Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nathalie

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nathalie

  1. Zjadłam WIECZOREM rybę i nie zwymiotowałam.
  2. Dziewczyny, zachęcam do opisywania swych sukcesów! To przecież niezwykle ważne, a i tym możemy siebie nawzajem motywować. Zaczynam brać wszystko na poważnie i w końcu zauważam, przedzieram się przez mgłę, w której nie dostrzegałam negatywnych aspektów choroby. Zaczynam. Pierwszy raz od półtora roku udało mi się nic nie zjeść na noc. Mam nadzieję, że ten wieczór będzie motywacją na dzień jutrzejszy itd. Idę szybciutko pod prysznic, żeby czasami się na nikogo nie wkurzyć (: Czekam na wasze odpowiedzi i mam nadzieję, że będzie się tu roiło od sukcesów, mimo jesieni i zbliżającej się zimy.
  3. Dziewczyny (i chłopaki) mam dwie takie książki: http://www.empik.com/bulimia-program-terapii-myra-cooper-gillian-todd-adrian-wells,2660,ksiazka-p Jeśli któraś chcę, podajcie adres, wyślę za darmo. Jest czyściutka bez żadnych zapisków. Nowiutka książka. Śmiało pisać.
  4. To trochę jak ja zyciowapokuta, w tym, że nie miałam anoreksji. Bulimie mam od trzech lat i wymiotuję do 7 razy dziennie maksymalnie, przeważnie jest to 4-5 razy. Początkowo ważyłam 57 kg, schudłam do 54, przytyłam do 62 i wtedy wielkie przerażenie i coraz częstsze wymiotowanie, schudłam do 51. Organizm przyzwyczaił się do małych ilości jedzenia (dostarczam bardzo dużo kalorii, ale potem 3/4 jest zwrócone, na pewno nie wszystko). Jesteś zrozpaczona, co wnioskuje po Twojej wypowiedzi, ale nie chcesz pomocy? Kurczę... to chyba jak większość z nas. Co myślisz o leczeniu? Nie masz mobilizacji, jak piszesz, czego więc oczekujesz? Jak mamy Ci pomóc? Jak to widzisz? Potrzebujesz rozmowy?
  5. Nathalie

    Nawroty

    Od kwietnia 2008 do czerwca nie wymiotowałam, nie pamiętam tych dwóch miesięcy, ale pamiętam dzień, w którym znów zaczęłam, a była to kłótnia z mamą, powiedziałam wtedy, że zrobię JEJ na złość (ona przecież nie wiedziała). Płakać mi się chcę jak sobie o tym przypomnę. Jak to jest? Chęć zrobienia SOBIE na złość, choć w podświadomości świta, że to nie my, że to nie dla nas, tylko przeciwko im wszystkim. Zdecydowanie przerażające. Czy da się pokonać chorobę, "nawroty" bez silnej woli? Bez wiary we własne możliwości? Chyba nie. Przepraszam za pesymizm. Myślę, że jeśli jesteśmy w stanie zaakceptować siebie, wśród kilku pozytywnie nastawionych twarzy, od których bije światło nadziei jesteśmy w stanie zrobić wszytko. Myśl, że ma się siebie i oprócz tego osobę (osoby), które wspierają Cie jeszcze bardziej... Nie mówię o rodzinach, oni często zawodzą. Niestety. Zazdroszczę tym, którzy mogą na nich liczyć i radziłabym to wykorzystać.
  6. Kleome,Wewnętrzny strach przed końcem i afektywny uśmiech spowodowany o końcu albo jeszcze głębszym pogrążeniu. Jej... rozumiem Cię tak doskonale! I to swoje "ja", które jest żenujące, ale jakże dla nas głębokie i tajemnicze, tylko nasze... Masz już lat 18? Chorujesz dłużej niż dwa lata?
  7. Nathalie

    X czy Y?

    kawa Yann Tiersen czy Philip Glass
  8. Czy bez tego byłoby inaczej, lepiej, czasem weselej w takim razie? Czy nienawiści i smutku można się wyzbyć, totalna abstrakcja! Z pierwszym psychologiem nie współpracowałam, przyznaję. Z drugim jak najbardziej, były terapie rodzinne, wydawało mi się, że jest fajnie, w tym, że moja rodzina kopała mnie w tyłek jeszcze mocniej, niż ja sama to robiłam, za każdym razem kiedy sięgałam po ciastko, owoc, cokolwiek były wyrzuty, że marnuje pieniądze, że robię to na złość. Wtedy było jeszcze gorzej. Przede wszystkim już nie było mnie stać na rozmowę z nimi, a na wsparcie mamy liczyć nie mogę, ona ciągle sobie wmawia, że wszytko jest w porządku, tylko mam humory. Wiem, że mogę jedynie sama sobie pomóc, ale brak mi mobilizacji, dla mnie wszystko jest beznadziejne, tylko wciąż tkwi nadzieja, że to może przez bulimię.
  9. Na bulimię choruję od roku 2007. W najgorszych momentach wymiotowałam do 7-8 razy na dzień, teraz 4-5 to góra. Choroba ta niesamowicie ogranicza, choćby chęć rozwinięcia pasji-jest niemożliwa... jedzenie. Wydaję mi się, że nie jestem jeszcze gotowa na walkę, nie mam wystarczająco dużo siły by próbować, jednak pragnienie wyzwolenie się z objęć tej parszywej bestii, która pozwala ujarzmić moje stany emocjonalne jest ogromne. Patrzę właśnie na idealne niebo i myślę... nie mogę wyjść na dłuższą chwilę, przecież będę zaraz zmęczona, będę głodna... Część mojej duszy jest zupełnie czarna, wypalona, obsiana grubymi warstwami węgla... Potrzebuję Waszych słów, nie tyle wsparcia co słów prawdy. Myślałam już o psychologu, ktoś kompetentny, kto mógłby mi pomóc. Za sobą mam trzech, z którymi zupełnie nie potrafiłam się dogadać. Jedynie będąc w klinice... tam była pewna Pani, z którą rozmawiało mi się miło, w tym, że słowa tej miłej Pani nie były silne. Potrzebuję apodyktycznej ręki w tej sprawie, która wskazałaby mi stronę wyjścia. Ciężko jest znaleźć kogoś takiego, a ja potrzebuję słów od Was moi drodzy, od ludzi doświadczonych, od tych, którzy swoje już widzieli i tych którzy po prostu słyszeli i chcieliby się z tym podzielić.
  10. Jestem ciekawa czy jest ktoś z okolic Rzeszowa, Stalowej Woli?
  11. Witajcie. Nie wiem od czego zacząć. Mam głowę przepełnioną pytaniami. Potrzebuję odpowiedzi, stąd moja obecność tutaj. Potrzebuję pomocy? Potrzebuję, jak najbardziej, ale nie potrafię z niej korzystać, nie potrafię jej wziąć, odebrać, nie potrafię z niej skorzystać... Dzisiaj cały dzień np. myślę o pewności siebie, a raczej o jej braku... ale z tym przejdę do innych założonych już tematów. Serdecznie witam wszystkich i dziękuję, że mogę z Wami być. Mam nadzieję bliżej Was poznać i porozmawiać, czasem może doradzić, opierając się na moich doświadczeniach. (: Do usłyszenia.
×