i taka sprawa...od kiedy zachorowalem, wydaje mi sie, ze zblizylem sie do Boga,staram sie modlic codzien, chodzic do kosciola co niedziele, co nie znaczy, ze..akurat chce mi sie pomodlic w danej chwili, chce mi sie isc danej niedzieli do kosciola itp.. Moim zdaniem nie powinno tak byc: jestem wierzacy, ale niepraktykujacy, cos tu jest nie tak. Jesli nie chcesz isc w niedziele do kosciola, to idz w tygodniu na msze. Jesli nie na msze to idz do kosciola i sie pomodl, przechodzac obok krzyza zrob palcem malutki krzyzyk na piersi, tak aby nikt go nie zauwazyl, zeby to byl krzyzyk dla ciebie. Jesli chcesz sie modlic, modl sie wlasnymi slowami (co ci po ciaglym klepaniu regulek zapisanych w ksiazeczce do nabozenstwa, na ktorych znaczenie wcale nie zwracasz uwagi?- co wcale nie wyklucza napisanych modlitw z ich rozwazania), rozmawiaj z Bogiem jak z przyjacielem, ojcem.. Jest ci ciezko? Wiem co to znaczy, gdyby nie bylo, to pewnie nie bylbym na tym forum i nie pisal tego posta. Z choroba zmagam sie od ponad 2 lat, bylo zle, teraz czuje sie lepiej. Kiedys bedac na mszy (tzw. Odnowa w Duchu Swietym-msza o uzdrowienie i uwolnienie..Polecam kazdemu!) w lublinie poczulem sie jakos inaczej...inaczej znaczy malutki, ale zarazem wielki, wazny dla Boga (nie bede sie tu rozpisywal, bo kto byl na chociaz jednej takiej mszy to wie co sie tam dzieje:)..). Uwierz, ze cuda byly, sa i beda. To ze cierpimy na rozne choroby nie znaczy, ze Bog nas opuscil ("Kogo Pan Bog miluje, tego krzyzem daruje"-czy jakos tak).Piszac tego posta nie chce namawiac kogos do wiary, chce dac swiadectwo, jak to wszystko wyglada z mojego punktu widzenia. I chcialbym uslyszec jak wy (nie psychiczni-ale ZAKRECENI ludzie!) radzicie sobie w codziennej walce, ale nie sami..bo sami (wiecie Kogo mam na mysli) niczego nie damy rady:). Do uslyszenia!