzie" podobno przechodzą do porządku dziennego. Jestem winna, gdy jestem smutna po jakiejś drastycznej sytuacji, a przecież padło już "przepraszam" więc nie ma co rozpamiętywać, mam się uśmiechać - bo jeśli nie, to zepsuję atmosferę. I taka huśtawka non-stop... od "wspaniałej, dobrej, kochanej" do "najgorszej, chorej", psującej atmosferę tym, co czuję. Acha, i jeśli nie wierzę w tysięczną obietnicę, że "od teraz będzie inaczej", to też jestem tą złą - bo "ciągnę" temat, bo swoim brakiem zaufania "prowokuję" powtórkę. Ech....
  6. cryo

    witam

    uspiony2, dzięki za tę rozmowę :) będę szukać takiego terapeuty. na razie przede mną po Nowym Roku jeszcze jedna wizyta u psychologa, u którego byłam tydzień temu. nie wiem, co z niej wyniknie, ale ważne, że będę mogła spotkać się i porozmawiać. a później będę próbowała dalej.
  7. cryo

    witam

    widzę. i widzę, że miotam się w błędnym kole. tak, uważam, że potrzebuję psychoterapii, ale z ww. powodów nie potrafię w tym momencie znaleźć sposobu, by ją sobie zapewnić. nie jest to świadome odrzucanie przeze mnie psychoterapii. natomiast jestem niechętna lekom z powodów, o których też już pisałam. czy jest we mnie jakiś konflikt, który powoduje, że tak się zapętlam w tej sprzeczności? nie wiem, być może jest, skoro dla osób postronnych tak to właśnie wygląda. nie robię tego celowo, chcę sobie pomóc, choć na razie kiepsko mi to wychodzi. możliwe, że czegoś nie dostrzegam. a czego tutaj oczekuje? no pewnie właśnie takiej postronnej opinii, samemu czasem trudno dostrzec pewne rzeczy. nie oczekuję gotowych rozwiązań, ale nie ukrywam, gubię się i staram się odnaleźć. nie twierdzę, że nie zgłoszę się po pomoc do psychiatry, wyraziłam tylko swoje przemyślenia na temat tego rozwiązania. natomiast wiem, że nie jest dobrze i mogę nie mieć wyjścia. to kwestia najbliższego czasu.
  8. cryo

    witam

    być może, choć chciałam uniknąć psychiatry, bo myślę, że w moim przypadku farmakoterapia będzie zaleczaniem objawów, a nie leczeniem przyczyn. nie sądzę, by moja depresja była endogenna, raczej dokładnie wiem jaki szereg okoliczności sprawił, że ostatecznie coś zaczęło we mnie pękać - w myśl zasady "kropla drąży skałę". po prostu trochę zbyt długo owa kropla mnie drążyła, a ja zbyt długo wierzyłam w to, że zawsze muszę być silna. dlatego szkoda mi faszerować się lekami, kiedy tak naprawdę znam źródła mojego stanu i potrzebowałabym tylko trochę pomocy, aby poukładać to w sobie. żal mi trochę uśmierzać lekami jakąś część siebie, kiedy wciąż mam to przekonanie, że wystarczyłoby trochę porozmawiać, nazwać po imieniu i uporządkować pewne sprawy. a z drugiej strony wobec mojego wycieńczenia beznadziejnym stanem rzeczy i braku kogoś, kto dałby odrobinę wsparcia, może faktycznie będę musiała podjąć tę decyzję i pójść do psychiatry, żeby choć trochę ocalić siebie. mimo stanu w jakim się znajduję, wciąż mam to przeświadczenie, że rozwiązanie farmakologiczne będzie przysłowiowym strzelaniem z armaty do komara. bo wprawdzie depresja jest duża i wiem, że są momenty, gdy balansuję na krawędzi i tracę równowagę, jednak nadal wydaje mi się, że wbrew pozorom tak niewiele brakowałoby do tego, bym stanęła na nogi, tak jak kiedyś. może tylko tak mi się wydaje. zobaczymy.
  9. cryo

    witam

    nie mam możliwości, by być częściej niż co 2 tygodnie, bo pracuję za granicą. oczywiście wiem, że powinnam poszukać pomocy tam, gdzie pracuję i szukałam, próbowałam. jednak psycholog, do którego trafiłam nie był dobry... przynajmniej nie dla mnie. generalnie zawsze starałam się radzić sobie sama, nie proszę o pomoc, gdy wiem, że nie jest to niezbędne... myśli samobójcze pojawiały się już wcześniej, ale wtedy to były tylko myśli. kiedy trafiłam do tamtego psychologa, byłam w naprawdę złym stanie, ale z jego strony zaangażowanie i zainteresowanie przejawiło się jedynie przy temacie finansów. tylko się zraziłam. jest dużo psychologów, wiem, ale mi zależy na rozmowie w języku polskim. trudno jest znaleźć dobrego psychologa w Polsce, za granicą jeszcze trudniej - a ja nie mam już sił, by ryzykować kolejne próby terapii u przypadkowych psychologów. stąd moje stwierdzenie, że chyba nie mam teraz szans na pomoc, której potrzebuję. wiem, że w normalnych warunkach ludzie szukają do skutku, wszystko to wiem... tyle, że ja nie czuję się już na siłach. każdy dzień to walka, by wstać z łóżka, by wytrzymać kolejny dzień, wytrzymać tylko tyle ile muszę, a później schować się. już nawet kupienie w sklepie czegoś do jedzenia mnie przerasta.
  10. cryo

    witam

    tyle, że ja nie mam możliwości być na terapii częściej niż co 2 tygodnie, a pewnie żaden terapeuta nie podejmie się leczenia przy takiej częstotliwości spotkań. czy może się mylę? może ktoś podzielić się wiedzą na ten temat? póki co, wygląda na to, że nie mam szans na terapię, a przynajmniej nie mam na nią szans dopóki nie dojdę do takiego stanu, że już nie będę w stanie pracować i pozostanie tylko leczenie. o ile będzie jeszcze kogo leczyć.
  11. cryo

    witam

    zaglądam na forum od jakiegoś czasu więc przyszła pora, by w końcu się przywitać. ledwie mam siły, by pisać czy mówić... dlaczego tu jestem? zapewne dlatego, że czuję, że tonę i potrzebuję pomocy, choć coraz mniej potrafię o nią prosić. strach przed kolejną porażką paraliżuje przed działaniem. strach przed kolejnym niezrozumieniem, obojętnością. jednocześnie wiem, że to już ostatnie chwile, kiedy można jeszcze coś zmienić, zanim będzie za późno. jestem tu, bo znów mam rany na nadgarstkach i boję się, że następnym razem mogą być skuteczne. jestem tu, bo mówiono mi, że trzeba próbować sobie pomóc więc próbuję... choć coraz nieudolniej. nie mogę powiedzieć, że nie starałam się znaleźć pomocy wcześniej. leczyłam się na depresję parę lat temu i wszystko zdawało się być dobrze. od jakiegoś czasu moje życie zaczęło się jednak sypać, ja zaś od paru miesięcy straciłam siły, by dzielnie to znosić. szukałam pomocy u psychologów, ale bez rezultatów. ostatni raz próbowałam jakiś tydzień temu, lecz znowu skończyło się porażką. usłyszałam, że skoro nie mogę przychodzić na terapię 2 razy w tygodniu, to psycholog nie podejmie się pomocy mi, bo to i tak się nie uda. dobiło mnie to zupełnie...
  12. Znam tę walkę o to, by nie tkwić w marazmie, taki morderczy wysiłek, by zrobić coś, co wydaje się być dla innych czymś zwyczajnym... a dla człowieka w depresji jednak nie jest. Przypomniał mi się cytat z Ziemkiewicza. On wprawdzie pisał o życiu w Polsce, niemniej metafora pasuje jak ulał również do życia w depresji. Życie, które Ziemkiewicz przyrównuje do pływania w kisielu: „Niby pływasz jak w wodzie, ale każdy ruch kosztuje więcej wysiłku. Jeśli człowiek nie ma wyboru, przywyka. Przestaje zwracać uwagę na ciągły opór i nie dziwi się własnemu zmęczeniu. Do momentu, aż na chwilę znajdzie się w wodzie lub choć tylko popatrzy, jak sobie radzą ci, którzy po prostu pływają." Wtedy człowiek dostrzega, że jednak można inaczej. Tylko że on z jakiś względów nie może. Taki przebłysk świadomości bywa na tyle bolesny, że potrafi zwalić z nóg. Ja również staram się czytać, ćwiczyć, mieć zainteresowania, rozwijać się - znajomi dziwią się skąd mam tyle energii. To nie energia... to strach, że gdy przystanę na chwilę, depresja przygniecie mnie do ziemi na dobre. Więc biegnę, choć coraz mniej biec się chce.
  13. Nie odpowiedziałam na pytanie z ankiety, bo po prostu nie wiem. Zastanawiam się, może tu ktoś da mi odpowiedź: czy w ogóle jest sens rozważać szpital jako źródło pomocy, czy raczej się nie łudzić? W sumie więcej rozczarowań już w obecnym stanie nie zniosę więc wolałabym oszczędzić sobie i innym.
  14. i jak mija noc? a nie masz kogoś z kim mogłabyś pogadać? ja dziś w ramach odkrywania nowych form spędzania nocy weszłam na tutejszy czat, jest to jakieś rozwiązanie. chociaż generalnie to ostatnio staję się coraz mniej rozmowna.
  15. mi też pomaga tv - oglądanie to raczej za dużo powiedziane, ale takie tępe gapienie się jest ok - byle coś brzęczało jako usypiacz. niedawno odkryłam sposób z audiobookami - pomogło o tyle, że nawet jak nie spałam, to przynajmniej nie myślałam już tak intensywnie.
  16. dokładnie. ja też boję się iść spać z tego powodu. człowiek kładzie się i jest wystawiony na pastwę myśli. nawet kiedy jestem zmęczona, wydaje mi się, że tym razem zasnę bez problemu - kładę głowę na poduszkę i w chwilę potem jestem już zupełnie rozbudzona, a projektor myśli w głowie działa pełną parą. do tego koszmary - przez nie też boję się iść spać, bo nawet jak uda się zasnąć, to po drugiej stronie też nie jest dobrze. i chyba jeszcze obawiam się tej utraty kontroli, snów które mózg zafunduje mi bez mojej zgody. niby sytuacja w której myśli nie daje się odgonić to też jakiś brak kontroli, ale mniejszy... a w śnie czuję się już zupełnie bezbronna. no więc czuwam, do momentu aż nie padnę. to męczące na dłuższą metę, żeby za każdym razem doprowadzać się do stanu padania z wyczerpania. a strach przed tym, że jak zasnę to się nie obudzę? nie, no przynajmniej tego póki co się nie boję, tyle mojego
×