Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lexie

Użytkownik
  • Postów

    34
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Lexie

  1. W zasadzie jedyne, co można Ci radzić w tej sytuacji to rozmowę z ukochaną, taką szczerą. Widać wybitnie, że Twoim problemem jest brak wiary w siebie i w powodzenie tego związku. Mam wrażenie, że gdzieś podświadomie starasz się być przygotowany na najgorsze i to tym razem wolisz sam zranić niż być zraniony. Nie zmienisz się niestety z dnia na dzień, musisz jednak być konsekwentny - jeśli czujesz się zdenerwowany czymś odejdź, odczekaj aż się uspokoisz i dopiero wtedy zastanów się czy masz powód do odczuwania złości. Skoro sam dostrzegasz, że w związek zakradła się rutyna spróbuj sam to zmienić, a nie czekać aż samo przejdzie, bo nie przejdzie. Pytanie też czy Twoje kompleksy mają związek tylko i wyłącznie z pierwszą miłością czy może już coś wcześniej takiego się działo. Życie przeszłością i przeżywanie na nowo własnej porażki nie jest sposobem na przyszłość. Rozumiem Cię aż za dobrze, sama wcześniej uważana byłam za "złote dziecko" - ułożona, inteligentna, żadnych problemów wychowawczych, wspierająca w każdym problemie, ale zawsze stojąco z tyłu. I nagle coś się posypało... Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że faktycznie ręce przyłożył do tego chłopak, ale był zaledwie trybikiem, który poruszył maszynę, gotową od dawna do wystartowania.
  2. Zacznę od tego, że mam zdiagnozowaną nerwicę. Męczę się z tym już od dłuższego czasu i wciąż mam problem kiedy pojawia się "nowy" objaw. Czy po raz kolejny mam to zrzucić na nerwicę czy może jednak coś się przypałętało. Od kilku dni mam problem z okiem-mianowicie towarzyszy mi dziwne uczucie w nim, coś jakby dolna powieka mi przeskakiwała od czasu do czasu. Oko nie jest zaczerwienione, raczej nie boli (czasem jedynie mam wrażenie, że jak za dużo myślę o tym to zaczyna). Naprawdę jestem już zdesperowana, na samą myśl, że po raz kolejny mam iść do lekarza robi mi się słabo. I teraz moje pytanie - czy Wam również zdarzyła się taka przypadłość? Czy mam ją zrzucić na nerwicę i przestać o tym myśleć czy przypisać to jednak innej chorobie? Z góry dziękuję za odpowiedzi
  3. Antybiotyki zażywałam jakieś 3-4 razy w życiu, za to mniej więcej w tym samym czasie przez pół roku pigułki antykoncepcyjne, kilka opakowań tabletek na nadkwasotę (u mnie nerwica objawiała się początkowo problemami z żołądkiem i stanem podgorączkowym) oraz leki przeciwzapalnych (w sumie bardziej interesowało mnie obniżenie temperatury). Dieta jak najbardziej pozostawia wiele do życzenia - przede wszystkim mięso, warzyw niewiele, bo za nimi nie przepadam, białe pieczywo oraz nabiał. Jeśli chodzi o słodycze to mam "napady" - mogę przez pół roku praktycznie nic nie jeść lub zajadać się codziennie. Plomb amalgamatowych nie posiadam - kiedyś w podstawówkach takie zakładali, ale jak tylko usłyszałam, co mi mają wsadzić do zęba i jak to nieładnie wygląda zwyczajnie nie otworzyłam ust;p Oczywiście nie muszę wspominać, że moja mama była wzywana wówczas do szkoły;p Jak to na nerwicowca przystało jestem strasznie wrażliwa i wszystkim się okropnie przejmuję. Dodam, że u mnie nerwica jest głównie powiązana z niską samooceną, więc możesz sobie wyobrazić jak potęgowało się u mnie nawet jedno nieprzychylne spojrzenie. Wydawało mi się, że radzę sobie coraz lepiej, nie mogę jeszcze uczęszczać normalnie na zajęcia, ale zaliczałam materiał na dyżurach, powoli pokonywałam strach najpierw przed zostawaniem samej w domu, teraz z wychodzeniem, wreszcie bywały dni kiedy czułam się całkiem normalnie. Zimą w miarę możliwości unikałam ogrzewanych miejsc - mnie się robi słabo, generalnie mam problemy z oddychaniem przez nos, bo mam wiecznie spuchniętą śluzówkę w nosie, ale przy cieple czuję się jakbym odpływała. Najgorsze jest to, że znów popadam w panikę, kiedy pojawiają się dziwne dolegliwości nie związane z nerwicą panikuję, jestem przerażona.Od razu mam wizję, że umrę albo że znów będą mnie przez 3 lata diagnozować! Anoreksji u mnie nigdy nie stwierdzili, ale jakieś półtora roku temu ważyłam 39 kilo:/ Martwiłam się swoim kiepskim samopoczuciem, ciągłym chudnięciem, ale co najgorsze - mnie się w sumie moje ciało wówczas podobało. Zresztą sama dopatruję się u siebie już najróżniejszych przypadłości - nie mogę się pozbyć tego nawyku, kiedy kiepsko się czuję Trzymaj się cieplutko i dziękuję za wsparcie;)
  4. Joasiu, bardzo dziękuję za odpowiedź. Podniosłaś mnie na duchu, bo już myślałam, że popadam znów w błędne koło nakręcania się:/ Na pewno po świętach w pierwszej kolejności pójdę po ponowne skierowanie na badana w kierunku cukrzycy. Potem myślałam o tym mikroskopowym badaniu krwi - zawsze mogę się dowiedzieć chociażby o zakwaszeniu organizmu czy jakiś niedoborach. U mnie dieta będzie niestety ogromnym problemem - od dzieciństwa cierpię na zaburzenia związane z jedzeniem. Wielu posiłków nie lubię i prędzej zwymiotuję niż wcisnę coś w siebie:/ Zobaczymy, co z tego wyjdzie - może uda mi się znaleźć coś dla siebie;) Ogólnie nie mam zielonego pojęcia co się stało z moim organizmem, że się tak łatwo przeziębiam - jako dziecka byłam przykładem zdrowia - do tej pory nie zdarzyło mi się nigdy zachorować na anginę! A tu przewlekłe bóle gardła, powracające katary... No, i ta przeklęta nerwica:/ Jestem z Poznania, miasto duże, więc mam nadzieję, że w razie czego uda mi się znaleźć dobrego specjalisty, bo mam już dość takiego funkcjonowania. Marzę o zwykłym, szarym życiu - normalnym uczęszczaniu na zajęcia, pójściu do pracy, ślubie, dzieciach, tymczasem wciąż i wciąż przytrafia się coś nowego. Czy wymagam tak wiele - nudy?
  5. Borykam się z tym samym problemem - boję się wychodzić z domu sama, bo od razu mam wizję, że zasłabnę i nikt mi nie pomoże;) Swojego czasu moje lęki również były tak silne, że bałam się zostać w pokoju bez opieki. Obecnie dom jest na tyle bezpiecznym dla mnie miejscem, że nie mam już większych oporów do pozostania w nim. Zaczynam też wychodzić sama z domu - głupie pójście do sklepu, spacer z psem, czasem nawet przejdę się odebrać mamę z przystanku. Wciąż te sytuacje w jakimś stopniu mnie stresują, ale żeby się z tym oswoić muszę "ćwiczyć". Próbuję też wychodzić z innymi osobami, mniej zaufanymi niż mama, tata czy chłopak. Dla mnie największy problem stanowi czekanie - kiedy np. czekam aż tramwaj nadjedzie odczuwam panikę, od razu nachodzą mnie myśli, żeby uciekać w siną dal. Na szczęście terapeutka zaproponowała mi metodę, która wydaje się powoli działać - zobaczymy, co będzie w przyszłości;)
  6. Pozwolę sobie tym razem ja odświeżyć temat. Joasiu jak się teraz w ogóle czujesz? Objawy się nieco zmniejszyły? Mój problem polega na tym, że nie wiem już jakie objawy mogę przypisać nerwicy a jakie nie... Te, które nijak nie pasują mi do problemów nerwicowych to: biały nalot na języku, afty, zajady, częste przeziębienia (w szczególności bóle gardła - nawet jednodniowe), napadowe bóle stawów + strzykanie (słychać mnie a nie widać;p), spadki poziomu cukru (sprawdzane glukometrem, choć cukrzycy niby nie ma), podobnie jak któryś z moich przedmówców straszne swędzenia skóry po kąpieli (choć teoretycznie swędzenie i pieczenie mogłoby być nerwicowe, ale tylko po kąpieli?), różne wysypki, problemy z oddychaniem, zwłaszcza w okresie grzewczym (przez całą zimę praktycznie nie włączałam ogrzewania:/). Do tego oczywiście wchodzą w grę dziesiątki objawów mogących być następstwem nerwicy: kołatanie serca, jego pieczenie, nerwobóle, problemy żołądkowe, zaparcia, biegunki, wzdęcia, brak apetytu lub z kolei nienasycenie, bóle głowy, uciski, pieczenie przełyku, itd. Wymieniać mogłabym jeszcze godzinami...:/ Z większością się oswoiłam i je ignoruję, ale martwią mnie spadki cukru - wczoraj, w ciągu jednego dnia spadł mi dwa razy! Wyniki badań w większości mieszczą się w normie - jedynie jakieś wiecznie drobne przesunięcia w morfologii, ale niby nic wielkiego. Jedynie u laryngologa wyszło mi alergiczne przewlekłe zapalenie górnych dróg oddechowych (choć u alergologa wszystko w normie - wiadomo jednak, alergenów jest od zakichania), no i migdałkami zachwycona lekarka nie była - po płukankach z rumianku ich stan się polepszył nieco. Naprawdę czuję się załamana... Czy to moja nerwica mi przysparza takich problemów? Czy po prostu gdzieś we mnie tkwi coś jeszcze? Od samego początku zdiagnozowania mnie obawiam się, nie tyle już, że choruję na coś jeszcze, ale że gdyby w moim organizmie coś się działo nie będę w stanie tego wychwycić przypisując wszystko nerwicy. Żeby nie było niedomówień: chodzę na terapię i jest poprawa spora. Wystraszył mnie ten cukier:/ U mnie w rodzinie jest wiele przypadków diabetyków, więc badań w tym kierunku lekarka rodzinna mi na pewno nie odmówi, co więcej sama mnie zachęca do częstego sprawdzania, bo jestem w dużej grupie ryzyka. Ostatnie badanie miałam robione tuż przed Wigilią - wszystko w normie... A spadki cukru pojawiają się coraz częściej. Naprawdę proszę o rady, bo już nie wiem, co mam robić... Trafiłam tu szukając powiązań poziomu cukru i nerwicy - wyczytałam, że candidy żywią się cukrem - jak sądzicie: czy to moja wyobraźnia czy faktycznie mogę na to chorować...
  7. Postanowiłam podłączyć się pod ten temat. Ja się dzisiaj solidnie wystraszyłam, bo zaliczyłam dwa spadki cukru - i to realne (posiadam w domu glukometr). I teraz moje pytanie: czy istnieje jakikolwiek związek nerwicy z takimi spadkami? Miałam badaną krew pod kontem cukru we krwi jakoś w grudniu i wszystko wyszło niby dobrze. Dzisiaj Wielki Piątek, więc się nieco przegłodziłam. Pierwszy raz spadek odczułam koło 19-20. Zjadłam wówczas coś słodkiego i przeszło. Ponowny atak miał miejsce około godziny 2. Sama już nie wiem co myśleć, wystraszona jestem koszmarnie:/ Bardzo proszę o wskazówki, co mam robić, bo czuję się już z tym choróbskiem bezradna - nie wiem, co przypisywać nerwicy, a co nie:/
  8. Eee, to tylko taki stereotyp;] Nie musisz nikomu mówić, że chodzisz na psychoterapię jeśli się tego wstydzisz. Zrób to dla siebie, bo naprawdę warto;) Ja w sumie bardzo lubię swoje spotkania z terapeutką - mogę się wygadać, wyżalić i poruszyć takie sprawy, których z innymi ludźmi omawiać nie chcę. Generalnie dzięki temu wciąż jestem entuzjastycznie nastawiona do świata, zdarzają się chwile i to w sumie nierzadko kiedy uciekam do łóżka i "kryję się przed całym światem", ale następnego ranka wstaję z zacięciem, żeby próbować od nowa. Dobry psychoterapeuta zmotywuje Cię do walki z własnymi lękami i nauczy Cię jak sobie z nimi radzić. Co istotne - zdarza się, że idę na wizytę z fatalnym samopoczuciem, a wracam jak nowo narodzona;)
  9. Takie myśli na pewno Ci nie pomagają. W ogóle to od jak dawna pojawiają się u Ciebie takie lęki? Jeśli chodzi o wszelkie kłucia, duszenia, skurcze w obrębie klatki piersiowej - doskonale je rozumiem, bo sama borykam się z tym od kilku lat. I wciąż żyję Takie objawy ma 3/4 tego forum i nikt zawału jeszcze nie dostał. Przede wszystkim staraj się ucinać te myśli w zarodku. Jeśli się takie pojawią to zajmij się koniecznie czymś interesującym - weź książkę, włączy film, zadzwoń do koleżanki, cokolwiek, byleby się nie rozwodzić nad swoim złym samopoczuciem. I koniecznie wybierz się do lekarza - prawidłowe wyniki EKG z pewnością Cię uspokoją.
  10. Wydaje mi się, że najpierw trzeba określić dokładnie co mamy na myśli pisząc "rozumie". Ja mogę powiedzieć, że mnie mój chłopak nie rozumie, bo nie cierpi na Nerwicę Lękową i choćby nie wiem jak próbował nie jest w stanie mnie pojąć. Owszem wspiera mnie - zawsze jeździ ze mną do lekarza, zajmie się mną kiedy źle się czuję, kiedy chcę wyjść z imprezy bez szemrania wychodzimy, wysłucha, pocieszy. Tylko my nerwicowcy mamy to do siebie, że skupiamy się tylko na sobie. Myślicie jednak, że naszym partnerom jest łatwo? Są sfrustrowani swoją bezsilnością, bo nie wierzę, że jeśli ktoś kogoś kocha to chce dla niego źle. I myślę, że słowa typu "przesadzasz" są skierowane przede wszystkim do nich samych, żeby zagłuszyć własne wyrzuty sumienia, iż w poważnej sytuacji nie mogą pomóc. Doszłam do takiego wniosku przy dość banalnej sytuacji - mój facet po wyrwaniu zęba miał komplikacje i cierpiał strasznie z bólu - ja wychodziłam z siebie, żeby mu jakoś pomóc, a nie miałam jak. Musiałam siedzieć spokojnie i patrzeć... I też co chwila pytałam czy już przestało. I najgorsze - wstyd się przyznać - gdzieś w myślach pojawiły się myśli, że pewnie trochę przesadza, bo ból zęba nie może być aż tak męczący (zmieniłam zdanie kiedy mnie rozbolał ). Jeśli chodzi o moich rodziców to moja mama mnie doskonale rozumie, sama leczy się na NL od wielu lat, chociaż też czasem widzę w jej oczach zniecierpliwienie - tak bardzo pragnie, żebym była już zdrowa, że sama załamuje się jak mnie widzi w kiepskim stanie. Mój tata natomiast przyjął to do wiadomości, ale nie potrafi tego do końca zrozumieć. Znajomi natomiast to zupełnie inna para kaloszy... Był okres kiedy odwrócili się ode mnie absolutnie wszyscy. Przykre, ale niestety prawdziwe. Miałam pretensje, że nikt nie wytrzymał, ale z drugiej strony wina również leżała po mojej stronie. Teraz staram się odnawiać kontakty. Mojej najbliższej kumpeli zwierzyłam się w końcu z tego, jak dokładnie się czuję i dowiedziałam się, że ona sama ma objawy fobii społecznej. Podsumowując - my też musimy dawać od siebie coś, a nie tylko oczekiwać zrozumienia, bo choćby nie wiem jak człowiek był cierpliwy w końcu go szlag trafi jak komunikacja będzie jednostronna.
  11. Syn znajomych również zmarł na zawał w wieku 18 lat, więc aż tak mnie ta informacja nie zaskoczyła, najczęściej jednak osoby w tak młodym wieku umierają, bo mają wcześniej niewykrytą wadę serca lub przesadzają z używkami:/ Tak czy inaczej Twoje objawy są na tyle poważne, że sama sobie z nimi nie radzisz. Idź do lekarza rodzinnego i zrób podstawowe badania - jeśli wyniki będą w normie powinno Cię to uspokoić. A potem pozostaje już tylko wizyta u psychologa/psychiatry. Raczej wątpię, żeby szkolny pedagog jakoś specjalnie pomógł, chociaż spróbować nie zaszkodzi - najwyżej da Ci namiary do odpowiednich osób. Wiem, że ciężko Ci powiedzieć mamie o swoich dolegliwościach, ale innej opcji nie ma, naprawdę nie czekaj, bo będzie tylko gorzej.
  12. Oj, tak - znam przypadłość z telefonem. Ogólnie też bardzo się stresuję jak mam załatwiać sprawę z kimś obcym, normalnie natomiast nie mam oporów, żeby zagadać kogoś na ulicy. Największym problemem są "przygotowania" - im dłużej w myślach analizuję przyszłą sytuację tym gorzej, jak idę na "spontana" jest o wiele łatwiej. Czy w szkole średniej też pojawiały się u Ciebie takie sytuacje czy dopiero na studiach?
  13. Skoro nie postawiono Ci konkretnie diagnozy, że to nerwica sprawdzaj dalej. Jeśli masz przesunięcia w jakiś badaniach to tym bardziej wybierz się do specjalisty, jednak nie rezygnuj z wizyty u psychiatry. A nerwica może dawać mnóstwo objawów - wierz mi, to co Ty wymieniłeś nie jest nawet połową z tego, co mnie męczyło/męczy w trakcie tej choroby.
  14. chillchasm, nawet jeśli uda Ci się zastosować do rad Magdy, nie uda Ci się pokonać lęku. A takie świństwa z reguły lubią się pogłębiać. Teraz obawiasz się wchodzić do sal wykładowych, ale może przyjść moment kiedy będziesz się bał wyjść w ogóle z domu. I wówczas ciężko będzie poszukać środków zaradczych. Spróbuj wytłumaczyć dlaczego uważasz psychoterapię za "zbyt radykalną". Ja szczerze żałuję, że nie zaczęłam jej wcześniej, bo podejrzewam, że wszystko potoczyłoby się o wiele lepiej. A na pewno nie doprowadziłabym się do takiego stanu, w jakim jestem teraz. Ja mam akurat psychoterapię indywidualną, być może nie dojrzałam jeszcze do grupowej lub nie jest ona stworzona dla mnie. Troszeczkę pokutuje stereotyp, że jak ktoś leczy się u psychologa czy u psychiatry to zaraz dostaje łatkę "wariat". Wyobraź sobie, że na różne zaburzenia nerwicowe czy depresyjne cierpi co 4 osoba, a to i tak bierze się pod uwagę tylko tych ludzi, którzy w ogóle zgłosili się po pomoc.
  15. Lexie

    bol stawow

    Mnie jesienią też strasznie bolały kolana, w nocy byłam w stanie dosłownie płakać z bólu. Pomagało doraźnie jak je wygrzałam, ale raczej na krótko. Wyniki badań w normie, żadnych zmian reumatycznych. Dodatkowo przy prostowaniu i kolana za każdym razem mi coś strzelało. Psychiatra mi powiedziała, że raczej nie bardzo pasuje to do nerwicy, zwłaszcza że takie bóle u mnie pojawiały się od wielu lat, jednak w znacznie mniejszym natężeniu. Pomogły mi w ostateczności maści przeciwbólowe/rozgrzewające (których nazw sobie teraz nie przypomnę) i Glukozamina.
×