Skocz do zawartości
Nerwica.com

oto_ja

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez oto_ja

  1. co za koszmar, już nie wytrzymam tego dłużej, co ja mam robić, co za paskudne, potworne uczucie, jakby coś mnie od środka rozrywało na kawałki, co nie zrobię będzie źle, co nie zrobię będę się czuć podle, co nie zrobię i tak będę nieszczęśliwa, jak wyjść z sytuacji bez wyjścia, jak dowiedzieć się co zrobić, jak się zachować, jaką podjąć decyzję? pogubiłam się potwornie, boję się że już się nie odnajdę, najlepiej byłoby uciec od tego wszystkiego i spalić za sobą mosty, tak żeby mnie nikt już nigdy nie znalazł
  2. Matilde, dzięki, ale ja już nie mam siły. Nie wiem już gdzie jej szukać. Jak tylko jest lepiej choć troszeczkę, to zaraz się musi coś schrzanić, i to przeze mnie zawsze. Może nie jestem zła, tylko głupia po prostu. To trwa już za długo. Nie mam nadziei że może być inaczej. I jestem dziewczyną, tylko się machnęłam w poprzednim poście, jedną literką sobie płeć zmieniłam :)
  3. jestem podłym, złym, egoistycznym człowiekiem, nie nadaję się do niczego, krzywdzę innych ciągle, wszystko niszczę, nie potrafię się zmienić, chciałbym zniknąć, żeby już więcej głupot nie robić
  4. mam dość. jestem nikim, śmieciem na tym świecie, nic nie znaczę dla ludzi, na których mi zależy, wszyscy mnie wykorzystują, jak jestem im potrzebna to do mnie przychodzą, żeby załatwić to czego chcą, a potem skopać i zostawić. tacy przyjaciele, jak im jestem potrzebna, to chrzanią, że mogę na nich liczyć, a potem mnie olewają, odwracają się ode mnie, jak tylko dostaną czego chcieli. nienawidzę ludzi, nie mam już siły do tego wszystkiego, nie mam siły walczyć z każdym dniem, nie wierzę, że moje życie może wyglądać inaczej. tak bardzo chciałabym się rano nie obudzić...
  5. Witam. Chciałam tylko zapytać ludzi doswiadczonych w różnych problemach, czy może tak być, że ktoś, kto był kiedyś ofiarą gwałtu, nie może nawet po wielu latach stworzyć fajnych związków z innymi ludźmi? Bo widziałam się z kumplem, on tak dla śmiechu mnie objął a mnie wzdrygło, aż zapytał czy coś mi jest. Dodam tylko, że to co mi się zdarzyło miało miejsce prawie 10 lat temu, od ponad trzech biorę leki na depresję i nerwicę, w zasadzie nie mam jakiś większych problemów z seksem ( poza tym, że myślę tylko o przyjemności tej drugiej strony i często mam myśli typu: niech on już skończy), chyba że ktoś mnie właśnie jakoś tak zaskoczy, to wtedy mnie tak jakoś lęk bierze. Męczę się, bo nie wiem co powiedzieć jak się pytają, czemu tak się boję, a prawdy nie powiem. Co robic? A - mieszkam w małym mieście, terapeutów jak na lekarstwo, a jak juz trafiłam na kogoś, z kim mogłam pogadać i zaufać jakimś cudem, to liczy sobie tyle, że mnie nie stać Można poradzić sobie samemu?
  6. Donkey, to niedobrze, trzeba żyć dalej, nie oglądając się na przeszłość. Co było, już nie wróci. Ja wiem, że to się tak łatwo mówi, doskonale wiem. Ale po trzech latach związku, który praktycznie wykończył mnie psychicznie wiem co mówię. Walczyłam o nas te trzy lata. Praktycznie samotnie. Walczyłam o to, żeby chciało mi się żyć, walczyłam z depresją, walczyłam z samą sobą. Wciąż sama, ciągle sama. Musiało upłynąć tyle czasu i ja nadal nie wiem czy robię dobrze zostawiając go. Ale uwierz mi, proszę, nie warto tkwić w pochrzanionym związku. Za żadną cenę. Wykończyłabyś tylko samą siebie, a raczej on by Cię wykończył. Ja już wiem - lepiej nie mieć faceta, niż mieć takiego, który sprawia, że nie chce Ci się żyć. Trzymam kciuki za Ciebie, na pewno Ci się uda. Będzie dobrze (choć wiem, że pewnie w to nie wierzysz). Wiesz, co mi pomogło? wzbudzanie w sobie złości na niego. Wściekłości wręcz. Przypominanie sobie, jak mnie gnoił, jak źle się czułam przez niego, jaka byłam żałosna błagając o miłość. I poznanie nowych ludzi. Nie faceta w sensie ewentualnego związku, ale nowych ludzi, przy których mogłam być wreszcie sobą. Warto wyjść do ludzi, pomimo że to trudne. Ale opłaca się. Wierz mi. Trzymaj się Donkey
  7. sory, ale to mnie trochę zdenerwowało nie ma czegoś takiego, jak poważniejsze problemy, dla każdego jego problemy są najważniejsze i najtrudniejsze, nawet jak dla wszystkich coś wydaje się błahe i nieważne, dla kogoś innego to może być tragedia ale zgodzę się, że dobrze byłoby coś z tym zrobić
  8. jak okropnie się dzisiaj czuję, to szok taka beznadziejna, do niczego, nie mam już siły na to cholerne życie wszystko się pieprzy, nie wiem już co robić czemu to wszystko jest tak cholernie popieprzone, skomplikowane, czemu nie mogę normalnie żyć, trafiać na normalnych ludzi, nawet mój ojciec mnie dzisiaj zgnoił, a już się tak dobrze czułam, i to za co? za to że chciałam spotkać się z przyjacielem, jedyną osobą która mnie rozumie, jedyną przy której czuję się bezpieczna i spokojna, czy to nie można zrozumieć, że można przyjaźnić się z kimś o innej płci bez podtekstów seksualnych? zresztą on i tak niedługo wyjeżdża i nawet jego stracę, już całkiem sama zostanę wszystko do dupy
  9. betty_boo, nie, nie jestem DDA, już prędzej DDD, ale to już inna historia Donkey, moim zdaniem, to tylko lepiej dla Ciebie że odszedł, wiem że nie czujesz tak teraz, ale czy naprawdę chciałabyś być z kimś, kto tobą poniewiera? Mówisz, że tylko Ty robiłaś wszystko żeby ratować ten związek, skąd ja to znam... jak druga osoba nie chce współpracować, starać się, to nie ma sensu walczyć samemu. Będzie Ci coraz łatwiej, zobaczysz. Trzymam kciuki. petunia, ja myślę, że gdybym była mniej wrażliwa na to co on mówi to byłoby lepiej. Ale nie potrafię i chyba nawet nie chcę. Chcę, żeby moja wrażliwość była doceniona, a nie wykorzystywana przeciwko mnie. Ja wiem, mądra się znalazła co to sama sobie nie radzi. Ale mnie otwarcie oczu na pewne sprawy zajeło 7 lat. A 3 ostatnie były naprawdę ciężkie. Czasem żałuję, że wtedy nie odeszłam na dobre, że zmarnowałam tyle czasu. I właściwie to nie wiem, czy chcę żeby się zmienił. Nie wiem czy go jeszcze kocham po tym wszystkim. I chyba wolałabym żeby to on powiedział, że koniec. Nie czułabym się znowu winna.
  10. Dziękuję, że mi odpisujecie, to dla mnie bardzo ważne. To, że można mnie bardzo łatwo wpędzić w poczucie winy, to prawda. Chyba wynika to z mojej przeszłości, też zresztą niełatwej. Nie tak łatwo jest to zmienić, niestety. Czasem wolę nie zrobić czegoś na co mam ochotę, niż mieć potem w domu atmosferę nie do wytrzymania. Tak wiele razy słyszałam, że to ja wszystko znowu schrzaniłam, że zaczęłam w to wierzyć. A walczyć z nim już mi się po prostu nie chce. Co z tego, że będę próbować rozmawiać, tłumaczyć itd. skoro on i tak tego nie zapamięta, a nawet jak zapamięta, to nie zrozumie. Ileż razy można powtarzać to samo?
  11. Wiem, że nie można tak żyć, masz rację, w ogóle przestałam wychodzić z domu, dla świętego spokoju po prostu. A winna czuję się praktycznie w każdej sprawie. Jak się pokłócimy, niezależnie o co, to czasem nie wytrzymuję i idę płakać do kuchni, on mnie wtedy zostawia samą i idzie spać. Następnego dnia sprawdza tylko czy nie nie pociełam, bo miewałam takie epizody. Prawie zawsze dochodzę do wniosku, że to moja wina, że się pokłóciliśmy i przepraszam. A on potrafi naprawdę długo się gniewać, nie odzywa się do mnie prawie wcale, a że ja nie potrafię tego znieść, to wyciągam rękę pierwsza, robię wszystko żeby go udobruchać. Czy zatęskni to nie wiem, chyba już zaczął, szuka czasem kontaktu ze mną pod jakimś pretekstem. Tylko nie wiem czy to tęsknota, czy może strach, że stracił nade mną kontrolę. A ja nie tęsknię. Czuję się lepiej odkąd się wyprowadziłam, zaczynam wychodzić z domu, spotykam się z ludźmi, czuję się swobodniej, nie muszę się wciąż kontrolować, uważać na każdy gest czy słowo, żeby nie zostać skrytykowaną, żeby nie powiedział znowu, że przynoszę mu wstyd. Tylko dobija mnie to życie w zawieszeniu, niepewność co dalej, i takie poczucie winy że rozwalam małżeństwo, że to moja wina, że może on wcale nie jest taki zły, tylko ja
  12. Dziękuję, nie pomyślałam o tym. Rzeczywiście pewnie tak zrobię, przynajmniej będę wiedzieć. Ech, tylko żeby nie zrobił z siebie ofiary psychopatycznej żony, że on niby taki cudowny, tak się stara a ja to ta zła. A zresztą może i tak jest. Nie wiem już nic. Może psycholog coś pomoże. Moja ostatnia nadzieja na normalne życie. Czy z nim czy bez niego. Dziękuję jeszcze raz za pomoc :)
  13. Może i masz rację, tylko ja się boję, że on tak tylko mówi, że pójdzie na terapię, żebym tylko wróciła do niego. A jak już wrócę, to wtedy tak nakombinuje, że nie pójdziemy. W końcu jak chodziłam do psychologa, gdy bardzo źle się czułam (depresji kolejny nawrót), to on nawet nie chciał słyszeć, żeby iść porozmawiać z panią psycholog. Myślę o tym, żeby sama pójść do psychologa, pogadać, może coś mi to pomoże. A możesz mi powiedzieć, jak to skończyło się u Ciebie? Pomogła w czymś terapia? I jak to w ogóle wygląda, taka małżeńska terapia?
  14. Witam. Właściwie nie wiem co pisać, czuję się strasznie rozbita i miotam się w uczuciach. Chyba tkwię w toksycznym małżeństwie. Mój mąż jest chorobliwie zazdrosny, ciągle mi zarzuca, że kłamię, robi insynuacje albo mówi wprost, że go zdradzam, sprawdza moje rozmowy na gg, jak wyszłam raz z koleżanką, to zadzwonił i chciał żeby ją dać do telefonu, bo myślał, że jestem z jakimś facetem. W ogóle nie wychodzę z domu, nie spotykam się z ludźmi, bo boję się że zrobi taką atmosferę, że mi się wszystkiego odechce. Poza tym wciąż mnie krytykuje, że mam zły ton głosu, że użyłam złego słowa w rozmowie itp. Rozmawiać się z nim nie da, nic nie rozumie, moje uczucia muszę mu tłumaczyć jak 5 letniemu dziecku, po czym i tak albo się kłócimy, albo on zaraz zapomina co mówiłam. Jak powiem, że coś jest źle, to się obraża, albo traktuje to jak atak.Potrafi tak odwrócić kota ogonem, że zawsze to ja czuję się winna, że to przeze mnie się kłócimy, że jestem tą najgorszą. Wiele razy próbowałam rozmawiać, tłumaczyć, prosić i ciągle jest tak samo, jestem już potwornie zmęczona tkwieniem w tym związku i kolejnymi próbami ratowania go. Odeszłam raz. Chciał żebym wróciła. Postawiłam warunek. Zgodził się. Wróciłam. Po tygodniu już nawet nie pamiętał, że go o coś prosiłam, że postawiłam jakiś warunek, nie wiedział o czym mówię, gdy próbowałam z nim o tym pogadać. Zrobiłam się do tego stopnia odrętwiała, że przestawało mnie już obchodzić co on mówi itd. W tamtym tygodniu czara się przelała. Wyprowadziłam się. Jesteśmy w nieformalnej separacji. Ale rozmawialiśmy i on chce, żebym wróciła. Mówi, że postara się mi zaufać, że możemy iść na terapię małżeńską (ja to zaproponowałam), tylko że ja nie wiem czy jeszcze tego chcę. Nie wiem, czy jeszcze go kocham. Nie wiem, czy wystarczy mi sił, żeby jeszcze próbować to ratować. Tyle czasu próbowałam. Nie bardzo wierzę, że on się zmieni. Kiedy mówi, że będzie się starał itd. to czuję jakiś wewnętrzny bunt, jakby coś w moim wnętrzu krzyczało "nie chcę, żeby się udało, nie chcę już jego". A może to wszystko to moja wina rzeczywiście? Może to przez moją depresję? Może to ja jestem toksyczna? Chyba boję się zostać sama. W końcu jest, jaki jest, ale zna już moje schizy i jazdy. Nie umie sobie z nimi radzić, ale może nikt by nie umiał. Czuję się brzydka, nudna i beznadziejna. A jak nikt mnie już nie pokocha? Jeśli na to nie zasługuję? Jak nikt ze mną nie wytrzyma? Może mój mąż się stara, a ja tego nie umiem albo nie chcę zobaczyć? Nie mam pojęcia co robić, nie wiem nic. Nie wiem co czuję, oprócz rozbicia wewnętrznego. Wykańczam się tkwiąc w takim zawieszeniu, wrócić do niego i próbować, czy skończyć to na dobre? Proszę, niech ktoś mi pomoże
×