Nic mnie dziś nie cieszy, ten stan przeciąga się od 3 dni. Od pewnego momentu. Nasila się jak torpeda (od roku)
Kiedy byłam młodsza, wszystko było prostsze, byłam tak naprawdę we wszystkim najlepsza. Miałam swój cel i go realizowałam, nie zastanawiałam się nad tym głębiej. Teraz nad wszystkim myślę, oceniam. Nie jestem już najlepsza, odkładam ważne sprawy "na później", te sprawy to codzienne obowiązki w nauce. Zaczęłam mieć problemy, stałam się gorsza w pracy, opryskliwa. Chociaż dla innych mogę wydawac się pogodna to wewnątrz wszystko mnie drażni, widzę, że jestem taką dwu-duszną-osobościową osobą. Nawet ktoś powiedział mi, że to przez to że w dzieciństwie byłam najlepsza, chwalona, że mam duże poczucie własnej wartości. Nie wiem czy to dlatego że wybrałam nie odpowiednią drogę (przecież na początku byłam taka szczęśliwa- dopóki nie powstawały problemy). To czego sie uczę mnie teraz tak strasznie męczy. Ciężko wstać mi na zajęcia. Ostatnie dwa dni przepłakałam, czułam się jak kot zawieszony na sznurku. Wiem, ze jestem uparta, staram się chwytac wszystkiego co daje mi siły z wiarą włącznie, ale nic bez własnej inicjatywy nie da mi siły, to wiem.
Rozmawiam ze swoją przyjaciółką o tym (ona tez ma takie myśli) dlatego wiem że będę jako tako zrozumiana, a nie to co inni.
Ten czas jest dla mnie najważniejszy a tu nachodzą mnie taka okropne myśli, że nie dam rady tego zrealizować (patrz. przyczynić się do pomocy innym, tak bardzo bardzo chcę się poświęcić dla innych!)
Nie wiem czy to objawy depresji (?!) czy tylko chwilowa zapaść. Jak sobie pomóc i wrócić do normalnego życia. Wiecie, ja mam tyle planów i marzeń które muszę zrealizować (nie dla siebie).