Witam wszystkich, wczoraj natknęłam się na waszą dyskusję i chciałam się z wami podzielić moim zagubionym ja...
Brak sensu, celu, poczucia wartości, marazm...to wszystko towarzyszy mi każdego dnia...bardzo mnie to przytłacza i dołuje...nie potrafię się skupić na najprostszych czynnościach, w pracy i jeszcze teraz przygotowania do sesji idą mi totalnie beznadziejnie. Odczuwam totalny brak chęci do życia (nie mam tu na myśli żadnych kwestii związanych z targnięciem na swoje życie). Poranna pobudka z myślą "znowu do pracy " w pracy towarzysząca myśl "byle do 16 i potem będzie ok" a po 16 "byle do wieczora zasnąć" i tak mi życie przemyka przez palce...jestem gdzieś obok tego wszystkiego, nie potrafię się zebrać w garść, pozbierać do kupy i zacząć działać, podejmować decyzje, uczestniczyć w codziennym życiu, powoli już odłączam się od znajomych...wspólne wyjścia powodują u mnie wrażenie, że jestem inna niż oni, nikt mnie nie rozumie, jestem beznadziejna. Może piszę trochę chaotyczne (ale to mój debiut) ale postępujące zamykanie się na świat zewnętrzny, na kontakty z ludźmi, dołowanie się i poczucie, że ktoś się gdzieś pomylił umieszczając mnie na tym świecie przeraża mnie powoli coraz bardziej. Nie chce iść do lekarza, nie chce żadnej diagnozy ani lekarstw...uważam, że to nie pomoże..nie potrzebuje nazewnictwa tego co mi jest, nie chce leków , żeby spojrzeć na wszystko z innej perspektywy bo jak się skończą to co? Ale z drugiej strony nie wiem co robić...jestem z tym sama