Skocz do zawartości
Nerwica.com

bardzo_smutna

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez bardzo_smutna

  1. Czy dla Ciebie terapia = wgląd i pełna świadomość, pogłębione życie? Ja zamierzam po prostu zmienić orientację terapeutyczną, np. na behawioralno-poznawczą, bo uważam, że terapia wglądowa, oparta na psychoanalizie przy takich objawach jak moje po prostu tylko je potęguje. Przyszłam zlikwidować określone objawy. Cierpię na zaburzenia osobowości, z dużym komponentem osobowości unikającej - chcę po prostu złagodzić objawy, a nie szukać przyczyn, zwłaszcza że w przypadku zaburzeń osobowości walka z ich przyczynami to walka z wiatrakami. Mam pretensje o to, że terapeuta nie potrafi uczciwie powiedzieć, że pewne podejścia terapeutyczne szkodzą w określonych rodzajach problemów. Nie wiem, jak wyglądają Twoje terapie, ale wierz mi, że problemem ludzi z taką osobowością jak moja jest wręcz za duży wgląd w siebie. Czasem właśnie brak świadomości może zwiększyć spontaniczność i pomóc... Staram się przez to powiedzieć, że jeśli chodzi o niektóre osoby, terapia oparta na zwiększaniu świadomości siebie po prostu szkodzi i zamyka na otoczenie, a nikt o tym nie uprzedza.
  2. dkładnie ,już wiesz ,że masz emocje teraz musisz się nauczyć z nimi żyć . Ekstra, tyle że na terapię nie idzie się po to, żeby totalnie się rozgrzebać i samemu się potem składać. Ja na terapię idę po to, żeby poprawić jakość swojego funkcjonowania na co dzień, a terapia na moje życie codzienne ma wpływ zdecydowanie negatywny. Robię się tylko coraz bardziej egocentryczna, skoncentrowana na sobie i swoich problemach, przez wieczne grzebanie się w sobie tracę kontakt ze wszystkimi i zainteresowanie otoczeniem. Jak gadałam o tym z terapeutką, to powiedziała, że "czasem tak bywa w terapii". Kłopot z tym, że ja tam poszłam między innymi po to, żeby bardziej zainteresować się światem i ludźmi, a nie tylko czubkiem własnego nosa, terapia mnie od mojego celu tylko oddala.
  3. Ja tak się zaczynam czuć już po 5 miesiącach terapii... Czuję, że coś się ze mną dzieje, zaczynam dopuszczać do siebie negatywne emocje... Problem tylko w tym, że straszliwie utrudnia mi to normalne funkcjonowanie, z czym wcześniej nie miałam problemów. Nie mam możliwości wyłączenia się całkowicie z codzienności i z kontaktów z ludźmi na 2 lata albo dłużej, żeby przejść terapię
  4. Witam, ja chodzę na psychoterapię mniej więcej od połowy września i do tego biorę Seroxat 20 mg. Na początku miała to być klasyczna terapia behawioralno-poznawcza, ale terapeutka stwierdziła, że to nie rozwiąże moich problemów i od tamtej pory jestem "leczona" Gestaltem. Piszę w cudzysłowie, bo czuję się od ładnych kilku tygodni po prostu strasznie. Czuję się rozdarta na kawałki, popadam w kompletnego doła, płaczę właściwie bez przerwy, rozpacz. Najgorsze jest to, że przez swój stan tracę stopniowo kontakt z ludźmi, oddalamy się od siebie nawet z dobrymi przyjaciółmi, czuję, że mój stan jest męczący dla otoczenia, nie potrafię normalnie rozmawiać z ludźmi. To mnie boli najbardziej, bo zawsze miałam olbrzymie problemy w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi, a teraz jestem na świetnej drodze do potracenia znajomych, których przed terapią miałam całkiem sporo. Terapia ewidentnie mi szkodzi, nie wiem co robić.
  5. Ja mogę polecić Urszulę Lajfert, chodzę do niej na terapię od kilku miesięcy, jest baaaardzo ciężko, na razie mój stan właściwie tylko się pogarsza, ale przynajmniej pierwszy raz mam wrażenie, że ktoś chce mi naprawdę pomóc. Dodam, że mam naprawdę niemiłe doświadczenia z wcześniejszymi terapeutami.
  6. A gdzie mogę sprawdzić, gdzie i kiedy odbywają się takie spotkania :)? [Dodane po edycji:] Dzięki za odpowiedź:) Opowiadałam terapeutce na bieżąco, że źle się czuję w tej relacji, ale ona uważała, że sama w olbrzymiej mierze jestem odpowiedzialna za to, jak ta relacja wygląda. Wiem, że w mojej sytuacji miało miejsce silne przeniesienie (terapia była prowadzona metodą psychodynamiczną) i ona temu wszystko przypisywała, ale miałam wrażenie, że sobie kompletnie z tym nie radziła i próbowała się bronić, zrzucając na mnie winę za wszystko. Rozmawiałam z nią też na temat incydentu przed sesją i stwierdziła, że nie mogę wiedzieć, na jaki temat ona rozmawiała z kolegą (otóż mogę, siedziałam tam 10 min i bardzo dobrze słyszałam rozmowę). Najbardziej mimo wszystko zraziło mnie użycie przekleństwa w czasie sesji, wiem, że na terapię nie chodzi się po to, żeby ktoś poklepał po ramieniu, ale to była przesada. Generalnie nie podobała mi się też sama metoda terapii, terapeutka bez przerwy mi zarzucała, że za mało się staram i nie chcę nic zmieniać, ale jednocześnie nie podsuwała mi żadnych środków, za pomocą których mogłabym cokolwiek robić ze swoim życiem. Jestem z natury nieśmiała i mam skłonności do nadmiernego koncentrowania się na swoim wnętrzu, przez terapię psychodynamiczną tylko coraz bardziej zagrzebywałam się w problemach i zamykałam się w sobie, po pół roku było ze mną tylko gorzej, do tej pory nie mogę sobie z tym poradzić. Chciałabym się zmieniać, ale wolałabym to robić w bardziej konkretny i aktywny sposób, dlatego chcę iść na terapię behawioralno-poznawczą. Czy ktoś mógłby polecić dobrego terapeutę pracującego w tym nurcie?
  7. Ja chcialabym odradzic jedna z terapeutek pracujacych z osrodku hipnozy i psychoterapii Gutkowski, byla wyjatkowo niekompetentna moim zdaniem, potrafila przeklinac w czasie sesji, stwierdzila, ze dla mnie terapia to g**no, wiec nie wie, po co przychodze. Po tamtych slowach od razu zrezygnowalam, ale mam teraz naprawde duzy uraz do terapeutow. Wmawiala mi, ze podswiadomie chcialabym, zeby stala sie wazna osoba w moim zyciu i ze jej zazdroszcze (ale nie sprecyzowala czego). Poza tym podkreslala na terapii swoja wiedze, twierdzila, ze skonczyla psychologie wiec ma duzo wieksza wiedze w tej dziedzinie ode mnie (w to nie watpie, w koncu poszlam do psychologa, ale mialam wrazenie, ze stawiala sie na pozycji Boga). Dodam, ze byla to osoba, ktora formalnie miala dobre kwalifikacje do prowadzenia terapii. Pewnego razu, kiedy przyszlam na terapie tuz przed sesja, slyszalam przez przypadek, jak rozmawiala ze swoim kolega-terapeuta, ewidentnie na moj temat. Stwierdzila, ze jestem straszna i ukryla rece w dloniach, na co jej kolega stwierdzil, ze on w takich sytuacjach stara sie zacisnac zeby i jakos to przezyc. Chcialabym prosic kogos kompetentnego o opinie na temat zachowan tej terapeutki. Najgorsze jest to, ze nie wiem, co jest moim oporem, a co zachowaniem terapeuty, ktore nie powinno miec miejsca. Jestem kompletnie zdezorientowana. Naprawde chcialabym sobie pomoc, ale czuje sie bezsilna. Jedyne, co mi na razie zostaje, to lykanie lekow.
  8. A na jaki lek zmieniles? I przez ile czasu miales takie objawy? Ja na 150 mg czuje sie naprawde fatalnie, nawrot depresji, a po 7 tygodniach od zwiekszenia dawki skutki uboczne powinny mi minac, do tej pory przynajmniej tak bylo.
  9. Ja po zwiekszeniu dawki asertinu ze 100 do 150 mg potrzebuje straszliwie duzo snu, tzn w ciagu dnia nie jestem senna ale moglabym spac kilkanascie godzin na dobe. Generalnie jestem strasznie zdezorientowana, zawsze po zwiekszeniu dawki mialam fatalny nastroj i silne mysli samobojcze, ale to przechodzilo po jakichs 4 tygodniach, wiec myslalam ze tym razem tez tak bedzie. Teraz biore wieksza dawke juz od 7 tygodni i zero poprawy, jedyne na co mam ochote to wyskoczyc z okna. Do tej pory asertin niwelowal u mnie lek przed ludzmi, a teraz to wszystko wrocilo. Musze isc do psychiatry, chyba czeka mnie zmiana leku. I zero motywacji do terapii, ktora polega na popadaniu w coraz wiekszy kryzys i straszliwej meczarni przez 2 czy 3 lata...
  10. xerox: pol roku uczesniczylam w indywidualnej terapii psychodynamicznej i spowodowala straszne nasilenie objawow, mysle ze ten typ terapii jest nie dla mnie, i tak jestem raczej introwertyczna a taka terapia jeszcze poglebia to moje zamkniecie w sobie. chce isc na terapie ktora mialaby wieksze przelozenie na moje funkcjonowanie w otoczeniu, przymierzam sie do behawioralno-poznawczej. a asertin polecam, na mnie (do czasu) dzialal po prostu wspaniale
  11. Ja biore asertin mniej wiecej od 1,5 roku, zaczynalam od dawki 50 mg i to bylo dla mnie objawienie, zero skutkow ubocznych, depresja i leki minely, czulam sie wspaniale, wrecz euforycznie, zmienilam zupelnie podejscie do swiata i ludzi, nawiazalam mnostwo nowych kontaktow, ktore utrzymuje do dzis, a zawsze bylam typem samotnika. Po okolo pol roku dawka 50 mg przestala na mnie dzialac, psychiatra zwiekszyla ja do 100 mg i bylo lepiej, ale nie da sie tego porownac z poprawa na poczatku. Moje problemy trwaly wlasciwie od zawsze, lekarka caly czas namawiala mnie na terapie, wiec poszlam na terapie analityczna, z ktorej na poczatku listopada ucieklam po pol roku chodzenia. To byla prawdziwa katastrofa, terapia straszliwie mnie rozbila i pogorszyla moj stan, do tej pory nie potrafie sie pozbierac. Terapeutka teoretycznie miala dobre kwalifikacje, ale straszliwie sie z nia skonfliktowalam, nie umiala mi pomoc. Terapia mnie uwstecznila, wrocilam do stanu sprzed brania lekow, znowu jestem straszliwie przygnebiona i kompletnie nie umiem nawiazac kontaktu z nikim. Od prawie 7 tygodni biore dawke 150 mg i z kazdym dniem czuje sie coraz gorzej, placze praktycznie bez przerwy, mam bardzo silne mysli samobojcze, stracilam nadzieje, ze cokolwiek da sie zrobic. Moj organizm chyba po prostu przyzwyczail sie do asertinu, a ja mam nawrot depresji. Nie mam pojecia, co bedzie dalej, ale zaczynam myslec, ze jedyna ulga moze byc dla mnie smierc.
×