Skocz do zawartości
Nerwica.com

fabrycy

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia fabrycy

  1. Daję link. miłej lektury. http://www.ebook.pl/index.php?t=ebookdownload&p=k
  2. nerwica to po części geny, a po części efekt tego, iż cechy osobowości nie komponują z oczekiwaniami środowiska społecznego, kulturowego; po części też traumy (jako powód nerwicy lub jako efekt powyższych składników), które z czasem narastają. nerwica u danej jednostki mogłaby nie wystąpić w innym środowisku społecznym bądź kulturowym, przy innego rodzaju oddziaływaniach socjalizacyjnych. MAM 2 100% SPOSOBY NA NERWICę!!!!!!! 1. Możesz się skoncentrować na sobie i: przykładać sobie do głowy kompres z zimną wodą i jeść marchewkę gotowaną 2. a) Możesz się skoncentrować na innych i: przykładać ów kompres z zimną wodą innym członkom społeczeństwa w celu wpłynięcia na ich sposób widzenia świata, co drobnymi kroczkami doprowadzi do zmiany wzorów i oczekiwań kulturowych, lub - wężej - oczekiwań środowiska b) jeśli to nie pomoże - kup karabin, wejdź na wieżę i... świetny sposób z tym macaniem po czaszce, nie ma co!!!HIHIHIHI!!!
  3. publiczne wystąpienia mnie wbijają, nie mogę opanować strun głosowych, drżą jakbym miał się popłakać, jąkam się, mylę, nie nawiązuję kontaktu wzrokowego, uwagi i przerywniki postrzegam jak zagrożenie, myślę, że się ze mnie nabijają, jestem całkiem bezbronny w gorącym autobusie, windzie itp itd pot mi leci z czoła, jest to reakcja automatyczna wręcz, a jak pomyślę, że inni widzą to automatyzm staje sie jeszcze bardziej nieunikniony, nerwowo odwracam wzrok jak ktoś popatrzy i latają mi mięśnie twarzy no to fajnie, społeczna
  4. im dłużej siedzę w domu tym gorzej ze mną. jak wychodzę, nawet, gdy nie mam na to ochoty, żeby spełnić społeczny rytuał, zadośćuczynić znajomym, choć czasem kończy się to nienajlepiej, to i tak jest lepiej niż wtedy, gdy nie wychodzę. ściski!
  5. witam! a z kontaktami to u mnie różnie jest. teraz żadnych-jestem wyalienowany w stopniu absolutnym! jeśli chodzi o kontakty z dziewczynami to wszystko jest w porządku (no może niezupełnie, ale nic strasznego się nie dzieje, powiedzmy-neurotyczny standard) DO MOMENTU, w którym nie pomyślę, że dziewczyna mi się podoba i coś by mogło by..., albo zauważę że ja podobam się jej. na brak powodzenia u płci przeciwnej w zasadzie nigdy się nie uskarżałem, ale nie oznacza to, że nie narzekałem. otóż-wszystkie (prawie wszystkie) naprawdę piękne lub mniej piękne, bardzo fajne lub mniej fajne dziewczyny dostawały kosza z góry, choć tego często nie chciałem, ale się bałem jak cholerra. nawet jak byłem bardzo młody to zaczepki ze strony dziewcząt wywoływały we mnie wręcz panikę, kołatanie serca, pocenie drżenie, sztywnienie, peszenie, nicniemówienie lub jąkanie. przed jedną, która mi się nawet bardzo podobała- po prostu uciekłem. możecie to sbie wyobrazić? nienawidzę się za to!!! kiedyś miałem jakieś dziewczyny, ale niewiele, zawsze krótko i byłem cholernie zazdrosny. nie żebym urządzał im z tego powodu sceny, kłótnie. raczej coś w stylu: oh, jaki jestem nieszczęśliwy!! ble!!! a po jakimś czasie sam byłem nimi znudzony i odchodziłem bez słowa. albo inaczej-zdarzało się, ze to one mnie zlewały. taki miałem ostatni przypadek, dziewczyna była ode mnie trochę starsza (ja 24, ona 31) i chodziło jej o seks (ja jakoś się "wierciłem" z tego powodu, chyba nie jestem jednak typem który to na raz, skwitowała krótkim: "przecież jesteśmy dorośli, no o co ci chodzi", "to jest spoko" itp.itd.) a ja jak na złość i sobie i jej zacząłem marzyć o wielkiej romantycznej miłości z nią, wkręcać jej, ze chcę z nią być itp. itd.,choć wiedziałem, o co tak naprawdę chodzi. a wszystko to odbywało się na wiecznej fazie alkoholowo-narkotykowej. JA CHYBA LUBIę BYć NIESZCZęśLIWY I PRZEGRANY. ZAWSZE WSZYSTKO NA OPAK. a chodzi jedynie o to żeby dwie strony chciały tego samego. proste jak drut, tyle, że chyba w kinie, a nie w moim życiu. tak proste, że umarłbym, gdybym tego nie skomplikował. Proszę rozwiążcie mi węzeł!!!! A NAJBARDZIEJ boję się, że będę przez moją głupotę samotny. (no i jeszcze schizofrenii się bardzo boję). już jestem. ps.drogi malcolmie!!gratuluję stanowczości, ale pamietaj, że natury nie oszukasz. również zwykłe sytuacje społeczne będą coraz trudniejsze, poczucie przegranej będzie dawało się we znaki coraz bardziej z upływem czasu. może nie mam racji, może ja to ja, ty to ty. może sam się łudzę, że może wszystko jakoś wyjdzie dobrze.wiele przecież nie pragnę, prosty ze mnie człek,a jednak sam sobie skutecznie wszystko to uniemozliwiam. znowu napisałem dużo i bez sensu, a miałem mało. Ściski! [ Dodano: Wto Wrz 12, 2006 2:04 am ] witam! a z kontaktami to u mnie różnie jest. teraz żadnych-jestem wyalienowany w stopniu absolutnym! jeśli chodzi o kontakty z dziewczynami to wszystko jest w porządku (no może niezupełnie, ale nic strasznego się nie dzieje, powiedzmy-neurotyczny standard) DO MOMENTU, w którym nie pomyślę, że dziewczyna mi się podoba i coś by mogło by..., albo zauważę że ja podobam się jej. na brak powodzenia u płci przeciwnej w zasadzie nigdy się nie uskarżałem, ale nie oznacza to, że nie narzekałem. otóż-wszystkie (prawie wszystkie) naprawdę piękne lub mniej piękne, bardzo fajne lub mniej fajne dziewczyny dostawały kosza z góry, choć tego często nie chciałem, ale się bałem jak cholerra. nawet jak byłem bardzo młody to zaczepki ze strony dziewcząt wywoływały we mnie wręcz panikę, kołatanie serca, pocenie drżenie, sztywnienie, peszenie, nicniemówienie lub jąkanie. przed jedną, która mi się nawet bardzo podobała- po prostu uciekłem. możecie to sbie wyobrazić? nienawidzę się za to!!! kiedyś miałem jakieś dziewczyny, ale niewiele, zawsze krótko i byłem cholernie zazdrosny. nie żebym urządzał im z tego powodu sceny, kłótnie. raczej coś w stylu: oh, jaki jestem nieszczęśliwy!! ble!!! a po jakimś czasie sam byłem nimi znudzony i odchodziłem bez słowa. albo inaczej-zdarzało się, ze to one mnie zlewały. taki miałem ostatni przypadek, dziewczyna była ode mnie trochę starsza (ja 24, ona 31) i chodziło jej o seks (ja jakoś się "wierciłem" z tego powodu, chyba nie jestem jednak typem który to na raz, skwitowała krótkim: "przecież jesteśmy dorośli, no o co ci chodzi", "to jest spoko" itp.itd.) a ja jak na złość i sobie i jej zacząłem marzyć o wielkiej romantycznej miłości z nią, wkręcać jej, ze chcę z nią być itp. itd.,choć wiedziałem, o co tak naprawdę chodzi. a wszystko to odbywało się na wiecznej fazie alkoholowo-narkotykowej. JA CHYBA LUBIę BYć NIESZCZęśLIWY I PRZEGRANY. ZAWSZE WSZYSTKO NA OPAK. a chodzi jedynie o to żeby dwie strony chciały tego samego. proste jak drut, tyle, że chyba w kinie, a nie w moim życiu. tak proste, że umarłbym, gdybym tego nie skomplikował. Proszę rozwiążcie mi węzeł!!!! A NAJBARDZIEJ boję się, że będę przez moją głupotę samotny. (no i jeszcze schizofrenii się bardzo boję). już jestem. ps.drogi malcolmie!!gratuluję stanowczości, ale pamietaj, że natury nie oszukasz. również zwykłe sytuacje społeczne będą coraz trudniejsze, poczucie przegranej będzie dawało się we znaki coraz bardziej z upływem czasu. może nie mam racji, może ja to ja, ty to ty. może sam się łudzę, że może wszystko jakoś wyjdzie dobrze.wiele przecież nie pragnę, prosty ze mnie człek,a jednak sam sobie skutecznie wszystko to uniemozliwiam. znowu napisałem dużo i bez sensu, a miałem mało. Ściski!
  6. witam serdecznie! mam zupełnie podobny problem.wśród wszystkich moich lęków i obsesji obawa przed schizofrenią jest najgorsza.jak nie myślę, że mam schizo tak jak teraz, w przeciwieństwie do myślenia przed tygodniem (mój lekarz, do którego przestałem chodzić wykluczył schizo w moim przypadku,dlatego go zlałem), to wręcz kocham swoją nerwicę. oczywiście, że jej nie kocham, bo mi życie niszczy...od zawsze,zwłaszcza teraz. schizofrenii nie można sobie "wkręcić", można się co najwyżej jeszce głupiej zachowywać. z pewnością można natomiast wprowadzić się w psychozę amfetaminową, tak jak mi się to niegdyś zdarzało. w opinii biegłych lekarzy i osób znających się na rzeczy objawy mogą być wręcz identyczne jak w przypadku schizofrenii jednak z czasem mijają. nie będę pisał, co wtedy myślałem, widziałem i słyszałem, nie ma sensu, wstyd w ogóle mówić...ale był to najstraszniejszy stan, w jakim się znajdowałem kiedykolwiek. czy sobie zdawałem sprawę? w zasadzie nie.byłem przekonany, że uknuto spisek w celu wykończenia mnie, wszędzie i wszyscy. jednak, mimo to wiedziałem,że COŚ JEST NIE TAK.tylko nie umiałem sobie wytłumaczyć, że to co jest irracjonalne takim właśnie jest.no i pobiegłem do lekarza, aby powiedział mi wyrok, ale nie powiedział. miejscami również był częścią spisku. swoją drogą, jak wynika z mojej analizy postów na schizofrenia. evot to "niezdawanie sobie sprawy" wcale nie jest regułą- jest różnie i różniście. na pewno nie jest tak, że osoby schizofreniczne nagle zaczynają zachowywać się ja roboty. objawianiu się choroby towarzyszy wiele wątpliwości, walka, sytuacje podważające bądź potwierdzające hipotezy, a wszystko to napędza lęk. fakt jest z pewnością taki (chociaż ja tego nie wiem), że przez przygody z dragami nabawiłem się swojej najstraszniejszej obsesji. łe, właśnie zauważyłem, że nonenow podał już link, w pełni podpisuję się pod jego ostrzeżeniami. jest jeszcze wiele innych testów, w google "schizophrenia test" to wyskoczą www.schizophrenia.com/sztest/ podaję adres do testu na schizo. mi wyszło, że mam na 66%.aż śmiać mi się chce, bo test króciutki i banalniutki, tak, że mógłbym zaznaczyć trochę inaczej i bym nie miał.66% pozytyw to efek tego, że zaznaczyłem, ze się boję ludzi i często wydaje mi się, ze chcą mnie skrzywdzić, że w pewien szczególny sposób wierzę, ze można przewidzieć przyszłość (nie czuję się jak nostradamus, jednak na podstawie pewnych analiz można dojść do wniosku, że ktoś zostanie raczej sprzątaczem-jak ja, a nie prezydentem USA-jak inni), i że często chodzę "cloudy". tak więc apeluję, aby tak zupełnie serio go nie traktować. to był mój pierwszy post, bo od niedawna mam net. P.S. właśnie zauważyłem, że nonenow podał już link.w pełni się z nim zgadzam-test nie jest miarodajny.jest wiele takich testów tylko trza w góglu wpisać.rozwiązywałem je na różne sposoby-w zależności czy chciałem się akurat utwierdzić w chorobie, czy też nie. w tej kwestii wiarygodną może być jedynie niejedna wizyta u psychologa. Ściski!
×