Skocz do zawartości
Nerwica.com

niepewna siebie

Użytkownik
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez niepewna siebie

  1. Dziękuję serdecznie. Sukcesów znalazłoby się więcej, ale zostawię coś na inny, ponury i deszczowy dzień. :) Choruję od 3 klasy gimnazjum, przestałam wychodzić z domu w wakacje po 2 liceum, a teraz mam 21 lat, więc... około 5 lat dochodziłam do tego, co jest teraz. Chociaż właściwie koło 4, bo już od roku jest naprawdę dobrze. Ps. Jestem po trzech psychoterapiach i uważam, że każdy powinien tego spróbować. Działa!
  2. Potrzeba poprawy humoru, więc i ja się pochwalę -nie każę chłopakowi całą drogę powrotną rozmawiać ze mną przez telefon -wychodzę z domu -funkcjonuję bez leków -studiuję, chociaż bywa ciężko -często wychodzę do ludzi, mam dość sporo znajomych -nie rezygnuję z Mszy Św. mimo, że w Kościele mam paskudne lęki -walczę z erytrofobią i zauważam minimalną poprawę W sumie kiedy porównuję to, co jest z tym, co było zauważam ogromny sukces. :)
  3. Hehe, tyle, że on portkami za mną nie trzęsie, jedynie ja za nim. Dziękuję za wszystkie rady. Postaram się skorzystać, choć pisałam wyżej, że samo zajmowanie się czymś nie przynosiło dobrych rezultatów. Nie wiem, liczyłam chyba na jakąś dobrą książkę, albo ludzi, którzy przechodzili coś podobnego i ostatecznie dali sobie z tym radę. I jedna z Was ma rację - nie tylko gdy mnie odprowadza, ale ogólnie, gdy chodzi gdzieś wieczorami lub (nie daj Boże!) nocami - mi włącza się panika. Nawet teraz odczuwam lekki niepokój, bo poszedł na kosza kilka godzin temu i nadal nie dał znać. Mimo wszystko dziękuję, staram się z tym walczyć każdego dnia. :)
  4. A może przeczytałybyście najpierw czym jest zołza wg książki, którą podałam? :) To miła, cudowna istota, która jednak potrafi żyć swoim życiem, nie wydzwania non stop do ukochanego, pozwala mu za sobą zatęsknić. Nie ma się po co burzyć, lepiej po prostu sprawdzić. :) A popychadło? Niemiłe określenie, tym bardziej kiedy zdajesz sobie sprawę, że nim jesteś... Ale dla faceta typowa miła dziewczyna, która żyje tylko dla niego z czasem właśnie tym się staje... Nie mówię, że Dominika jest popychadłem, nie daj Boże! Mówię, że kiedyś jej facet może dojść do takiego wniosku (gdy zmęczy go jej paniczny lęk, nieumiejętność radzenia sobie bez niego... Oby jednak nie, bo są na świecie różni mężczyźni, ale książkę tak czy siak polecam - może dać autorce postu do myślenia. :)
  5. Droga Dominiko. Miałam identyczny problem i do dziś w pewnym stopniu się z nim borykam. Ale musisz uświadomić sobie, że: TWÓJ CHŁOPAK NIE MA SWOJEGO ŻYCIA OSACZASZ GO ZAMIAST ŻYĆ SWOIM ŻYCIEM, ŻYJESZ JEGO ŻYCIEM. Pewnie wciąż myślisz tylko o nim, zastanawiasz się, kiedy znów przyjedzie, zadzwoni itd... Wyobraź sobie jednak, że kiedyś możesz go utracić (tfu, tfu, nie życzę, ale życie pisze różne scenariusze) i co wtedy? Nie wiem, czy to zniesiesz, czy będziesz w stanie się podnieść i żyć dalej. Nie namawiam, byś nagle zaczęła się otwierać na wszystkich ludzi wokół, ale kilka znajomych osób to dobre rozwiązanie, by nie rozmyślać cały czas o ukochanym. :) A przede wszystkim goraco polecam Ci ksiażkę "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" (powinna być na chomiku). Zauważysz, że jesteś przykładem typowej miłej dziewczyny, popychadła i pewnie postarasz się zmienić choć odrobinkę w zołzę... dla dobra Waszego związku. Powodzenia, mam nadzieję, że nie byłam zbyt ostra, ale strasznie współczuję-zarówno Tobie, bo wiem jak to jest, jak i Twojemu chłopakowi-bo wiem, jak to jest znosić takie natręctwo.
  6. Witam wszystkich serdecznie. To mój pierwszy post na tym forum, właściwie założyłam konto właśnie po to, by się tym z Wami podzielić. Chciałabym dodać, że znam już dość dobrze swoją chorobę, swoje lęki. Odbyłam w swoim życiu trzy terapie, brałam kilka rodzajów leków psychotropowych (wszystkie uważam za straszne, uzależniające świństwo), przeczytałam masę świetnych książek psychologicznych. Nie jestem laiczką, nie jest tak, że nie wiem co się ze mną dzieje. Ale jest jedna rzecz, z którą nie mogę sobie poradzić i która właściwie narasta z każdym dniem. Mam wspaniałego chłopaka, jesteśmy razem trzy lata, no i co wieczór jak prawdziwy dżentelmen (:))odprowadza mnie po randce do domu. Mieszkamy w tym samym mieście, pieszo to jakieś 20 minut drogi. Zawsze, gdy wraca, ja się trzęsę, walczę z drżeniem rąk, nadmierną potliwością i koszmarnymi wizjami, że coś mu się stanie, że... umrze. Z tyloma już ludźmi o tym rozmawiałam, z chłopakiem oczywiście też, był czas, że rozmawialiśmy CAŁĄ drogę przez telefon, ale... naprawdę nie chcę przesadzać, nie chcę się zachowywać jak paranoiczka. Patrzę z boku i myślę sobie-co może mu się stać w niedużym mieście, jest dorosłym, odpowiedzialnym FACETEM (z kobietami chyba może być gorzej). I widzę, że to śmieszne i niedorzeczne, nic mu się do tej pory nie stało! Obecnie po prostu daje mi sygnał jak dochodzi do domu, ale to oczekiwanie na sygnał to dla mnie horror. Wiadomo-próbuję się czymś zająć, zabić czas, ale te myśli bywają takie męczące... Chciałabym się z tym uporać, bo właściwie na każdym spotkaniu z nim myślę już o tym, co będzie później. W sumie nawet nie wiem, czy ja nie boję się bardziej swoich lęków niż tego, że może mu się coś stać. Czy ktoś ma podobnie? Czy jest na to jakiś złoty środek? Dodam, że terapie nie pomogły. Zobojętniające leki psychotropowe-owszem, ale zanik uczuć, zanik libido, wzrost masy ciała, brak empatii, uzależnienia itd. - ja podziękuję. Zresztą kto z powodu panicznych lęków o jedną bliską osobę rzucałby się zaraz na leki? wierzę, że istnieją mniej drastyczne środki.
×