Skocz do zawartości
Nerwica.com

JJ_Papa

Użytkownik
  • Postów

    71
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez JJ_Papa

  1. Hm... Samobójstwo to najgorsze z możliwych wyjść. Zapewne wydaje Ci się, że nikomu na Tobie nie zależy i wszyscy mają Ciebie gdzieś, ponieważ masz problemy z nadwagą, ale twierdze z pełną odpowiedzialnością, że się MYLISZ! Twierdzisz, że to odwaga targnąć się na swoje życie ale prawdziwą odwagą jest stawić czoło problemom. Musisz sobie na spokojnie przeanalizować swoje problemy, zlokalizować główny problem i z nim walczyć skoro nie chcesz iść do specjalisty. Jeżeli Twoim głównym problemem jest niska samoocena to polecam się rozejrzeć wokół, na innych ludzi. Przecież nikt nie jest idealny! Ja na przykład mam strasznie krzywe zęby przez co w szkole byłem wyzywany od dziwaków. Na aparat nie było w domu pieniędzy bo wychowywała mnie tylko matka (teraz pracuję i za swoję zaskórniaki go sobie zamontowałem ). Problemy z dziewczynami miałem odkąd pamiętam i do tej pory nikogo sobie nie znalazłem, ponieważ ten mój zgryz doprowadzał mnie również do stanów głęboko depresyjnych. Kilkakrotnie miałem myśli samobójcze, jednak zawsze powstrzymywała mnie troska o to jak na to zareagowali by moi najbliżsi (bo te samobójstwo to naprawde nieźle egoistyczne jest...). Jest bowiem kilka osób na których mi zależy i wiem, że zależy im na mnie. Pomyślałem więc, że skoro mam żyć to mam dwa wyjścia: żyć byle jak, albo walczyć ze swoimi problemami w nadziei na lepsze jutro. Mimo, iż na początku wybrałem pierwszą opcję teraz walczę i nie zamierzam się poddać. Głównym impulsem do zmian był fakt, że spotkałem na swojej uczelni osobę na wózku inwalidzkim, która może nie jest najbardziej optymistyczną osobą na świecie ale jakoś sobie z tym radzi. Skoro ona sobie z tym radzi i się nie poddaje to postanowiłem, że i ja spróbóję sobie poradzić. Zacząłem rozglądać sie trochę bardziej wokół siebie i wiesz co stwierdziłem? Że ludzie mają tak naprawdę w dupie fakt, że mam krzywe zęby. Że niektórzy mają o wiele gorzej niż ja oraz to, że zdarzają się głupsze rzeczy na tym świecei niż JJ_Papa! Założę się, że gdybyś na spokojnie przeanalizował swoją sytuację to zauważyłbyś, że tak naprawdę mogło być gorzej. I z tym optymistycznym akcentem wysyłam pozdrowienia! :)
  2. Doskonale wiem o czym mówisz. Trochę według staropolskiej zasady nie chcem ale muszem. Założę się, że jesteś o wiele bardziej inteligentną osobą niż Ci których zdaniem się przejmujesz. Tak więc głowa do góry i pomyśl sobie czasem, że to oni powinni się martwić Twoją opinią :)
  3. Kiedyś przeczytałem cytat który brzmiał mniej więcej tak "Albo jestem jedynym normalnym wśród wariatów albo jedynym świrem wśród normalnych" ale dopiero niedawno zacząłem się nad tym głębiej zastanawiac. Do rozważan na taki a nie inny temat natchnęła mnie sytuacja w mojej pracy. Dotychczas ciągle przejmowałem się swoimi problemami. Myśli pod tytułem "co oni na ten temat pomyślą?", "Czy tak wypada?", "Czy nie wezmą mnie za debila?" itp. (czyli ogólnie mówiąc standad u osoby z samooceną niższą od rowu Mariańskiego) nie odstepowały mnie na krok. Jak takie myśli potrafią zżerać od środka chyba nie muszę tłumaczyć, jednak nie nad tym chcę się rozwodzić. Ostatnio bowiem byłem świadkiem jak jedna osoba pracująca na wyższym stanowisku niż moje bez zażenowania beknęla innej osobie w twarz. Uczestnik tej niebywale konstruktywnej wymiany zdań nie kazał swojemu towarzyszowi zbyt długo czekać i odpłacił mu pięknym za nadobne równie donośnym beknięciem. A jak tak sobie myślę WTF?! Po tej sytuacji zacząłem się przyglądać trochę bardziej otoczeniu i muszę przyznać, że albo wszyscy powariowali albo to ja jestem świr. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że ja się przejmuję takimi głupotami jak: "Czy wypada mi zadać pytanie", "Czy mnie nie wysmieją jak powiem to" itp. a inni w najlepsze odwalają takie akcje po których dawno zapadłbym się pod ziemię i mają wszystko tam gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę? Oczywiście wyżej opisana sytuacja to nie jedyna która mnie ostatnimi czasy zaskoczyła ale z pewnością najbardziej zmusiała mnie do refleksji. I tak się zastanawiam, czy przypadkiem w niektórych przypadkach nerwic to właśnie takie permanentne zamartwianie się nie jest głównym powodem problemów? Jestem świadom, że mam w jakimś stopniu nerwicę, ponieważ w towarzystwie (czyli dla mnie sytuacji ogólnie rzecz biorąc stresującej) obgryzam paznokcie i odwalam inne dziwne akcje, jednak coraz częściej wydaje mi sie, że odróżnia mnie od ludzi "normalnych" tylko to, że się ciągle przejmuję zdaniem innych. A Wy co na ten temat myślice? Pozdrawiam i dziękuję z wytrwanie do końca moich wypocin.
  4. JJ_Papa

    Samotność

    Rzuci mi ktoś jakiś uniwersalny tekst zaczepiania dziewczyn? Niezależnie czy to w sieci czy na żywo?
  5. JJ_Papa

    Samotność

    Dzięki wszystkim za to, że jesteście... Wiem, że to niezbyt pozytywne ale dzieki za to, że jesteście i dzięki Wam nie czuję się tak zupełnie samotny... Mimo wszystko to forum napawa mnie nadzieją...
  6. JJ_Papa

    Samotność

    Znowu zamyśliłem się patrząc na pusta połówkę dwuosobowego łóżka... Znowu się schlałem i łykałem tabletki z dziurawca... Nie mogę powiedzieć, że nie próbuje zaradzić tej swojej samotności... ale po tylu próbach, po tylu nieudanych próbach zaczyna mi brakować już sił. Może niektóre osoby mają przeznaczenie być samotnymi i być przestrogą dla innych, żeby wiedzieli jak się nie zachowywać. Może właśnie ja jestem taką osobą... Cholera jasna, jakie to beznadziejne uczucie nie miec z kim pogadać... z kimś komu naprawdę by na mnie zależało...
  7. JJ_Papa

    Samotność

    Z okazji walentynek postanowiłem, w akcie desperacji, założyć konto na którymś z serwisów randkowych... I kiedy przebiłem się już przez mozolny proces zakładania konta, określania osobowości, określania kryteriów wyszukiwania potencjalnych partnerek, określania mojego stosunku do zwierząt domowych i określania stosunku do okreslania stosunków (?) znalazłem interesującą mnie osobę... Pełen nadziei kliknąłem w opcję napisania wiadomości... a tu nagle i bezczenie wyskoczył komunikat, że najpierw muszę zapłacić jakiś abonament... Czy to w dzisiejszych czasach standard? Zarabianie na zdesperowanych i szukających pomocy ludziach? Widocznie tak... No cóż jako, że nie mam zamiaru płacić za to, że jestem samotny to w tej sprawie nadal nic się nie zmieniło...
  8. JJ_Papa

    Samotność

    Kalista, Trudne pytanie... Wydaje mi się, że rodzina i przyjaciele to osoby, które może nie zawsze pomogą nam wypłynąć na powierzchnie ale z pewnością nie pozwolą nam sięgnąć dna... Myślę, że pierwszą linią obrony przed samotnością jest docenienie właśnie tych osób... neutrina, Znam ten stan bardzo dobrze... Jak sobie z nim radzisz? vintage, Przechodzę przez podobną sytuację i obawiam się tego samego. A normalość masz z pewnością w psychice tylko jest stłumiona przez negatywne myśli... Pytanie tylko co rozumiesz przez normalność... Dla niektórych normalne jest słuchanie hip hopu dla innych jazzu, taki trywialny przykład ale chyba wiesz co mam na myśli... Może to co rozumiesz przez własną "nienormalność" to po prostu Twoja osobowość z którą nie warto na siłę walczyć i zaakceptować to jakim się jest?
  9. JJ_Papa

    Samotność

    Różnie można to interpretować bo w poważnym związku z drugą osobą nie byłem nigdy ale naprawdę samotność mi zaczęła doskwierać od jakichś 4-5 lat kiedy zrozumiałem, że koledzy nie są w stanie zaspokoić wszystkich emocjonalno-psychicznych potrzeb...
  10. JJ_Papa

    Samotność

    No do skaczących ocelotów! Kolejny dzień mija mi w samotności a ja czuje, że nic nie mogę z tym zrobić... Czuje się tak jak bym nie posiadał odpowiedniej części mózgu odpowidzialnej za kontakty interpersonalne. Zaczynam się na poważnie zastanawiac czy nie jestem jakoś upośledzony i czy niektórym osobom nie jest po prostu przeznaczone życie w samotności. Czasem wydaje mi się, że jestem z tym faktem pogodzony jednak chyba nie ma gorszego uczucia niż świadomość, że nikomu na mnie nie zależy...
  11. JJ_Papa

    Pół-deprsja?

    Znasz takiego? :) Chciałbym zastosować się do rady "just DO IT" ale nie wiem nawet od czego zacząć... Przez te kilka lat zmagania się z depresją straciłem kontakt z wiekszością koleżanek a te które znam są w związkach z moimi kolegami... Chcę jakoś wrócić z ciemnej otchłani i wyjśc do ludzi tylko nie bardzo wiem jak...
  12. JJ_Papa

    Pół-deprsja?

    Witam! Na wstępie chciałbym się pochwalić moim małym sukcesem w walce z tą okropną cholerą, żerującą na naszej energii witalnej, jaką jest niewątpliwie depresja. Otóż jakiś czas temu (ok 4 lata) stwierdziłem, że zainteresowała się mną ta natrętna choroba i przy akompaniamencie swoich najlepszych psiapsiółek - derealizacji i nerwicy postanowiła doszczętnie zrujnować moją samoocenę i zamienić mnie w beznamietną bestię uważającą, że trochę alkoholu i żyletek to świetny sposób na spędzenie piątkowego wieczoru (bez obaw nigdy się z nią w tej kwestii nie zgodziłem). Tak więc kiedy moja przyjaciółka niszczyła me życie przez 2 lata popychając mnie coraz bliżej w kierunku prostokątnego dołka coś we mnie pękło. Zrozumiałem nagle, że tak naprawdę nie muszę żyć jak cień i postanowiłem zwolaczyć tą chorobę samodzielnie. Walka była długa i niezwykle męcząca, jednak po kilku przegranych bitwach przyszła pora na niezwykle satysfakcjonujące sukcesy. Najpierw pozbyłem się myśli samobójczych w prosty sposób... Mianowicie, co tak naprawdę dałaby mi śmierć? Z perspektywy czasu wiem, że absolutnie nic, ponieważ chyba w każdym człowieku (nawet najbardziej zżytym z depresją) siedzi maleńka cząstka pragnąca szczęścia... I jak miałbym zawalczyć o szczęście znajdując się w drewnianym pudle pod ziemią? No byłoby to dosyć trudne... Po pierwszym niewątpliwym zwycięstiwie byłem zdeterminowany wygnać depresję ze swojego życia raz na dobre. Wiedziałem, że siła tkwi we mnie i że w końcu sobie z tym poradzę. Najpierw koło ratunkowe rzucili mi niespodziewanie moi przyjaciele prostym zaproszeniem na sylwestra... Będąc pod wpływem zrozumiałem, że mam naprawdę wspaniałych ludzi wokół siebie (nie wiedzieli oczywiście o moim stanie psychicznym), którzy akceptują mnie w pełni z moimi wadami. Pomyślałem wtedy, że może moja zanizona do granic możliwości samoocena to jakaś bzdura. Skoro radzę sobie w życiu zawodowym (mam pracę która co prawda nie spełnia moich ambicji ale daje trochę satysfakcji ponieważ wykonuję ją zajebiście dobrze a pochwały raz na jakiś czas naprawdę podnoszą morale) i jako tako funkcjonuję społecznie to nie mam podstaw żeby myśleć o tym, że jestem głupi i nic nie warty. Ba nawet czasem pozwalam sobie pomyśleć w sposób zarozumiały, że nie powinienem się martwić zdaniem innych tylko oni moim zdaniem :). Tak więc mając samoocenę na w miarę zadowoalającym poziomie znalazłem sobie hobby. Nawet nie wyobrażałem sobie jak coś takiego w walce z depresją jest pomocne... Otóż zacząłem się interesowac bardzo mało popularnym w polsce "sportem" jakim jest wrestling i założe się, że nie ma tu większego fana CM Punka ode mnie (piwo dla tych którzy wiedzą o kim mowa :)). Jednak nie wyleczyłem się z tej choroby zupełnie i cały czas moja zaniżona samoocena nie pozwala mi na wejście w jakliś sensowny związek... Ba, tak naprawdę nawet nie wiem jak się za to zabrać... Ciągle mam wątpliwości co do mojej atrakcyjności i co do mojego charakteru. Niby internet i serwisy społecznościowe ułatwiają sprawę ale nadal nie potrafie nawiązać z kimś przez nie jakiejś znajomości... Podziwiam ludzi którzy maja mase znajomych i nie boją się napisać do żadnej dziewczyny. Ja pisząc komentarz od razu myślę, że to co napisałem jest jakieś głupie i nie na miejscu, a co dopiero prywatną wiadomość. Od razu się pojawia uczucie zażenowania i jestem czerwony jak cegła... Nie wiem jak to zwalczyć i byłbym wdzięczny za wszystkie rady... Pozdrawiam.
  13. Witam! Jest to mój pierwszy posta na tym forum i chciałbym się podzielić moimi problemami. Czytając posty na tym forum uświadomiłem sobie wiele spraw, jednak nie odpowiedziały na wszystkie moje pytania. Więc postanowiłem tu napisać. Mam 18 lat i chodzę do klasy maturalnej liceum. Mój ojciec umarł kiedy miałem ok. 5 lat i mało go pamiętam. Zostałem więc wychowany przez matkę, której było bardzo ciężko i do której bardzo się przywiązałem. Od zawsze byłem przez nią wychowywany pod ogromną presją. Zawsze mi mówiła, że muszę się uczyć i być mądrym rozsądnym człowiekiem. Wydaje się, że miała rację, jednak będąc pod tą presją byłem w ciągłym stresie. Nigdy nie chciałem się jej sprzeciwić gdyż byłem świadomy naszej sytuacji. Problemy zaczęły się od 16 roku życia. Kiedy poszedłem do liceum. Nowa szkoła, nowi ludzie, nowe problemy. Po krótkim okresie okazało się, że dzieje się ze mną coś niepokojącego. Zacząłem być strasznie roztargniony, zapominałem o różnych rzeczach nawet o tych na których mi zależało. Wiedziałem, że dzieje się ze mną coś nie w porządku i mama również to zauważyła. Zaczęła mnie oskarżać o narkotyki i robiła mi ciągłe awantury. Nie miałem już siły jej wytłumaczyć, że nie mam z tym nic wspólnego (bo rzeczywiście nie miałem). Kilka razy już byliśmy na badaniach krwi i moczu i wszystkie wykazywały, że jestem całkowicie czysty, mimo to mama mówiła, że pewnie coś biorę czego badania nie potrafią wykryć. Cała ta sytuacja doprowadziła mnie do ciężkiej depresji. Czułem się osamotniony, nic mi się nie chciało, nie miałem motywacji do nauki, kumple zaczęli się nagle ode mnie, nie wiem czemu odwracać. Planowałem już nawet swoje samobójstwo na kilka sposobów i to nie dawało mi spokoju. Stan ten trwał ok półtora roku kiedy to matce wszystko przeszło i stała się znowu w porządku. Po tym fakcie depresja zaczęła powoli mijać. Dosyć niedawno odkryłem to forum i uświadomiłem sobie, że "nie jestem sam" i przestały mnie męczyć myśli samobójcze, odczuwam lekką motywację do nauki i życie zaczyna mnie cieszyć, jednak nadal cierpię na deficyt uwagi (pojęcie z wikipedii które idealnie opisuje mój stan). Nie wiem co z tym robić, ale zaczyna mnie to już strasznie drażnić. Tym bardziej, że zbliża się matura i jeżeli ten stan się utrzyma nie mam szans na jakiś pozytywny wynik. Czy to może być efektem długoletniego stresu, czy przeżytej depresji i jak sobie z tym poradzić? Inna sprawa to moja dziwnie zaniżona samoocena. Niby wiem, że jestem człowiekiem, którego można polubić, jednak często uważam, że ludzie przebywają czasami ze mną z przymusu i nie czerpią z tego przyjemności. Przez taki stan często zamykam się sam w domu i wolę siedzieć sam niż wyjść do ludzi i się z kimś spotkać. Boję się bardzo odrzucenia więc kontakty damsko-męskie w moim wykonaniu również nie są najwyższych lotów. Bardzo mi również zależy na opinii innych, na którą jestem bardzo wrażliwy. Czasami jak słyszę śmiech na korytarzu w szkole to zdaje mi się, że wszyscy się śmieją ze mnie i czuje się strasznie głupio. Efektem tej niskiej samooceny jest również fakt, że czuje się jakbym był do niczego i ogólnie do dupy. Wydaje mi się często, że za co się nie wezmę to wszystko zepsuje. Jak mogę z tym walczyć? No to tyle, dziękuje wszystkim którzy wytrzymali do końca i proszę o opinie/rady.
×