Długo zwlekałam z rejestracją na forum psychologicznym, wmawiałam sobie, że mój problem jest chwilowy, że to nic takiego, a jednak...
Zaczęło się pół roku temu zawrotami głowy. Trwały 3 dni, minęły-miałam wtedy trudny okres w szkole, rozstanie z chłopakiem, sytuacja w domu... Dolegliwość minęła, myśli pozostały. Od tego czasu doszukiwałam się w organiźmie każdej najmniejszej zmiany, uważałam, że jestem chora na wszystko, co można... Od jakiegoś miesiąca mam trudności ze snem. Bardzo boję się śmierci. Potworne zawroty głowy, trwają całe dnie. Do tego szybkie tętno, kiedy budzę się w nocy (a budzę się praktycznie zawsze). Miewam płytki oddech, gulę w gardle, kiedyś piekło mnie w mostku. Do tego nerwobóle serca, kłucie w łopatkach. Od kilku dni bolą mnie kości, mam dreszcze, drętwieją mi ręce. Nie mogę się rozluźnić, jestem ciągle spięta, ciągle myślę o najgorszym. Dołączyły się też dolegliwości żołądkowe, charakterystyczny ucisk żołądka i jelit.
Miesiąc temu miałam morfologię,ekg,poziom cukru-wszystko w porządku.Przebyłam infekcję dróg moczowych, zapalenie przydatków, ale po kuracji antybiotykami mocz też był jak najbardziej ok. Byłam u ginekologa, miałam usg jajników (też bolały) - ale nic nie wykrył. Ciągle męczę mamę o rezonans, tomografię czy jakiekolwiek badanie, któe udowodni mi, że nie umrę. ;( Teoretycznie-zdrowa, a w praktyce czuję się jak wrak =( Ciśnienie mam niskie 90/60, wiecznie zimne stopy, dłonie i czubek nosa...
Za tydzień mam neurologa, dziś lekarz rodzinny przepisał mi Coaxil. Wzięłam już dwie dawki i marzę tylko o tym, by zaczęło działać. W tej chwili znów nie mogę spać. Ta cholerna głowa-zawroty...
Jak z tego wyjść...? W tym roku szkolnym mam maturę, chcę ją dobrze zdać!