Ja mam to od dziecka. Kazde wymioty w dziecinstwie byly dla mnie taka trauma ze pamietam je szczegolowo i nawet teraz slyszac podobna melodie czy widzac cos podobnego co widzialam kiedy wtedy wymiotowalam czuje niepokuj, to jest chore. Nie moge jesc. Ludzie mysla ze mam anoreksje (baaardzo duzo schudlam) ale ja nie chce byc chuda, ja zwyczajnie nie jem roznych rzeczy bo sa np ciezkostrawne, sprawdzam daty waznosci, nie zjem NIC co siedzi w lodowce dluzej niz 2 dni, nie zjem produktow kupionych w nie sprawdzonym sklepie (mialam przypadki gdzie kupowalam stara zywnosc), boje sie kupowac i jesc mieso ze bedzie nie swieze, boje sie jesc jajka, w sumie to przezylabym na samych wazywach i owocach i rzeczach ktore gotuje ja sama. Nawet maka nie moze miec dluzej niz kilka dni bo jak stoi juz otwarta tydzien to swiruje ze a noz mi zaszkodzi. Choc wiem ze to raczej nie mozliwe ale i tak wewnetrznie cos mnie blokuje. Albo Sa sytuacje kiedy owszem, przelamie sie i zjem... cos czego nie jestem w 100% pewna. Bo np mam taka ochote na kremowke ze nie wytrzymam, a kremowka jest z kremem i a noz krem nie swiezy... Potem mam dzien spisany na straty. W podswiadomosci wciaz widze swoj nie pewny posilek i8 sie boje ze mi bedzie niedobrze, mysle o tym tak intensywnie ze w koncu zaczyna mi byc niedobrze albo zaczyna mnie bolec brzuch i wtedy jazda na calego... histeria, placz, powtarzanie ze nie chce wymiotowac, trzese sie, ogolnie sytuacja koszmarna, nie do opisania. Nie daj Panie Boze zebym zlapala jakas chorobe, bol gardla sam to juz dla mnie horror bo wiadomo, czasem powoduje wymioty. Jak panuje grypa zoladkowa to ja sie boje wychodzic z domu. Jesli ja zlapie to maaaatko lepiej nawet nie myslec. Uzaleznilam sie od tik takow, uspakajaja mnie nie wiem czemu. Pewnie dlatego ze jak bylam mala to na mdlosci mama dawala mi miete, miety nienawidze za to tik taki zjadam tonami. Jesli ie mam przy sobie tik takow wpadam w panike. Najgorzej w nocy, ogolnie to nocami rzadko kiedy spie bo caly czas mysle ze jak zasne to mozliwe ze sie obudze i zwymiotuje (w czasach dziecinstwa tak mialam). Boje sie wychodzic gdzies dalej sama, bo a noz.... Boje sie jezdzic samochodem, autobusem itp (choroba lokomocyjna) co najlepsze mam dziecko. Przeszlam przez ciaze (mialam mdlosci bez wymiotow) i prawie niejednokrotnie zeszlam na zawal jak mnie zemdlilo. Sama swiadomosc ze jestem w ciazy mnie stresowal bo jak wiadomo powszechie kobietom w ciazy zdarza sie wymiotowac. A teraz kontynuacja stresow. Dziecko wymiotuje, nie raz na kilka lat, zdarza sie ze przy zwyklym zaziebieniu maluch zwraca. Wiadomo ze jestem jego mama, musze mu pomoc. Uzbrajam sie w cierpliwosc, zaciskam zeby, jestem przy nim, sprzatam, przytulam i pomagam w tym jakze trudnym dla nas obojga czasie. A potem umieram ze strachu, placze z napadami lekowymi i niejednokrotnie mam ochote umrzec. Dodatkowo jestem sama, maz pracuje za granica. Nie tylko boje sie faktu ze ja bede wymiotowac, ze to jest ochydne, nie tylko ze bede musiala sprzatac i patrzec na wymioty, ale tez doszedl strach o to ze jesli mi by tak nie daj Boze bylo niedobrze to nie bede miala sil sie zajac dzieckiem (ma 10 miesiecy). Od kilku dni jeszcze jest mi koszmarnie niedobrze. Nie radze juz sobie kompletnie. Nie wiem co robic. U psychologa leczylam sie raz jako nastolatka. Nie pomogl mi na domiar wszystkiego prawie mnie wysmiala i powiedziala ze musze zwymiotowac i bedzie po strachu. Ot wielka pani psycholog.