Witam wszystkich.
Czytając Wasze posty uświadomiłam sobie że czytam tak naprawdę o samej sobie.
Niestety ja już nie mam wyjścia ponieważ jestem w 9 miesiącu ciąży i od 9 miesięcy przezywam koszmar każdego dnia.
Z decyzja o dziecku zwlekałam ponieważ wydawano mi sie że w koncu poczuje instynkt macierzyński ale tak sie nie stało az w końcu los zadecydował sam.
Początek był najgorszy gdyby nie mój mąż i jego wparcie nie wiem jak by sie to wszystko potoczyło.
Wiem jedno aby mieć dziecko trzeba bardzo ale to bardzo tego chcieć.
Odkąd pamiętam kobiety w ciąży,ciąża a najbardziej sam poród budziły we mnie wstręt i obrzydzenie.
Wszyscy znajomi znali moje podejście do tematu ale teraz wiem że nikt tak naprawdę tego nie rozumie i nawet nie stara się zrozumieć.
Przy każdej próbie jakiejkolwiek rozmowy słysze że nie jestem pierwsza i że ciąża to nie choroba.
Widziałam jak wielkie było ich zdziwienie kiedy dowiadywali sie kolejno o ciąży a ja będąc dobra aktorką nie potrafiłam robić "dobrej miny".
Nikt przez całą ciążę nie zapytał "co czuje".Mam sie cieszyć i już!!! A mnie za każdym razem chciało sie płakać.
Do tego wszystkiego musiałam zrezygnować z pracy ponieważ organizm nie pozwolił na żaden wysiłek.
Przez cała ciążę sama borykam sie z mętlikiem który panuje w mojej głowie.
Z jednej strony mój kiepski stan psychiczny z drugiej lęk przed "karą" za mój sposób myślenia.
Teraz juz wiem że okres ciąży można jakoś przeżyć ale nie zmienia to faktu że przez całe 9 miesięcy odczuwam straszne obrzydzenie do swojego ciała a teraz nie moge juz patrzeć w lustro ani słuchać sapiącego oddechu.
To sie nie zmieniło chociaż podobno należę to tych którym ciąża służy nie potrafię odnaleźć ani jednego plusa w moim ciele.
Uczestnictwo w szkole rodzenia ani trochę nie zmieniło mojego podejścia potrafiłam płakać słuchając o tym co mnie czeka i za każdym razem co najmniej dwa dni po zajęciach nie mogłam dojść do siebie.
Nie ukrywam ze jest to egoistyczne podejdzie-mysle tylko o sobie bo normalna kobieta myśli o dziecku w takiej sytuacji ale mnie to przerasta.
Teraz jestem pod silnym działaniem hormonów bo jestem w miare spokojna ale nie wiem co będzie po porodzie gdy wszystko opadnie i zostanę "sama"bez wspomagaczy-depresja murowana.
Zbliża sie godzina zero a ja nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić.
Zdana na laskę i niełaskę obcych mi ludzi.Już teraz wiem żę będzie to największe upokorzenie w moim życiu.
Już samo słowo poród ,macica,łożysko itp. przyprawiają mnie o mdłości a będę musiała się z tym zetknąć na sali porodowej.
Wszystkim którzy cierpią na tokofobię radze dobrze przemyśleć decyzje bo jak widzicie sam proces ciązy nie zabija lęku a jeszcze go pogłębia.