Dzień dobry .
To chyba dobry dział , żeby napisać co sie u mnie dzieje jak się czuje itp.
Zacznę od tego że mam 32 wiosenki , od trzech lat jestem mężatką a od roku matką ślicznej córeńki z której niestety nie umie się cieszyć ale o tym później
A więc problem zaczął się od tego że miałam ojca alkoholika , od najmłodszych lat patrzyłam jak wraca z pracy pijany, ale to jeszcze nic najgorsze było to że znęcał i bił matkę , mnie i siostrze tez czasem się dostało ale rzadko bo przeważnie matka nas osłaniała przed ojcem Po 13-tu latach (po tym jak ojciec pobił na moich oczach mamę prawie do nieprzytomności tylko dlatego że wóciła później z pracy bo ktoś robił imieniny) , powiedziała dość i w końcu mieliśmy spokój , chociaż nie do końca bo niestety mieszkał w tej samej miejscowości i jak tylko zobaczył mame na ulicy to jej ubliżał ile sie dało i od najgorszych .
My z siostra nie chciałyśmy mieć z nim nic wspólnego ale niestety mama kazała nam do niego chodzić bo to ojciec . Teraz po wielu latach cały czas powtarza że tego żałuje .
Nasz spokój skończył sie po roku , wprowadziła się do nas babcia (mamy mama) której tez wszystko nie pasowało , a to za długo sie światło świeciło , albo za duzo wody z kranu leciało itp. No i zaczął sie kolejny ciężki okres , marzyłam żeby wyjść za mąż i wyprowadzić się byle jak najdalej od domu .
No i moje marzenia się spełniły , tyle tylko że weszłam z deszczu pod rynne
Męża poznałam na plenerowej imprezie , znajoma sobie postawiła za cel nas poznać , spotykaliśmy sie przez pół roku i podjęliśmy decyzje o ślubie , ze względu na dużą odległość od siebie (mieliśmy do siebie 200 km) .
Pobraliśmy się po roku znajomości , wydawało mi się że wreszcie będę mogła o sobie decydować , robic co chce itp .
Niestety bardzo się myliłam , zamieszkaliśmy z teściami mimo że ja tego nie chciałam , ale mąż mówił że jakoś będzie , szybko wykończymy górę i będziemy na swoim .
Niestety minęło prawie trzy lata a my nadal jesteśmy na piętrze z teściami w dodatku teściowa okazała się człowiek który zawsze ma racje a nie daj Boże się sprzeciwić to jest od razu obraza (a mąż mimo że jest bardzo dobrym człowiekiem i dużo mi pomaga to niestety nie umie sie odezwać do swojej mamy tylko patrzy jak mnie wykańcza i nigdy jeszcze się nie odezwał albo stanął po mojej stronie , umie mi tylko powiedzieć żebym się nie przejmowała ) :(
Póki nie było dziecka to jeszcze sobie dawałam rade , ale jak się pojawiła córeczka na świecie to już nie umiałam powstrzymać nerw . Po porodzie w domu byłam raptem tydzień i musiałam wracać do szpitala bo dostalam 40 stopniowej gorączki i nikt nie umiał powiedzieć czemu , ja wiedziałam że to przez nerwy , teściowa jak tylko córeczka zapłakała to leciała i wyrywała mi ją z rąk doszło w końcu do tego że jak mała zapłakała to zaczynałam się cala trząś bo wiedziałam że nie minie chwila i juz ta wleci i mi wyrwie córeńkę z rąk Oczywiście mąż milczał
Doszło do tego że zaczęłam chudnąć w oczach , mdleć itp .
Poszłam do lekarza , dostałam leki i po jakimś czasie się wyciszyłam , pomyślałam że już jest ok i przestałam brać leki i tu zrobiłam błąd moje leki przed teściową i nerwy wróciły z większą mocą
Wynik jest taki że chciałam sobie zrobić krzywde na oczach męża , kurcze aż wstyd o tym pisać Zaczęłam od nawa brać leki ( byłam u psychiatry ) ale biore od kilku miesięcy i nie widze wielkiej poprawy
Wczoraj np . teściowa mi powiedziała że moje dziecko jest głodne , a godzine wcześniej dostała jajeczko . Kolejne pouczenia i stwierdzenia że źle się zajmuje dzieckiem że jestem złą matką itp. czuje sie jak śmieć , nie mam poczucia własnej wartości
I znowu wpadłam w szał i znowu zaczęłam wyłupywać tabletki z listków i sie dusić sznurkiem .
Mimo że męża kocham to szleje na jego oczach i daje mu nieźle w kość , mam do niego ogromny żal że się nic nie odezwie i że się nie chce wyprowadzić Powiedziałam o tym to kazał mi sie samej odezwać , ale jak ja coś powiem to jest taka obraza że się odechciewa wszystkiego a o wyprowadzce nie chce słyszeć Najgorsze jest to że o niczym inny nie myśle w takich chwilach tylko o tym żeby ze sobą skończyć i nawet ta mała słodka istotka jaka jest moja córeńka nie działa na mnie jako motyw że mam dla kogo żyć i być
Wiem z autopsji że za kilka dni mi przejdzie , ale boje się że kiedyś jednak nie przejdzie i dojdzie do tragedii
Pomóżcie .