Skocz do zawartości
Nerwica.com

Natalii44

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Natalii44

  1. Widzisz... Są dwie opcje opcje. Albo jesteś homoseksualny i, mimo swoich 17 lat, nadal nie wiesz, jakiej konkretnie jesteś orientacji, a nie możesz dojrzeć do tego i dlatego nie akcpetujesz myśli, że mógłbyś być gejem. Albo jesteś heteroseksualny, a twoje myśli są wynikiem nerwicy, natręctwa. Może to mieć związek z jakimiś doświadczeniami z dzieciństwa czy patologią w domu. To kształtuje umysł i charakter młodego człowieka, ale niekoniecznie wzięły sie te myśli stąd. Przyznajesz, że te myśli cię gnębią, ''napadają'', nie możesz ich opanować, ale na ogół nie marzysz o żadnych mężczyznach. Brzydzisz się swoich myśli, tak? Ale powiedz... Czy to wstręt tylko do samych myśli, czy na ogół brzydzisz się homoseksualizmem? Jaki masz stosunek do tego. To ważne.
  2. To samo, skrzywione myslenie nie daje mi spokoju -.-
  3. Właściwie nie wiem, czy to coś poważnego, ale czuję, że tak nie powinno być. Codziennie wieczorem, zanim pójdę spać, muszę posprawdzać w kuchni kuchenkę - czy przypadkiem nie ulatnia się gaz, ale to nie jest tak, że sobie spojrzę i pójdę. Nie. Stoję tam i wpatruję się w każdy kolejny kurek i od rauz zauważam, że przekrzywiony - poprawiam... Ale znowu nie tak! Stoję tak przez kilka minut, potem dochodzi uczucie zlości i zdenerwowania i robi mi się gorąco, bo jestem senna, chce się położyć, a nie mogę! Potem sprawdzam balkon... czy domknięty, bo jeszcze coś się stanie mojemu zwierzakowi (wyskoczy z okna i się zabije, od razu mam obraz tragedii przed oczami). Później sprawdzam drzwi - czy wszystkie zamki są zamknięte, czy, aby na pewno dobrze widzę... A potem w łazience gaz. Boję się, że będzie się ulatniał z piecyka, bo może być przecież zepsuty, a będę spać i nie poczuję nawet, a rano nie wstanę... Ogólnie jestem niespokojna, jeśli wszystkiego nie sprawdzę i to nie jest odpowiednie. Czuję się tu bezradna wobec swoich słabości. W dodatku boję się śmierci. Nie tylko swojej (chociaż także, bo mam wrażenie, że zaraz zginę, nie wiadomo czemu), ale także bliskich. I nie z powodu straty... Że będę musiała żyć bez tej osoby, że będę płakać, że będę zamotna... Boję się śmierci w innej formie. Żyję w domu ze starszą osobą i w nocy boję się przejść przez jej pokój, bo co, jeśli nie oddycha? Co, jeśli umrze? Może w każdej chwili - ze starości. A mnie przeraża wizja spuchniętego sinego ciała i stęchlizny wokół. Nie mogę znieść trupów i potem bałabym się mieszkać w tym domu, myśląc, że ta osoba bedzie mnie straszyć. Pewnie przestałabym się interesować nauką, jedzeniem, czymkolwiek... Załamałabym się. Czuję to. Mam słabą psychikę... To złe. To chore i wręcz śmieszne, wiem, ale nie mogę pochamować. Moja wyobraźnia jest tak bujna... a psychika... skrzywiona? Co robić?! Mam nadzieję, że ta osoba umrze za kilka lat... Kiedy ja się zdążę wyprowadzić stąd... ;<
  4. Spodobała ci się dziewczyna i nie wiesz, czy wasz związek się uda, bo ty masz wizje, że może jesteś homoseksualny... To brzmi dziwnie. Sprecyzuuj. Masz fantazje z chłopakami? Marzysz czy śnisz o nietypowych relacjach z mężczyznami? Czujesz, że mógłbyś się... zauroczyć w osobie tej samej pci? Idziesz ulicą, widzisz jakiegoś chłopaka i stwierdzasz "tak, ten jest naprawdę przystojny... seksowny. Chciałbym... Cokolwiek." ? Jeśli tak, to znaczy, że masz problem, bo twoje myśli cię przerażają, a ty sam nie wiesz, kim i jaki jesteś. Lubisz dziewczyny i podobają ci się, a z drugiej strony... Rozważałeś opcję, że możesz mieć skłonności biseksualne? Może to jest odpowiedź. [Dodane po edycji:] Określasz to jako nerwicę, bo bardzo cię te myśli dręczą, tak? Skoro nie możesz się od tego uwolnić i gnębią cię dziwne odczucia, to wizyta u specjalisty moglaby isę okazać dobrym rozwiązaniem. Może pomógby ci dojść do jakiegoś jednoznacznego wniosku.
  5. Ja mam tak : Czuję się nielubiana, mimo że mam kilku dobrych znajomych. Nie jestem jednak nieśmiała - właśnie odwrotnie - w grupie, którą znam, jestem tą, co najwięcej gada, śmieje się, itd. I to nie jest na pokaz, czy, że jestem wtedy 'sztuczna' - ja po prostu w tym danym momencie czuję się dobrze i swobodnie, aby się śmiać i bawić. Ale wracam do domu i nagle, wieczorem na przykład, następują takie chwile, że nie mogę opanować się od łez ; łez złości. Burzy się wewnątrz mnie jakaś wielka złość do wszystkich i wszystkiego, nawet najmniejszych rzeczy i również do siebie; popadam kompleksy i denerwuje się, nie mogę niczego zrobić, bo myślę ciagle o tej jednej mojej niedoskonałośic, potem wyleczę się z jednej, wchodzę w drugi kompleks. Mam wieczne zażalenia do siebie i swojego wyglądu, swojego "ja''. Nie akceptuje się do końca, mimo że wiem, że mam kilka zalet, że mam coś, czego inni mogliby mi pozazdrościć, ale to mnie nie cieszy wystarczająco. Źle się czuję ze sobą i to jest złe, ale nie mogę z tym nic zrobić, a moja rodzina uważa, że wymyślam głupoty i to nie są ważne sprawy. Jestem na ogół jednak otwarta - potrafię dużo o sobie mówić i czasem za dużo... A potem boję się, że ktoś mnie będzie znał za dobrze i że to wykorzysta. Mam wrażenie, że powinnam stanowić dla innych sekret w pewnych kwestiach, a zbytnio o wszystkim mówię, co dotyczy mojej osobowości. Mówie to chyba tylko po to, aby doznać ulgi, że ktoś mnie wysłuchał. Tak, jak teraz - na tym forum. I tak mało kogo obchodzi to, jak się czuję, a mimo to piszę, mając wrażenie, że to mi pomoże. Złudzenia. I podobnie, jak Ty, boję się odrzucenia! Nie chcę ufać ludziom i nie chcę się z nikim wiązać, bo boję się tego, że nie wyjdzie, że będę zraniona, że będzie boleć... A ja nie chcę. I chciałabym się znieczulić, nic nie czuć, zobojętnieć, aby móc być z kimś, a nic mnie nie wzruszało, a to ja mogłabym tylko ranić. To ochydne, wiem. Mam takie coś, że uważam wszystko za skomplikownae - bycie w związku? Niee! Przecież o to trzeba dbać, albo może sie coś tej osobie we mnie nie spodobać? to zbyt skomplikowane! Chciałabym dazyć do swojego marzenia (a mam takie), ale nie mogę i ostatnio właśnie zrezygnowałam z czegoś, co było dla mnie ważne, bo po prostu nie miałam sił, aby podołać temu - to dla mnie zbyt skoplikowane. Wolę nie robić nic, myśleć, siedzieć i tyle. Nie chcę i boję sie rutyny, a mimo to w nią popadam i ona jest taka przyjemna.... Czy tkoś ma takie odczucia, jak ja? / przepraszam za wszelakie błędy; piszę na szybkiego ;>
  6. Mam identyznie. Znajduje sobie problem, tworze kompleksy, a gdy się z nimi uporam, znajduje nowe. Czysta autodestrukcja i nie mogę nad tym zapanować. ; / Strasznie się z tym męczę. Co z tym robić?
  7. Mam identycznie; raz myślę sobie, że wszystko jest dobrze, a potem - buuuuumm... I jest tragicznie, i aż nie chce się żyć. Taka huśtawka nastrojów.
  8. Mam niemal wszystkie objawy, ale nigdy nie byłam z tym u lekarza, a moja rodzina (rodzice) uważają takie problemy za błahe. Najważniejszy jest dach nad głową, to, że mam co - za przeproszeniem - zeżreć i nie chodzę goła. Problemy, kompleksy i całe "ja" ich nie obchodzi, a ja sama szybko się zniechęcam, aby cokolwiek w tym kierunku zrobić. Czy mogę stwierdzić więc, że cierpię na tę chorobę...? ; <
  9. Właśnie zastanawiam się nad swoją sytuacją i mam pytanie - ja sama ważę 66 kg i mam (około) 164m wzrostu, więc jestem stosunkowo niska. Mam lekką nadwagę, a ostatnio coraz bardziej mi to przeszkadza; dobieranie ubrań, najbardziej spodni, stanowi problem, a źle sie czuję ze sobą. Jestem nerwową osobą i wszystko mnie zniechęca. Źle się czuję przez swój wygląd, a trudno mi to zmienić. Mimo, że nie mam wielkiej wagi to, jednak na mnie widać te kg dużo mocniej (może przez wzrost) i bardzo mnie to irytuje. Ograniczam teraz słodycze, wszelkie fastfoody (bo zdarzało się jeść) i jem znacznie mniej chleba, nie jem żadnych sosów, śietany, majonezu, itd. Do tego staram się pić więcej wody, nie jeść trzy godziny przed snem i posiłki dzielić na 4 , 5 razy po ok. 3 godziny. A przy tym nie dojadać międyz posiłkami. Ruch... Trudna sprawa. Mam mało czasu, a dużo zajęć do wykonania. Nie mam czasu na biegi rano, a roweru nie mam. Mogę co najwyżej poćwiczyć trochę w domu jakieś ćwiczonka i spracery... Ale tylko w weekend, gdy często wychodzę ze znajomymi. To wszystko. Chyba, że wliczyć wf, ale mało na nim ćwiczymy. Czy, wprowadzając w życie takie zasady, można schudnąć? Bez jakieś szczegółowo ustalonej diety? Bez większego ruchu, ograniczania kalorii konkretnego? Bo nie chcę sobie odmawiać tego, jesli nie pomaga to. Chciałabym zrzucić kilka kg w kilka miesięcy, ale bardziej zalezy na tym by efekty było widać w lustrze, a nie na wadze ;> Napisałaś, że prosta zasada Mniej Żreć Tylk to wystarczy, aby schudnąć?
×