Skocz do zawartości
Nerwica.com

wrazliwy

Użytkownik
  • Postów

    186
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez wrazliwy

  1. Wstałem, wyspałem się w miarę, nie mogłem zasnąć ponownie rano, gdyż zaczęły mi się pojawiać pewne myśli, musiałem walczyć z nimi by je stłumić, i mimo, że nie były silne i burzliwe, to jednak doszedłem do wniosku, że nie zasnę jednak już ponownie. No nic taka moja natura teraz hehe.

    A jak się dzień szykuje? Beznadziejna, ponura pogoda. Zamierzałem pójść na basen i zrobić zakupy w supermarkecie - chciałbym skorzystać z wolnego weekendu. Ale pogoda nie zachęca do wyjść...

    Poza tym jedna koleżanka (koleżanka koleżanki) chce się ze mną zobaczyć, a mi z 2 powodów - kręcę obecnie z inną dziewczynę i nie wiadomo czy coś z tego będzie. No i zachowanie, styl bycia tej koleżanki średnio mi odpowiada... Zastanawiałem się nad tym i raczej według mojego sumienia, doświadczenia i woli - nie spotkam się z nią.

    Ale pogoda jest do d**y, ble :?.

  2. Mój dzisiejszy dzień: trochę za krótkie spanie (ale spoko, da radę), teraz przede mną dzień pracy, zrobienie sobie obiadu, wieczorem kolacja i pewnie siedzenie przed kompem, a także w międzyczasie próby odłączenia myśli od pewnych spraw.

  3. Dobrzańska, rozumiem Cię doskonale. Niestety, musimy zrozumieć w życiu, że odrzucenie jest nieodłącznym elementem stosunków z płcią przeciwną. To jest święte prawo drugiej osoby, jej wolna wolna, jej decyzja. I to nie znaczy, że jesteśmy gorsi od kogoś innego, tylko że nie trafiliśmy w gust tej drugiej osoby. Świadomość tego pomaga trochę i może być podstawą do przełamywania się w tej kwestii.

     

    mikamika, może po prostu zbieg okoliczności i brak okazji do randkowania? Nie łam się, tak czasem bywa.

  4. suicidesilence, właśnie jest tak jak piszesz.

    Dzięki dystansowi czuję się bezpiecznie. Zmniejszając dystans i angażując się, czuję się w niebezpieczeństwie: że zostanę odrzucony: nienawidzę być odrzuconym gdy się angażuję, gdy zaczynam coś czuć - powoduje to u mnie nasilenie się objawów nerwicy, lęku, niepokoju. :( Lękam się tego - nie wiem czy to wynika z doświadczeń czy z powodu tego co się wydarzyło u mnie w wieku 0-5 lat dzieciństwa.

    Dlatego mimo, że się trochę zaangażowałem, dla własnego komfortu psychicznego i z powodu mojej nerwicy - najchętniej chcę znowu się zdystansować, nabrać dystansu do tej relacji. Gdyż nie jestem jeszcze pewien słów tej dziewczyny, jej czynów, a to co teraz ma zrobić przyprawia mnie o nerwy. Dlatego muszę wrócić do tego co było wcześniej - zdystansować się.

  5. marciatka, zgadzam się z tym co napisałaś. To są mądre słowa.

     

    Dlaczego analizujecie swoje uczucia? Rety, mam wrażenie, że siedzi tu tłumek tylko i wyłącznie piętnastolatek. W tym wieku uważa się, że analizowanie tego, co czuje się do danej osoby to bardzo dojrzałe podejście do miłości.

    A tu figa.Trzeba po prostu czuć to, co się czuje, spędzać dużo czasu razem i, co najważniejsze, skupić się na TEJ OSOBIE w końcu, a nie cały czas dłubać w swoim wnętrzu. Ludzie z nerwicą są strasznie skupieni na tym, co odczuwają. I nie pławmy się w swoich problemach z psychiką, tylko próbujmy żyć w miarę normalnie.

     

    Tak, nawet po sobie widzę, że za szybko, za często skupiam się na tym co ja czuję, co się we mnie dzieje, także jak i czemu cierpię.

    Masz rację - pora przestać "dłubać w swoim wnętrzu", skupiać się na sobie - róbmy to co chcemy robić, czujmy to co czujemy - żyjąc normalnie. Od siebie dodam, że zachowujmy przy tym zdrowy dystans.:smile:

  6. Czemu gdy zaczynam coś czuć do drugiej osoby, to gdy wysuwam to na wierzch, np. gdy myślę o niej za dużo, gdy powiem, że mi zależy - to później czuję się źle? Gdy pokazuję swoje emocje, gdy mi zależy - to czuje że pokazuję swoją słabość, że można mnie zranić. :( Dlatego tak chciałbym stłumić w sobie rodzące się emocje. Dopóki trzymam dystans do znajomości jest ok, ale gdy zaczyna się we mnie coś rodzić to już jest źle, a gdy o tym powiem, pokażę to drugiej osobie - to zaczynam mieć doła.

     

    Skoro zaczątki relacji z kobietą, możliwość zaangażowania, przynosi mi cierpienie - to po co się otwierać i angażować?

     

    Niby ta dziewczyna widzi i wie, że ja się nie otwieram, że tak już mam, niby rozumie, ale jednak...

     

     

    Może ktoś z Was tak ma/miał? Może ktoś chce się podzielić swoimi doświadczeniami, wrażeniami?

     

    P.S. Chciałem się wygadać i zaprosić do dyskusji bardziej jak poradzić.

  7. -asia-, no właśnie - czyli to co przeżyłaś, czego doznałaś w dzieciństwie odbija się w Twoim obecnym życiu. Skoro nie zaznałaś miłości w dzieciństwie, skoro nie wpojono Ci poczucia własnej wartości a wręcz przeciwnie tłamszono ją - to jak teraz masz wierzyć w to że jest inaczej. Pochłonęłaś jak gąbka fałszywe przekonania o Tobie samej, i ta "toksyczna" woda siedzi w Tobie nadal. Trzeba wypłukiwać konsekwentnie tę wodę tak by gąbka stała się czysta i twarda.

    Jeśli uwierzysz w swoją wartość, w swoją siłę - to żaden komplement, żadna krytyka nie będzie Cię urabiać jak plastelinę. Bo już plastelina nie będziesz.

    Heh, trochę poleciałem poetyckim opisem, ale chciałem to przekazać wyraźnie. :smile:

     

    No a ja jestem z Warszawy, heh. ;)

  8. Malheureuse, Ty za niego jego problemów nie rozwiążesz, nie łudź się. On sam musi się z tym uporać. Rozumiem, że masz szczytny cel wyciągnięcia go z tej sytuacji, ale to zadanie należy do niego albo do psychoterapeuty. Skoro jesteś z nim 1 rok czasu - to chyba też już Ci ukazało pewne sprawy.

     

    Czy jesteś tak zaślepiona miłością do niego? Czy tak bardzo boisz się samotności?

     

    Nic na siłę, nie sprawisz, że brzydka ropucha stanie się pięknym księciem. Życie to nie bajka.

  9. -asia-, tą podwaliną może być na przykład poczucie własnej wartości, wiara w to, że jesteś tutaj taka jaka jesteś, że jesteś kochana i akceptujesz siebie.

    A jak u Ciebie było w przeszłości? Zaznałaś wystarczająco dużo miłości w dzieciństwie, w życiu?

    Odnośnie udawania - Czy kiedykolwiek czułaś, że ktoś Cię kocha, bardzo lubi za to jaka jesteś naprawdę, za to jaka jesteś naturalnie?

     

    Nie wiem skąd Asiu jesteś, więc nie wiem czy mi do Ciebie daleko. Ale do Korby trochę tak, daleko.;)

  10. Malheureuse, przeczytałem Twoją wypowiedź i całą sytuację widzę tak - napiszę krótko i konkretnie:

    Twój facet - w wieku 29 lat mieszkający z rodzicami, nie pracujący, siedzący na garnuszku rodziców, nie mający wykształcenia, nie chcący podjąć studiów jakichkolwiek, uzależniony dodatkowo od gier komputerowych. Jest on typowym trutniem, pasożytem, leniwcem - wykorzystującym swoich rodziców, wykorzystującym Ciebie, swoją dziewczynę. On nie jest mężczyzną, on jest dużym dzieckiem, który czeka na opiekę, pieniądze od innych. On ma 29 lat! W tym wieku normalni faceci pracują, mieszkają sami, sami się utrzymują, są niezależni.

     

    Jedynym właściwym wyjściem, najlepszą rzeczą jaką możesz zrobić jest... rzucenie go tu i teraz. Jeśli chcesz Twojego dobra to tak zrób, a jego zostaw i niech się kisi we własnym sosie. Jest jeszcze iskierka nadziei, że Twoje odejście może go walnąć w łeb, oświecić go nagle i może przejrzy na oczy - ale w to też wątpię.

    Doradzam Ci to nie dlatego, że rzucam słowa na wiatr, ale dlatego, że chcę Ci dobrze doradzić i żebyś była szczęśliwsza.

  11. -asia-, oj jak się cieszę, że moje słowa Ci sprawiły przyjemność jakąkolwiek. :smile:

     

    Rozumiem, że potrzebujesz miłości, ciepła, bliskości. Wiem co to znaczy. Ale może przynajmniej na chwilę obecną postaraj się poukładać sobie pewne sprawy w sobie, wewnątrz siebie, postaraj się pokochać siebie i samej odnaleźć sens istnienia.

    Nie ma sensu udawać czegoś co nie jest prawdą - bo prędzej czy później to wyjdzie na jaw i będzie przykre. Ważne jest wyrażenie własnej złości, własnego bólu, własnych emocji. Co Cię boli?

    Poza tym ważne jest znalezienie jakiejś podwaliny do której będziesz wracać gdy będzie Ci źle. :smile:

     

    Korba, Tobie też ślę ciepły uścisk i szkoda, że często czujesz się samotna, wiem co to znaczy. I mnie też sporo osób denerwuje, jakby co.;)

×